4 plusy i 4 minusy polskiej reprezentacji po 4 meczach Ligi Światowej

Reprezentacja Polski rozpoczęła nowy sezon. Po czterech meczach Ligi Światowej można już pokusić się o pierwsze podsumowanie. Mamy cztery duże powody radości i cztery mniejsze powody do niepokoju.

W tym artykule dowiesz się o:

Przede wszystkim cieszyć się należy z tego, że wszystkie cztery spotkania zostały przez podopiecznych Stephane Antigi wygrane. Tak doskonały początek Ligi Światowej Polacy odnotowali dotąd tylko dwukrotnie i było to w czasach bez podziału na dywizje, kiedy to dwa zespoły w każdej grupie były wyraźnie słabsze. Na tych rywali wystarczało wyjść rezerwowym składem, żeby uzyskać trzy punkty, a największym wysiłkiem dla siatkarzy było wytrzymanie wielogodzinnych podróży z kolanami pod brodą. Obecnie w Lidze Światowej mamy już podział na dywizje, a Polska należy do tej najlepszej, mistrzowskiej, i każdy rywal w grupie B jest z najwyższej półki. Mistrzowie świata grają dwanaście spotkań, po cztery z Rosją, USA i Iranem, czyli mistrzami olimpijskimi, zwycięzcami Ligi Światowej sprzed roku i szóstymi w MŚ bardzo groźnymi Persami. W takiej grupie rozpoczęcie zmagań od czterech triumfów jest ogromnym sukcesem, nawet jeżeli dwa z nich były w tie breakach, a Rosjanie przyjechali do Polski w mocno rezerwowym składzie. To znacząco zwiększa szanse Polaków na zajęcie jednego z dwóch pierwszych miejsc w grupie B i awans do finału w Rio.
[ad=rectangle]
Drugi powód do radości to zaskakująco dobra postawa Bartosza Kurka. Zawodnik grający od lat na przyjęciu, a w zeszłym sezonie w ogóle poza kadrą z powodu konfliktu ze szkoleniowcem, w tym roku wrócił do reprezentacji jako atakujący. Radzi sobie doskonale na tej nowej i trudnej pozycji, gdzie walczy nie tylko z własnym brakiem doświadczenia, trudnymi przeciwnikami, ale także cieniem Mariusza Wlazłego, MVP mistrzostw świata. Jest liderem klasyfikacji punktowej mistrzowskiej dywizji oraz najskuteczniejszym skrzydłowym, a przecież atakujący często dostaje piłki sytuacyjne, dociągnięte z połowy pola czy niedokładne. Popełnia niezwykle mało błędów jak na fakt bycia właściwie debiutantem (ostatni raz grał na ataku osiem lat temu), nie przekracza linii trzech metrów i bardzo rzadko wyrzuca piłki bez bloku w aut. Jak rasowy atakujący do wysokiej skuteczności w tym elemencie dokłada również trudną zagrywkę (5 asów, w tym 2 zakończyły seta) oraz dobry blok. Nikt, włącznie z samym trenerem, nie spodziewał się, że po zaledwie trzech tygodniach treningów Kurek będzie się prezentował na boisku lepiej niż jego znacznie bardziej doświadczeni rosyjscy i irańscy odpowiednicy. Dodatkowo ten znany z trudnego charakteru siatkarz, często demonstrujący światu swoje negatywne emocje, teraz jest wzorem zaangażowania.

Trzeci powód do radości dla polskich kibiców to doskonały debiut środkowego Mateusza Bieńka. Jeszcze dwa lata temu tego zawodnika nie chciał w swoim klubie nikt poza Effectorem Kielce, a dziś, po czterech meczach w reprezentacji Polski, jest na piątym miejscu wśród najlepiej punktujących i najlepszym środkowym mistrzowskiej dywizji. Ma imponującą skuteczność w ataku oraz bardzo nietypową zagrywkę, która regularnie sieje popłoch wśród przyjmujących rywali. Mimo młodego wieku i zerowego doświadczenia na tym poziomie rozgrywek reprezentacyjnych nie przestraszył się ani rosyjskich ani irańskich rywali. Całemu światu pokazał wielki talent, determinację, skuteczność i waleczność, zaskakując poziomem swojej gry nawet trenera Antigę. Niewątpliwie to najjaśniejszy debiut ostatnich lat. Doskonale wykorzystał krótką nieobecność Karola Kłosa i trudno go sobie teraz wyobrazić nie tylko poza czternastką, ale nawet poza szóstką kadry narodowej.

Czwarty radosny wniosek to zauważalna gołym okiem zmiana mentalna w polskiej drużynie. Choć pozbawieni kilku ważnych zawodników z poprzedniego sezonu nadal są mistrzami świata, po morderczym turnieju, w którym pokonali wszystkie liczące się na świecie zespoły. Przegrali wtedy tylko jeden mecz i nieraz wychodzili z poważnych opresji, wygrywając dramatyczne końcówki. W efekcie zdobyli nie tylko złoty medal, ale i drużyna zahartowała się niczym stal. Dziś już wychodząc na boisko emanując taką spokojną pewnością siebie, którą kiedyś cechowali się tylko Rosjanie i której dotąd w polskim zespole nie było. Czy zdobywają punkty czy je tracą, nie widać na boisku cienia paniki czy zaniepokojenia. Zacięte końcówki rozstrzygają na swoją korzyść nie tylko dzięki umiejętnościom sportowym, ale także właśnie sile mentalnej oraz ogromnej pewności siebie i swojej wartości.

Ale, choć cztery zwycięstwa Polaków napawają optymizmem, to na pewno nie wszystko jest jeszcze idealnie. Najbardziej niepokojące wydają się przestoje i łatwość tracenia punktów seriami. W jednym secie z Iranem podopieczni Antigi prowadzili już 17:10 i pozwolili rywalowi się dogonić na po 22. Sami Polacy mają z kolei problem z gonieniem, w tych czterech pojedynkach przegrali wszystkie sety, gdzie przeciwnik prowadził na drugiej przerwie technicznej. Usprawiedliwieniem może być ciężki trening, jaki podobno mieli siatkarze przez kilka ostatnich tygodni, ale tak czy inaczej przestoje i oddawanie przegranych setów bez walki nie przynoszą im chluby.

Drugim powodem do niepokoju jest niski poziom przyjęcia. Polacy, będąc po dwóch weekendach LŚ liderami statystyk pierwszej dywizji w ataku, serwisie i bloku, plasują się bardzo nisko w elemencie przyjęcia zagrywki. A to właśnie ten aspekt jest kluczowy dla koncepcji gry preferowanej przez sztab francuskich szkoleniowców, generalnie jest on kluczowy we współczesnej męskiej siatkówce. Ostatnimi czasy trofea zdobywają zespoły, które bazują na dobrym przyjęciu, coraz mniej jest typowo ofensywnych przyjmujących, którzy muszą być pokrywani w tym elemencie. Rosjanie i Irańczycy nie pokazali pełni swoich możliwości w polu serwisowym, dlatego ten problem polskiego zespołu nie rzutował na wyniki, ale Amerykanie od początku sezonu są piekielnie mocni i bardzo regularni w swojej zagrywce z wyskoku. W meczach z nimi przyjęcie na dotychczasowym poziomie może okazać się niewystarczające.

Trzecia kwestia, która może niepokoić, to niechęć Stephane Antigi do robienia zmian oraz brak szansy na grę dla całej czternastki. W meczu z Iranem, kiedy z 17:10 robiło się po 22, Francuz nie dokonał ani jednej zmiany, tak samo w czwartym secie drugiego meczu, który Polacy przegrywali prawie od początku. Jedyny z trzech meczów, kiedy zdecydowano się na głębsze zmiany, to drugi mecz z Rosją. Wejście Fabiana Drzyzgi i Rafała Buszka wiele wniosło do gry naszej reprezentacji i pomogło wygrać to spotkanie. W ogóle przez cztery spotkania parkietu nie powąchał Bartosz Bednorz i jeżeli nie dostanie szansy także na wyjeździe, to można by się zastanawiać, czy nie miało więcej sensu puszczenie go na Igrzyska Europejskie do Baku. Jest oczywiste i jasno powiedziane, że Liga Światowa ma być poligonem doświadczalnym przed Pucharem Świata, gdzie będzie walka o awans do Rio. A Puchar Świata, niezwykle trudny i wyczerpujący turniej, wygrywa się wyrównaną czternastką. Byłoby lepiej, gdyby Jakub Jarosz, Rafał Buszek czy Piotr Gacek dostali więcej szans w trakcie Ligi, jeżeli we wrześniu w jakimś momencie mieliby odmieniać losy meczu i ratować polską reprezentację.

Polacy wygrali na razie wszystkie mecze Ligi Światowej
Polacy wygrali na razie wszystkie mecze Ligi Światowej

Czwarty minus, najmniejszy, to serwis w wykonaniu polskich siatkarzy. Widać, że poza Mateuszem Bieńkiem nie czują się jeszcze zbyt pewnie w tym elemencie. Podczas tych czterech spotkań zbyt dużo było zagrywek bezpiecznych, które nie czyniły żadnej szkody rywalom lub zagrywek zepsutych (zwłaszcza w pierwszym meczu z Iranem). Oczywiście pewna ilość nieudanych serwisów jest naturalnym kosztem ryzyka w tym elemencie, ale powinny być zachowane określone proporcje. Mimo faktu, że Polacy są liderem statystyk pierwszej dywizji w zagrywce, to widać jeszcze spore rezerwy. Balonikami przebijanymi na drugą stronę siatki można we współczesnej męskiej siatkówce ewentualnie grać tylko wtedy, kiedy przeciwnik w rozsypce i chaosie potyka się sam o własne nogi, a najlepiej w ogóle. Niezależnie od pewnych drobnych zastrzeżeń jedno jest pewne: reprezentacja Polski wygrała cztery pierwsze mecze Ligi Światowej w bardzo trudnej grupie, zdobyła 10 punktów na 12 możliwych i pokazała całemu światu, że zeszłoroczne mistrzostwo nie było żadnym przypadkiem. Tak grając już na początku sezonu reprezentacyjnego Polacy są murowanym faworytem do wszystkich trofeów, włącznie z upragnionym awansem na igrzyska olimpijskie.

Źródło artykułu: