Mobilizująca wartość rumu - komentarze po meczu AZS Politechnika Warszawska - AZS Domex Tytan Częstochowa

Akademickie derby w warszawskiej hali Arena Ursynów trwały niespełna półtorej godziny. Ku radości 2 tysięcy kibiców 3:0 wygrali gospodarze. Po meczu zawodnicy i trenerzy byli mówili zgodnie: - Politechnika była lepsza i wygrała zasłużenie. W szatni na bohaterów spotkania czekała już butelka... rumu.

Andrzej Stelmach (kapitan Domexu Tytan AZS Częstochowa): Przegraliśmy ten mecz zasłużenie, bo praktycznie w każdym elemencie gry byliśmy dziś od gospodarzy słabsi. Jest nam z tego powodu bardzo przykro. Tym bardziej, że ostatnie mecze w naszym wykonaniu wyglądały zupełnie inaczej i chcieliśmy dziś kontynuować dobrą passę. Politechnika ją jednak brutalnie przerwała… Szkoda. Od początku meczu widać było, że nasze trybiki nie chodzą tak jak zwykle. Była szansa na odwrócenie losów meczu w trzecim secie, kiedy prowadziliśmy nawet czterema punktami, ale w ważnych momentach, po drugiej przerwie technicznej, zrobiliśmy dwa koszmarne błędy i potem już trudno było wygrać tę partię. Myślę, że gdybyśmy zwyciężyli w trzecim secie, to mecz rozpocząłby się na nowo. Trudno tak na gorąco znaleźć jedną przyczynę przegranej. Na pewno nie zlekceważyliśmy rywala, ani nie odczuwaliśmy zmęczenie meczem w Lidze Mistrzów. W pierwszym secie straciliśmy kilka punktów z rzędu w jednym ustawieniu i od tego wszystko się zaczęło. Politechnika nabrała wiatru w żagle, a my nie potrafiliśmy zagrać na naszym normalnym poziomie.

Radosław Rybak (kapitan JW. Construction OSRAM AZS Politechnika Warszawska): Cieszymy się bardzo z tego sukcesu. Mecz ułożył się po naszej myśli i już w pierwszym secie widać było, że wychodzi nam to co sobie wcześniej założyliśmy. Wbrew pozorem to nie było wcale łatwe spotkanie. Po za pierwszym setem gdzie mieliśmy rzeczywiście dużą przewagę, w kolejnych partiach trzeba było walczyć ostro o każda piłkę. Tym bardziej cieszymy się z trzech punktów. Cóż jeszcze? Byliśmy bardzo zmotywowani i jak widać mobilizacja przyniosła skutek. Cieszymy się ogromnie i na pewno święta w tym roku będziemy mieli bardzo radosne.

Radosław Panas(trener Domexu Tytan AZS Częstochowa): Przede wszystkim gratuluję trenerowi oraz zawodnikom Politechniki, bo naprawdę zagrali bardzo dobre zawody. Wiedzieliśmy, że od pewnego czasu są w doskonałej dyspozycji. My zresztą też byliśmy…, niestety do dzisiaj. A mecz? Moi zawodnicy robili ogromnie dużo prostych błędów. Nie weszliśmy w ogóle w ten mecz, tak jak chcieliśmy, natomiast Politechnika konsekwentnie wykorzystywała nasze słabości. W drugim i trzecim secie względnie równo graliśmy tylko do granicy 18, 19 oczek, ale później wracały stare grzechu i seriami traciliśmy punkty. Brakowało nam wyrachowania, zupełnie zapomnieliśmy o taktyce, jednym słowem graliśmy odwrotnie niż to zakładaliśmy przed spotkaniem. Szkoda, bo przerwaliśmy nasza dobrą passę i trudno znaleźć na to usprawiedliwienie. To, że przed spotkaniem wypadł nam ze składu Gradowski nie powinno od razu rozbijać koncepcji gry. Niestety gładko przegraliśmy, a gospodarze przez cały mecz prowadzili grę i widać było, są bardzo ogromnie zdeterminowani i pewni swoich walorów. Chcieli wygrać i konsekwentnie do tego dążyli. My też chcieliśmy zwyciężyć, tyle, że nie potrafiliśmy tego zrobić. Moi młodzi zawodnicy ciągle jednak nabierają doświadczenia.

Krzysztof Kowalczyk (trener J.W. Construction OSRAM AZS Politechnika Warszawska; Przede wszystkim dziękuję za gratulacje. To może dziwne zabrzmi, ale pierwszy raz w tym sezonie trener przeciwników pogratulował nam dobrej gry. A jeśli chodzi o samo spotkanie, to wbrew pozorom nie było ono wcale takie łatwe. Obie drużyny grały falami i zdobywały po parę punktów z rzędu. Na szczęście to my byliśmy lepsi w decydujących momentach. W trzecim secie udało się nam się w ostatniej chwili dojść rywali, ale równie dobrze mogło zdarzyć się tak, że to goście wygraliby partię, Wtedy zamiast siedzieć w sali konferencyjnej, jeszcze bylibyśmy na parkiecie. Na akademickie derby nigdy nie musiałem dodatkowo mobilizować swojej drużyny i tak było tym razem. Co na pomogło? Po pierwsze artykuł w "Życiu Warszawy” o jednym z moich graczy, który tak zmobilizował drużynę, że ja już nie musiałem nic mówić. Po drugie, prezent jaki przed meczem dostaliśmy od pani Mari, która pracuje w hali Arena. Dała nam ni mniej, ni więcej, tylko… atrybut piratów i rozbójników. Zaklinała się przy tym, że tylko on odczaruje halę i przyniesie nam zwycięstwo. Zaniosłem rzecz do szatni, pokazałem zawodnikom, a oni zgodnym chórem powiedzieli, że teraz to naprawdę warto grać! No i wyszli na parkiet pokazując ogromną wolę walki i chęć zwycięstwa. Co to było? Rum o mocy 80 procent! O jego losach zadecyduje teraz kapitan. (śmiech)

Komentarze (0)