Wycinek z życia: Ivan Miljković - żywa legenda serbskiej siatkówki

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński

Wielka włoska przygoda

Na niwie klubowej osiągnięcia Miljkovicia przedstawiają się nie mniej imponująco. Po turnieju olimpijskim w Sydney kwestią czasu był transfer Ivana do jednego z potentatów europejskich parkietów. Najwięcej determinacji w dążeniu do pozyskania Jugosłowianina wykazała włoska Lube Banca Macerata. Pomimo obecności w składzie czołowego atakującego globu, drużyna z centralnej części Półwyspu Apenińskiego przez kilka sezonów nie była w stanie awansować do decydujących gier o złoty medal. Dopiero po 6 latach w Lube Ivan wreszcie sięgnął po upragnione scudetto. W międzyczasie nie brakowało sukcesów na arenie międzynarodowej. W 2002 roku włoska drużyna uporała się w finale Ligi Mistrzów z Olympiakosem Pireus, a w latach 2005-2006 sięgnęła po Puchar CEV. Podsumowując, Ivan osiągnął w Italii niemalże wszystko, przy okazji będąc liderem nie tylko na boisku, ale także w szatni. Miljković w jednej z wypowiedzi podkreślał, ze jego początki we Włoszech nie należały do najłatwiejszych. - Siatkarz z zagranicy musi tam błyszczeć‚ dokonywać cudów. Poza tym, musi być regularny‚ bo inaczej wyląduje na ławce i presja powiększy się jeszcze bardziej. Szczególnie w jakiejś dobrej drużynie‚ która rozgrywa wiele meczów, i w której mało się trenuje‚ a za to gra się bardzo wiele - powiedział. We włoskim zespole występował m.in. ze swoim przyjacielem Andriją Gericiem, który w przyszłości został świadkiem na ślubie naszego bohatera.

W Maceracie Ivan spędził siedem sezonów, stając się w międzyczasie jednym z symboli tego utytułowanego zespołu. Przyszedł jednak czas rozstań. Przed sezonem 2006/2007 bardzo korzystną ofertę złożyła M. Roma Volley, której działacze planowali zbudować wielką drużynę skupioną wokół Ivana. Serb przystał na ofertę ze stolicy i dołączył do takich graczy jak Luigi Mastrangelo czy Cristian Savani. Przygoda z rzymską siatkówką trwała zaledwie rok. Kłopoty finansowe dotarły również do z reguły wypłacalnych klubów Serie A. Brak licencji dla Romy na nowe rozgrywki sprawiał, ze Miljković zaczął rozglądać się za nowym pracodawcą. Do Serba pomocną dłoń wyciągnęli działacze Olympiakosu Pireus, w którym miał zastąpić Bułgara Bojana Jordanowa. Na Ivana czekał wręcz niebotycznie wysoki kontrakt - 1,1 miliona euro za dwa lata gry w Grecji. Tym samym po 8 latach opuścił Półwysep Apeniński. - Lata spędzone we Włoszech to był okres, kiedy liga włoska była najsilniejsza na świecie i granie w niej wiązało się z dużym prestiżem. Kiedy tam trafiłem jako młody chłopak, to byłem niezwykle zdeterminowany, żeby pokazać się z jak najlepszej strony, żeby udowodnić wszystkim, że jestem dobry. Bo, mimo swojego młodego wieku, wiedziałem, że sukcesem nie jest to, że mnie wzięli do tej ligi. Sukcesem będzie dopiero to, jeżeli będą chcieli mnie w niej zatrzymać - skomentował.
Miljković od czterech lat przywdziewa barwy Fenerbahce Miljković od czterech lat przywdziewa barwy Fenerbahce
Kryzys finansowy panujący w Grecji sprawił, że po wypełnieniu kontraktu Serb postanowił zmienić pracodawcę. Wybór padł na rosnącą w siłę ligę turecką. Najatrakcyjniejszą ofertę przedstawiło Fenerbahce Grundig Stambuł. - Po dwóch latach gry w Grecji chciałem spróbować czegoś nowego. Po 8 sezonach spędzonych we Włoszech obawiałem się nieco zmiany środowiska. Potem jednak wszystko się zmieniło. Otrzymawszy ofertę od Fenerbahce nie mogłem odmówić, gdyż jest to jedna z największych sportowych marek w Turcji - ocenił swój transfer. W kraju nad Cieśniną Bosfor Ivan występuje nieprzerwanie od 2010 roku, dopisując do swojego dorobku mistrzostwa Turcji oraz Puchar Challenge w sezonie 2013/2014.

Z historią za pan brat

Ivan zdaje się być zaprzeczeniem teorii o nie najlepszym wykształceniu sportowców. Jeszcze w trakcie kariery zadbał o swój rozwój intelektualny i podjął studia na Uniwersytecie Belgradzkim na kierunku nauk organizacyjnych. Od wielu lat dużą część jego życia zajmuje historia, a dokładniej książki historyczne, głównie z okresu XIX i XX wieku. - Lubię historię. "Historia narodu Serbskiego" jest jedną z moich ulubionych książek i motywuje mnie, żeby grać całym sercem dla mojego kraju - przyznał. Często sięga też po lektury dotyczącą wojny na Bałkanach w latach 90. Poza literaturą, Serb sporo uwagi poświęca muzyce i rysunkowi, który jest jedną z jego pasji.

Pseudonim "Ivan Groźny" nie ma zbyt wiele wspólnego z usposobieniem gracza. Serb, w przeciwieństwie do wielu gwiazd światowej siatkówki, niemal zawsze znajduje czas dla przedstawicieli mediów, podobnie zachowuje się wobec swoich licznych fanów. Natomiast geneza pseudonimu odnosi się do początków kariery Miljkovicia, kiedy to włoscy dziennikarze porównali go do jednego z carów Rosji. - Jako bardzo młody zawodnik grałem bardzo dobrze i być może byłem postrachem dla rywali. Ja nigdy i nikogo się nie bałem - wyjaśnił.

Do ostatniej kropli potu

W czasie wielu lat kariery Ivan do każdego spotkania podchodził z niesamowitą wolą walki i wiarą w sukces. Właśnie nadzieja na odwrócenie niekorzystnego rezultatu sprawiła, że poprowadził swoich kolegów do zwycięstwa z Polską w trakcie półfinału Ligi Światowej 2005. Biało-czerwoni przegrali wówczas mecz, który wydawał się nie do przegrania. Natomiast o Serbach mówiło się, że dokonali niemożliwego, bowiem od stanu 0:2 i 17:22 w trzeciej partii zdołali doprowadzić do remisu, a następnie wygrać odsłonę. Ostatecznie z końcowego triumfu w meczu cieszyli się Plavi, wśród których brylował Ivan.

Metryka nie jest zbyt korzystna dla Serba - we wrześniu skończył on 35 lat. Jak podkreśla atakujący Fenerbahce, nie planował jeszcze daty zakończenia kariery i aktualnie jest to dość odległa perspektywa. - Siatkówka nadal sprawia mi przyjemność. Będę grał tak długo, dopóki będę mógł rywalizować z najlepszymi. Kiedy nadejdzie moment, gdy nie będzie to możliwe będę musiał powiedzieć Arrivederci, Good Bye, Zbogom, Gurusurus, Antio, Adios - zapowiedział.

Nadal najlepszy ?

Ivan, jako jeden z niewielu wciąż aktywnych zawodników z medalami zdobywanymi w XX wieku, to łącznik między dwoma okresami siatkówki: tej z lat 90., opartej na wysokich piłkach na skrzydło i tej obecnej, w której niejednokrotnie szybkość akcji przedkładana jest nad dokładność. Serb przystosował się do panujących obecnie reguł i wciąż cieszy kibiców swoją grą. Ponadto należy podkreślić, że dojrzały Ivan niemal nie różni się dynamiką od gracza, który na początku stulecia sięgał po złoty medal olimpijski. Choć na głowie przybyło siwych włosów, nadal możemy go uznawać za jednego z najlepszych atakujących świata. Kto wie, może wciąż najlepszego ?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×