Asseco Resovia Rzeszów-Ortec Rotterdam Nesselande 3:0 (25:16, 25:20, 25:16), złoty set 18:16
Resovia: Hernandez, Papke, Ilić, Mitrović, Łuka, Kaczmarek, Ignaczak (l) oraz Józefacki, Kusior
Ortec: van der Wel, Lorsheijd, van Harskamp, Stoltz, Vlam, Kooy, Rademaker (l) oraz Klapwijk, van Jaarsveld, van Bemmel
Od początku spotkania inicjatywę w grze objęli gospodarze, pokazując tym samym, że sobotnia wygrana z Mlekpolem Olsztyn w PLS nie była przypadkiem, a zwiastunem ich dobrej gry. Po bloku na Stoltz'u i asie serwisowym Ilic'a Asseco Resovia prowadziła 4:2, by do pierwszej przerwy technicznej zwiększyć przewagę do trzech oczek. Kiedy Lorsheijd został zablokowany, a nie do odbioru zaserwował Łuka i gospodarze prowadzili 14:10 o czas poprosił trener Ortecu, jednak przerwa nie wpłynęła pozytywnie na grę jego zespołu. Rozpędzona Resovia wykorzystywała każde potknięcie słabo spisującego się rywala (zwłaszcza na zagrywce i w przyjęciu), prezentując wysoką skuteczność w atakach z kontry, a wyniki 17:12, 19:14, 22:15, mówią same za siebie. Wysokie prowadzenie gospodarze pewnie dowieźli do końca partii, którą już w pierwszej piłce setowej zakończył udanym atakiem Papke.
Set drugi nie różnił się znacząco od partii pierwszej. Resovia, podobnie jak w poprzednim secie od początku objęła prowadzenie i praktycznie przez cały czas kontrolowała przebieg drugiej odsłony spotkania. Nerwowo zrobiło się tylko na chwilę, kiedy czteropunktowe prowadzenie gospodarzy (9:5) zmalało do zaledwie jednego oczka, kiedy Papke przeszedł linię zagrywki, a Kooy najpierw udanie skończył atak, by w kolejnej akcji posłać na stronę Resovii asa serwisowego. Na szczęście dla miejscowych, dobra zagrywka po stronie ich rywali była we wtorkowym spotkaniu naprawdę rzadkością, dlatego też już do drugiej przerwy technicznej polski zespół odbudował swoją przewagę (16:13), by chwilę później prowadzić już sześcioma oczkami (20:14). Było jasne, że drugi set, podobnie jak partia pierwsza padnie łupem gospodarzy, jednak w końcówce na chwilę przebudzili się Holendrzy, którzy przy zagrywce Jaarsvelda odrobili dwa punkty, by jednak po zepsutej zagrywce wyżej wymienionego zawodnika dać Resovii zwycięstwo w tej partii.
Trzeci set, który dla zespołu prowadzącego w meczu 2:0 często okazuje się trudną partią, lepiej zaczęli goście, którzy po dotknięciu siatki przez zawodnika Resovii i ataku z kontry uzyskali dwupunktowe prowadzenie 4:2. Po kolejnej już w tym meczu zepsutej przez Holendrów zagrywce i autowym ataku Kooy'a miejscowi wyrównali stan seta (5:5), by na pierwszej przerwie technicznej prowadzić już dwoma punktami, po bloku Kaczmarka i Mitrovica na van der Welu. Kilka akcji później bliscy wyrównania byli zawodnicy Ortecu, jednak przy stanie 11:9 w ataku pomylił się Kooy, a as serwisowy Papke i atak Mitrovica dały Resovii prowadzenie 14:9. Kolejne akcje to wciąż dobra gra gospodarzy przy słabej postawie Holendrów, którzy w niczym nie przypominali zespołu, który nie tak dawno pokonał rzeszowian 3:0. Resovia pewnie ?dowiozła? kilkupunktowe prowadzenie do końca wygranej do 16 partii. Obraz gry przyjezdnych najlepiej obrazuje fakt, że w trzeciej partii drużyna z Rotterdamu oddała rywalom aż 13 punktów po błędach własnych.
Złoty set
Łatwe zwycięstwo 3:0 Resovii zapowiadało, że również "złoty set" będzie przebiegał pod dyktando miejscowych i rzeczywiście, z początku wszystko na to wskazywało. Ilić udanie kiwał, dwukrotnie w ataku pomylił się Kooy i rzeszowianie przy zmianie stron prowadzili z trzypunktową przewagą na rywalem. Kolejne akcje należały jednak do Holendrów, a tym, który spisywał się najlepiej po stronie przyjezdnych był Kooy, który przez poprzednie trzy partie, a także jeszcze na początku "złotego seta" notorycznie mylił się w ataku, teraz jednak skończył kolejne trzy piłki, dając drużynie z Rotterdamu remis 11:11. Duży wpływ na poprawę gry rywali Resovii miał fakt, że Holendrzy przestali ryzykować z zagrywką, a ich serwisy zaczęły przechodzić na drugą stronę siatki co nieoczekiwanie sprawiało duży kłopot miejscowym. Końcówka ?złotego seta? to wielkie emocje i walka punkt za punkt, z przewagą będącą jednak po stronie Resovii. Ostatecznie spotkanie zakończyło się po czwartej piłce setowej dla miejscowych, a punkt na wagę awansu do Final Four Challenge Cup dał rzeszowianom autowy atak Stoltz?a.
Po wygranej 3:1 nad Mlekpolem Olsztyn w zeszłą sobotę, Asseco Resovia po raz kolejny udowodniła, że jest zespołem z ogromnym potencjałem, który jeszcze w tym sezonie może sprawić niejedną niespodziankę. Okres słabszej postawy wydaje się być już przeszłością dla podopiecznych Andrzeja Kowala, którzy sami przyznają, że do drużyny wróciła dobra atmosfera i wola walki, a zespół, pomimo trapiących go przeciwności (kontuzje) prezentuje się naprawdę dobrze. Nie oznacza to oczywiście, że Resovia jest w stanie wygrać z każdym, z pewnością jednak daje podstawy od optymizmu i wiary, że nieprędko zobaczymy rzeszowski zespół grający tak słabo jak w pojedynku ze Skrą Bełchatów, gdzie można było odnieść wrażenie, że mecz został przegrany jeszcze przed wyjściem na boisko.
We wtorkowym spotkaniu z Ortec Rotterdam na wyróżnienie zasługuje cały zespół, szczególnie cieszy jednak dobra postawa Krzysztofa Ignaczaka, który już od wielu spotkań prezentuje wysoką formę. Dobrze spisał się również środkowy Michał Kaczmarek, który po kilkumiesięcznej absencji spowodowanej kontuzją powrócił do zespołu. Na duże brawa zasługuje również trener Kowal, który dobrze przygotował zespół od strony taktycznej. Rotterdam po gładkiej wygranej u siebie chyba nie spodziewał się takiego przebiegu rywalizacji. Drużyna Ortec'u wyraźnie nie mogła się jednak odnaleźć w rzeszowskiej hali Podpromie, a szczególnym "sprzymierzeńcem" miejscowych okazał, będący nadzieją Holenderskiej siatkówki Kooy, który oddał rzeszowianom bardzo dużą ilość punktów. Teraz Resovii pozostaje czekać na pozostałych rywali w Final Four, a jednym z nich może być Mlekpol Olsztyn, przed którym jednak bardzo trudne zadanie pokonania włoskiej Modeny.