Marek Knopik: Było blisko, ale medalu zdobyć się jednak nie udało.
Piotr Makowski: Ten ostatni mecz z Jastrzębskim Węglem był chyba najgorszym naszym występem w tym sezonie. Nie potrafię sobie nawet przypomnieć, kiedy przegraliśmy 0:3. O to mam do siebie największe pretensje. Z drugiej strony jastrzębianie pokazali, jak potrafią grać w siatkówkę. Gdyby tak zagrywali cały sezon, ciężko byłoby się im przeciwstawić każdej drużynie naszej ligi. Dawno już nie widziałem takiego ryzyka, siły i przy tym dokładności w polu serwisowym. Zasłużenie więc to oni zdobyli brązowy medal.
A co z Delectą?
- Delecta musi czekać na swoją kolejną szansę. Tym razem rywale byli po prostu lepsi. Zagrali fenomenalne zawody. Nawet jak my mieliśmy fragment lepszej gry, to oni podbijali piłki w sposób niewiarygodny i wykorzystywali swoje akcje. Słowa uznania dla jastrzębian.
Nie zmienia to jednak faktu, że to najlepszy sezon w historii drużyny z Bydgoszczy.
- Zgadza się. Byliśmy w najlepszej czwórce Pucharu Challenge, Pucharu Polski i rozgrywek PlusLigi. Graliśmy wszystko z marszu. Naszym celem było zajęcie 2-3 miejsca w rundzie zasadniczej, by uniknąć w pierwszej rundzie play-off któregoś z faworyzowanych czterech zespołów. To się nam udało. Później myśleliśmy tak, że co się uda ugrać więcej to nasze. Pokazaliśmy w meczach półfinałowych i tych o najniższy stopień podium, poza tym ostatnim, że potrafimy toczyć wyrównane boje z najlepszymi. Chciałbym w tym miejscu podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu, bo niezależnie od pełnionej funkcji, każdy dał z siebie wszystko. Nawet najmniejsza dodana cegiełka budowała ten wynik. Skończyliśmy ten sezon smutno, ale był naprawdę dobry.
Plan na fazę zasadniczą wykonaliście zatem z nawiązką, bo ją wygraliście. W kraju odebrano to jako dużą niespodziankę.
- Każda drużyna ma w pewnych okresach różnego rodzaju kłopoty. My też je mieliśmy, natomiast w rundzie zasadniczej potrafiliśmy wykorzystać problemy rywali. ZAKSĘ pokonaliśmy dwa razy, ale ten zespół miał wtedy w głowie trochę inne cele. Skrę Bełchatów ograliśmy u siebie, w momencie gdy Michał Winiarski był kontuzjowany. W tamtym okresie 2-3 dni odpoczynku nam w zupełności wystarczało. W play-off już tak dobrze nie było. Zabrakło trochę szczęścia.
Skąd ta obniżka formy na decydującą fazę rywalizacji o mistrzostwo Polski?
- Na pewno nie można powiedzieć, że byliśmy źle przygotowani kondycyjnie. Natomiast gdyby Stephane Antiga mógł odpocząć trochę w regularnym sezonie, a swoją najlepszą dyspozycję mógł przygotować na play-off, ekipa Delecty miałaby z pewnością z tego dużo pożytku. Podobna sytuacja z Dawidem Konarskim, który również grał praktycznie bez zmian. Im troszeczkę już zabrakło sił w samej końcówce sezonu, ale wszyscy widzieli, że i tak walczyli z całego serca. Inną sprawą są telefony od menadżerów, bo w ostatnim okresie było ich sporo. Również wieści dotyczące mojego ewentualnego objęcia reprezentacji kobiet mogły mieć wpływ na naszą postawę.
Z tego wynika, że aby bić się skutecznie o medale, potrzebna jest szersza ławka rezerwowych.
- Być może tak, lecz nie wiem czy to zagwarantuje sukces w przyszłości. Może trzeba mieć też lepszych zawodników z podstawowej szóstki, czy lepszego trenera. Trudno powiedzieć. Udało nam się stworzyć grupę, w której panowała znakomita atmosfera i razem potrafiliśmy pokonywać poszczególne etapy rywalizacji. Liczyliśmy się z tym, że w play-off może być gorzej. Pokazaliśmy jednak bardzo interesującą siatkówkę i namieszaliśmy trochę wśród potentatów. Swoją postawą ściągnęliśmy parokrotnie 7 tysięcy osób na mecz w Łuczniczce. Spotkania w Rzeszowie z naszym udziałem chciało obejrzeć 30 tysięcy kibiców. To o czymś świadczy i bardzo cieszy, że na zespół Delecty ludzie chcieli przychodzić.
Został poruszony temat telefonów od menadżerów. Czy zespołowi grozi rozpad?
- Tutaj przykład drużyny z Częstochowy wyjaśnia wiele. Zespół o niższym budżecie grający dobrze skazany jest na ubytki kadrowe. Być może stanie się tak również z Delectą po tym sezonie. Natomiast stabilizacja finansowa i marka klubu spowoduje, że do Bydgoszczy przyjdą grać nowi, dobrzy zawodnicy. Rozmowy transferowe dopiero się rozpoczynają, jednak z tego co wiem, po meczu w Rzeszowie telefony rozdzwoniły się bardzo mocno. Takie jest życie. Zobaczymy co się wydarzy.
A co z Piotrem Makowskim?
- Nadchodzi teraz czas na konkretne rozmowy i nie chodzi o finanse, bo w Bydgoszczy pracuje mi się znakomicie. Z prezesem Piotrem Sieńko mam bardzo dobry kontakt, przyjaźnimy się i to z nim najpierw usiądę do dyskusji. Niczego przed nim nie ukrywam, również tego, że będąc na zebraniu wydziału szkolenia wyraziłem chęć pracy z kadrą siatkarek. Sytuacja miała miejsce kilka tygodni temu i od tego czasu nikt z zarządu PZPS się ze mną nie kontaktował. W tym miejscu chciałbym za to podziękować władzom polskiej siatkówki, bo mogłem się skupić na swoich obowiązkach.
Ewentualne objęcie reprezentacji siatkarek to koniec przygody z Delectą?
- Jestem członkiem zarządu klubu oraz członkiem zarządu sekcji. Prezes Sieńko z pewnością zgodziłby się na łączenie funkcji trenera kadry siatkarek oraz Delecty, natomiast byłby chyba jedynym, który akceptowałby takie rozwiązanie. Sam wiem, że prowadzenie kadry to duże wyzwanie i trudna praca. Mam już doświadczenie w tej kwestii, chociaż tylko w roli drugiego szkoleniowca. Jeśli poprowadzę żeńską reprezentacje Polski, to w Bydgoszczy chciałbym pełnić funkcję mnie absorbującą. Mamy czas do 22 kwietnia na rozmowy i wtedy wszystko będzie już wiadomo.