W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl olsztyński libero podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat tego spotkania oraz własnej osoby. – Obydwa sety prowadziliśmy i wydawało się, że kontrolowaliśmy wynik. Niestety doprowadziliśmy do utraty tej przewagi i nerwowej końcówki. Zadecydował o tym fakt, że zespół Politechniki zaryzykował zagrywką, a właściwie to my nie potrafiliśmy przyjąć tej zagrywki. Bo trzeba się przyzwyczaić, że w ekstraklasie zespoły zagrywają bardzo mocno i po prostu nie wolno robić przy nich błędów punktowych. To była przyczyna nerwowych końcówek w dwóch pierwszych setach, natomiast w trzecim zespół Politechniki chyba już trochę zwątpił, że może coś tu ugrać.
Dzięki zwycięstwu za trzy punkty AZS Olsztyn przełamał lekki kryzys, który go dopadł pod koniec pierwszej rundy. – Nie wiem, czy to był kryzys – zastanawia się Andrzejewski – W meczach pucharowych rzuciliśmy na szalę wszystkie siły. Nie udało się, przegraliśmy gładko. Uważam jednak, że zagraliśmy przyzwoicie w tych meczach. Natomiast w Radomiu to była wpadka. Cóż, takie mecze też się zdarzają. Gramy cały czas tą samą siódemką i taki mecz mógł się nam przydarzyć. Myślę, że wyjazdy do Włoch i do Rosji, gdzie bardzo dużo czasu spędziliśmy w podróży były trudne. Nie same mecze, bo były niestety krótkie, ale właśnie wyjazdy. Musieliśmy poświęcić prawie cały tydzień, a w każdym razie co najmniej cztery dni, żeby zagrać jeden mecz. Dodatkowo mieliśmy problemy zdrowotne, każdy na coś narzeka. Ale my w przeciwieństwie do innych nie mówimy o tym. Nie mamy na to wpływu. Jak coś się stanie, musimy sobie z tym sami poradzić.
Jego drużynę czeka teraz wyjazd do Bełchatowa. Skra nie prezentuje imponującej formy, choć prowadzi w tabeli. Wynik meczu jest zagadką. Wiele powinno zależeć od nastawienia olsztynian, czy będą przekonani o możliwości wygranej, czy zadowolą ich jakiekolwiek punkty. – W każdym meczu wychodzimy, aby wygrać – Andrzejewski nie ma wątpliwości – Po to aby zdobyć jeden punkt, czy dobrze zagrać to nawet nie warto wychodzić na boisko. Wiadomo, że łatwo nie będzie. Skra wprawdzie nie gra najlepiej, ale wygrywa. Pierwszą rundę zakończyła na pierwszym miejscu. Liczę jednak, że to co straciliśmy w Radomiu, odrobimy w Bełchatowie - mówi z uśmiechem olsztyński libero
26-letni Krzysztof Andrzejewski rozgrywa pierwszy sezon w ekstraklasie. W swoim macierzystym klubie grał wcześniej w wieku juniorskim. Wiele osób uważnie obserwuje jego postawę, bądź co bądź AZS to klub z dużymi ambicjami. Sam zainteresowany wypowiada się swojej pracy w sposób bardzo dojrzały, a z jego twarzy bije entuzjazm. – Myślę, że jakiś postęp zrobiłem. Pierwsza runda dała mi bardzo dużo doświadczenia, w drugiej powinno być już tylko lepiej. Treningi indywidualne, które czasem przeprowadzam z trenerem Mariuszem Sordylem, bardzo dużo mi pomogły. Staram się eliminować nawyki, czy błędy, które popełniam. Pracujemy bardzo dużo nad moją postawą. Myślę, że to idzie w bardzo dobrym kierunku. Przede wszystkim bardzo się cieszę, że gram w ekstraklasie. Trudno mi siebie oceniać, chyba nie jestem jeszcze do końca z siebie zadowolony. Nie chcę być nadmiernie skromny, ale wiem, że popełniam czasem seriami błędy. Tak jak dzisiaj, gdy popełniłem dwa błędy przyjęcia na drugą stronę i zapewniłem swojej drużynie dreszczową końcówkę. I nie ma co się tłumaczyć, że zagrywki były ciężkie. Ja już pierwszą rundę mam za sobą i nie mogę się po każdym meczu tłumaczyć, że była silna zagrywka, albo coś innego. Trzeba się przyzwyczaić, że są mocne zagrywki i trzeba je po prostu przyjmować. Ale powtórzę, że pracujemy dużo i mam nadzieję, że jest coraz lepiej.
Ogólne wrażenie jest takie, że widać ewolucję gry i większą pewność siebie Andrzejewskiego na boisku w porównaniu z pierwszymi spotkaniami. - Ja się do końca nie zgodzę – analizuje pan Krzysztof – Często się mówi, że gram lepiej w porównaniu z pierwszymi meczami, a ja przeglądałem statystyki i nie do końca tak to wygląda. Chodzi o pierwsze trzy mecze – pierwszy mecz z Radomiem – miałem tam 71% w przyjęciu. Daj Boże, żebym miał w każdym meczu takie przyjęcie. Potem był słabszy mecz z Politechniką w Warszawie i mecz z Bełchatowem, gdzie popełniłem chyba tylko dwa - trzy błędy.
Być może chodzi o też o aktywność w obronie, większą pewność w poczynaniach na boisku, lepsze szukanie piłki. - Rola libero na tym polega, żeby przewidywać, czytać grę – kwituje krótko Andrzejewski – Dodaje się do tego zwinność i szybkość i powstaje ogólny obraz, że jest się tam, gdzie piłka. Robert Milczarek zresztą też grał bardzo dobrze dzisiaj w przyjęciu i obronie – chwali z uśmiechem kolegę sympatyczny zawodnik.