To nie jest jeszcze gotowy zespół - rozmowa z Johnem Sperawem, trenerem reprezentacji USA

Szkoleniowiec zwycięzcy tegorocznej LŚ opowiedział naszemu portalowi o swojej odmłodzonej drużynie. - Mamy potencjał, żeby za kilka lat być jednym z najmocniejszych zespołów na świecie - mówił.

Ola Piskorska: To pana drugi sezon jako trenera reprezentacji narodowej, jest łatwiej czy trudniej?

John Speraw: O wiele łatwiej. W zeszłym roku nie miałem wiele czasu na przygotowanie się, bo zostałem zatrudniony w kwietniu i musiałem w pośpiechu wybierać zawodników, rozpisywać przeciwników, planować całe lato, zgrupowania, treningi, sparingi. To było męczące i trudne. Nie miałem nawet skompletowanego sztabu przed Ligą Światową, to wszystko była taka prowizorka na szybko. Tak naprawdę dopiero po Lidze miałem w kadrze wszystkich, których chciałem, i w drużynie i w sztabie. A w tym roku mieliśmy czas, żeby wszystko porządnie rozplanować i przygotować, więc pracuje mi się o wiele spokojniej.
[ad=rectangle]
W zeszłym roku zupełnie nie udała wam się Liga Światowa, to właśnie przez to?

- Zeszłoroczny występ w Lidze to w ogóle było wielkie wyzwanie dla nas. Nie tylko przez robienie wszystkiego w ostatniej chwili, ale także ogromną liczbę zmian w drużynie. Jak tylko objąłem stanowisko szkoleniowca, to kolejni zawodnicy zaczęli mi zgłaszać, że w tym roku nie zagrają w reprezentacji, np. Stanley czy Lee. Wiedziałem, że muszę szybko znaleźć nowych siatkarzy i cały zespół został dość gruntownie przebudowany. Oczywiście, nie byłem specjalnie zaskoczony, bo u nas zawsze co 4 lata następują zmiany. Wiedziałem też, że podstawowi siatkarze reprezentacji nie są już młodzi. Ale czy się człowiek spodziewa, czy nie, to taka zmiana pokoleniowa w zespole jest bardzo trudna i potrzeba czasu, żeby się wszystko ułożyło. Najważniejszy w takiej sytuacji jest brak doświadczenia zawodników, dla sporej części mojej drużyny, to jest pierwsza lub druga Liga Światowa w życiu, co momentami i teraz widać na boisku. To na pewno zaważyło na naszym zeszłorocznym rezultacie w LŚ.

Czy w tym roku miał pan już większe oczekiwania co do wyniku?

- Przyznam się, że nie. Zmiana pokoleniowa to jest długi i skomplikowany proces i tego się nie da przeskoczyć. Do tego w tym sezonie doszło do zespołu kilku kolejnych nowych, młodych zawodników na przykład Sander i nie wiadomo było, jak oni sobie poradzą jako debiutanci. Byłem bardzo ciekawy, jak będzie się wszystko układać, ale nie miałem żadnych oczekiwań. I jestem niezwykle zadowolony z tego, jak zagraliśmy w fazie grupowej LŚ i w finałach. Widzę, że ci młodzi chłopcy zrobili ogromne postępy i bardzo dobrze się wkomponowali w zespół, ale nadal przed nami jeszcze długa droga.

Kiedy zobaczył pan waszą grupę w LŚ, to był pan przerażony?

- Byłem (śmiech). Pomyślałem sobie, że to będzie naprawdę wielkie wyzwanie dla mojej młodzieży. Ale ta formuła LŚ zostanie na stałe, więc trzeba się przyzwyczajać, im szybciej, tym lepiej. Już nie będzie łatwych grup ani łatwych przeciwników. I kiedy awansowaliśmy z tak trudnej grupy, to byłem bardzo usatysfakcjonowany. Pierwszy raz pomyślałem wtedy, że to się może udać, że z tych wybranych przeze mnie chłopaków może być naprawdę dobry zespół za kilka lat. A przyznam szczerze, że po zeszłym sezonie miałem co do tego wątpliwości.

Patrząc na pana zespół w tym roku wydaje się, że największy problem ma pan w tej chwili z pozycją atakującego. Matt Anderson gra na tej pozycji, choć w klubie jest przyjmującym.

- Każdy z naszych zawodników jest w miarę uniwersalny, bo tak staramy się ich szkolić. Wynika to też z faktu, że po prostu nie mamy ich wielu i zawsze może się zdarzyć, że będą grali na innej pozycji niż dotąd. Moim zadaniem, jako trenera, jest wystawić najlepszych siedmiu siatkarzy na boisko i czasami wymaga to dostosowania się zawodnika do innej pozycji. W zależności od potrzeb Matt może być na lewym skrzydle albo na prawym, dopóki któryś z naszych atakujących nie osiągnie odpowiedniego poziomu. Carson Clark dobrze rokuje, a Murphy Troy będzie w tym roku grał w Gdańsku pod okiem Anastasiego, więc liczę na to, że obaj podniosą swój poziom w ciągu tego sezonu. Jeżeli jednak tak się nie stanie i Matt na treningach nadal będzie naszym najskuteczniejszym zawodnikiem po przekątnej, to tam będzie grał, a ja wtedy zacznę szukać drugiego Sandera, żeby wzmocnić pozycję przyjmującego.

John Speraw drugi sezon jest szkoleniowcem USA
John Speraw drugi sezon jest szkoleniowcem USA

Tak zagracie też w MŚ?

- Tak sadzę. Nie spodziewam się żadnych znaczących zmian w grze naszego zespołu w tym sezonie już. Dopiero za rok, kiedy spora część tych młodych graczy popracuje w profesjonalnych klubach, mogą pojawić się zmiany w reprezentacji.

A jak to jest z rozgrywającymi? Shoji był pana pierwszym rozgrywającym w minionym sezonie, zdobył mistrzostwo Niemiec ze swoim klubem, a mimo to większą cześć obecnego sezonu gra debiutant Christenson. Czy to dlatego, że on jest lepszy czy dlatego, że chce mu pan pomóc w zdobywaniu doświadczenia przed trudnym i długim turniejem mistrzostw świata?

- Micah jest po prostu lepszy. Oczywiście, zawsze doceniam doświadczenie u zawodnika, zwłaszcza na pozycji rozgrywającego. Ale jeżeli zawodnik, który nie grał nawet minuty zawodowo w siatkówkę, wychodzi na boisko i wystawia lepsze piłki niż cała, bardziej doświadczona, reszta, to on będzie u mnie grał. Po zeszłorocznej Lidze Światowej nie byłem do końca zadowolony z poziomu naszego rozegrania, ściągnąłem Micah do reprezentacji na drugą część sezonu i on swoją grą wywalczył sobie natychmiast pozycję w szóstce. Dlatego ten sezon też w niej zaczął i nadal uważam, że jest obecnie naszym najlepszym rozgrywającym. I to mimo tego, że jesień i zimę spędził na uniwersytecie w USA, a nie w profesjonalnym klubie w Europie.

Jakie są pana zdaniem najmocniejsze punkty tego zespołu, a jakie najsłabsze?

- Na razie to trudno mi to ocenić, bo nie mam poczucia, że to jest już gotowy zespół, raczej pewien projekt w fazie intensywnego rozwoju, który może być o wiele lepszy w każdym obszarze. Ale analizując na gorąco, to obecnie naszym najmocniejszym punktem jest ogólnie kontrola piłki. Nasz libero Shoji robi bardzo dużo dobrej roboty i jest tam gdzie powinien być, umie także dobrze wystawić piłkę w razie potrzeby. Bardzo mi się podoba zachowanie zespołu po obronach, w jaki sposób dostarczamy piłkę do ataku. Natomiast wciąż widzę pole do rozwoju w przyjęciu, uważam, że mamy potencjał, żeby być jednym z najlepiej przyjmujących zespołów na świecie. Co do minusów, to obecnie najwięcej chciałbym popracować na blokiem, Matt ma problem z tym elementem po zmianie skrzydła, a nasi środkowi są zbyt bierni na siatce. Będę pracował na tym, żebyśmy byli bardziej dominujący i agresywni w bloku. Spodziewam się, że już na mistrzostwa świata będzie widać dużą poprawę w tym elemencie.

Skoro nie jest to jeszcze gotowy zespół to nie oczekuje pan od nich medali?

- To prawda, że najważniejsze dla mnie nie są na razie wyniki tylko rozwój tych zawodników i zespołu jako całości. Z drugiej strony, przyjemniej jest wygrywać niż przegrywać, a przede wszystkim każdy mecz z przeciwnikiem z najwyższej półki powoduje, że mój zespół staje się ciut lepszy. Ale powiem szczerze, że w tym sezonie zobaczyłem po raz pierwszy w moich zawodnikach potencjał na bycie naprawdę wielkim zespołem i dlatego zaczynam zmieniać swoje oczekiwania w stosunku do nich. Myślę, że przy ich możliwościach nadszedł czas, kiedy powinniśmy do każdej imprezy przystępować z założeniem, że idziemy po medal. Oni są nadal w fazie rozwoju i trudno mi powiedzieć, ile czasu zajmie dojście nam do najwyższej formy, ale kiedy tam dojdziemy to myślę, że przez kilka lat będziemy jednym z najmocniejszych zespołów na świecie. Dlatego trzeba, oprócz rozwoju technicznego i taktycznego, zacząć ich uczyć radzić sobie z presją, a także świadomością własnych dużych możliwości. Dlatego od teraz na każdą imprezę będziemy jechać po medal. Nie wiem czy te medale przyjdą od razu, ale czas zacząć się przyzwyczajać do myśli, że jesteśmy mocnym zespołem, który ma walczyć o najwyższe cele.

Rozmawiała Ola Piskorska

Źródło artykułu: