Kilka dni przed turniejem finałowym Pucharu Polski Lotos Trefl Gdańsk i Asseco Resovia Rzeszów walczyły między sobą na Podpromiu w pierwszym meczu pojedynku o mistrzostwo kraju i to podopieczni trenera Andrzeja Kowala byli wtedy górą. Pokonali przeciwnika w trzech setach i tym większym zaskoczeniem była ich porażka w walce o Puchar Polski. - Możemy podziękować rywalom z Rzeszowa, że nas tak sprali w pierwszym meczu finału ligi, bo dzięki temu zagraliśmy inaczej w finale Pucharu Polski. To dało nam kopa i dobrze nas zmobilizowało. W Rzeszowie graliśmy bardziej na hurra, a w finale w Gdańsku popełniliśmy mniej błędów i nasza gra była lepiej poukładana. Wszystko było przemyślane i przygotowane, a co sobie zaplanowaliśmy to nam wychodziło - oceniał po spotkaniu Krzysztof Wierzbowski.
[ad=rectangle]
Już w piątek kolejne spotkanie tych dwóch drużyn, w Gdańsku odbędzie się kolejny mecz finału PlusLigi. - Jestem przekonany, że kolejny mecz w ligowym finale będzie już zupełnie inny. Resovia w meczach z nami była i nadal jest faworytem, nic się nie zmieniło. Grali w finale Ligi Mistrzów, przez ostatnie lata byli w czołówce PlusLigi, a nawet dwukrotnie mistrzem Polski. My atakujemy z dołu i mam nadzieję, że wyszarpiemy jeszcze coś więcej niż ten Puchar Polski - wyraził nadzieję przyjmujący.
Podopieczni trenera Andrei Anastasiego zaskakują wszystkich swoją świetną grą i dobrymi wynikami. Przed sezonem nikt by nie przypuścił, że zdobędą Puchar Polski i będą walczyć o mistrzostwo kraju. Co jest tego przyczyną? - Nasz klub miał ogromne szczęście w kilku kwestiach. Po pierwsze z transferami, bo przecież przed Ligą Światową nikt się nie spodziewał, że Mateusz Mika tak odpali i pewnie miesiąc później już by nie trafił do nas, tylko zupełnie gdzie indziej. Tak samo Murphy Troy, zawodnik mało znany w Polsce i na świecie, który dostał już 8 statuetek MVP i nie schodzi poniżej 40 procent w ataku. Wojtek Grzyb i Piotrek Gacek zagrali taki udany sezon, że dostali powołania do kadry, choć prawie już o niej zapomnieli. Po drugie ze zdrowiem, bo nie przydarzyły nam się żadne poważne kontuzje w trakcie sezonu. A po trzecie z zakontraktowaniem Andrei Anastasiego, który ogromnie dużo nam przekazał w trakcie tego sezonu, jego doświadczenie i umiejętności trenerskie przekładają się na wyniki. Mam poczucie, że bardzo dużo się od niego nauczyłem przez ten rok i chciałbym teraz to gdzieś pokazać - ocenił zawodnik, który z powodu kontuzji grał bardzo mało w tym sezonie.
Krzysztof Wierzbowski jest już zdrowy, ale nie ma złudzeń, że w przyszłym sezonie dostanie więcej szans na granie na trójmiejskim boisku. - Raczej nie zostanę w Gdańsku, w tym przekonaniu utwierdzają mnie też ruchy kadrowe klubu, jak na przykład podpisanie kontraktu z Miłoszem Hebdą. Rozmawiałem z moim menadżerem i jakieś oferty już są, ale na tym etapie sezonu to najmocniejsze kluby kompletują swoje szóstki, moja kolej przyjdzie później. Bardzo chciałbym zostać w PlusLidze i mam nadzieję, że będę miał taką możliwość - zakończył.