Wycinek z życia: Marcus Nilsson - utytułowany internacjonał ofiarą prorosyjskiej polityki

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
We Włoszech szwedzki atakujący pograł zaledwie rok, po czym zdecydował się na przenosiny do Grecji. Jak się miało z czasem okazać, w tym kraju zagościł naprawdę na długo. Pomiędzy rokiem 2003 a 2009, spędził w nim aż pięć z sześciu możliwych sezonów. W latach 2003-2005 reprezentował barwy stołecznego Panelliniosu GS, a następnie przez trzy lata był siatkarzem Iraklisu Saloniki (2006-2009). I to właśnie dzięki występom w tej drugiej ekipie po raz pierwszy usłyszał o nim cały świat. - Grałem w Grecji w czasach, kiedy tamtejsze kluby przeżywały swój najlepszy okres. Każdego roku ściągało tam wielu znakomitych zawodników, a poziom rozgrywek był naprawdę wysoki, o czym świadczą wyniki osiągane wówczas przez greckie kluby w europejskich pucharach. Właśnie tam z obiecującego zawodnika stałem się siatkarzem prezentującym wysoki poziom - przyznał szwedzki gracz.

Stało się tak między innymi za sprawą wyniku osiągniętego przez Marcusa i spółkę w Lidze Mistrzów 2008/2009. Iraklis ukończył zmagania w tamtych rozgrywkach na bardzo wysokim, 2. miejscu, co zostało powszechnie uznane za sensacyjne rozstrzygnięcie. Mało kto spodziewał się bowiem, że gracze z Salonik są w stanie wywalczyć promocję do Final Four w Pradze, nie mówiąc już o odprawieniu z kwitkiem naszpikowanej gwiazdami rosyjskiej Iskry Odincowo (3:1) w meczu półfinałowym. Marsz greckiej drużyny ku złotym medalom skutecznie zatrzymało dopiero włoskie Trentino Volley (1:3).

- Moim zdaniem źródłem naszego sukcesu był fakt, że przez parę lat występowaliśmy w bardzo podobnym składzie. Między sezonami naprawdę nie dochodziło w Iraklisie do wielu zmian kadrowych. Znaliśmy się więc nawzajem doskonale i nasza współpraca układała się bardzo dobrze. W drużynie była znakomita harmonia. Każdy za każdego był gotów "pójść w ogień" - wyjaśnił Szwed. Jednym z najważniejszych wspomnień Marcusa, wiążących się z jego pobytem w Grecji, są tamtejsi kibice. - Greccy fani są wspaniali. Do dziś pamiętam ich doping podczas Final Four w Pradze oraz podczas spotkania, po którym po raz pierwszy, w 2007 roku, Iraklis zdobył mistrzostwo kraju. W stolicy Czech doświadczyłem najwspanialszego wsparcia ze strony naszych sympatyków, to było szalone - zdradził Nillson, najlepszy siatkarz ligi greckiej w 2008 roku. Poza 2. pozycją w Lidze Mistrzów 2008/2009, z zespołem z Salonik dwukrotnie wywalczył on Mistrzostwo oraz Superpuchar Grecji (2007, 2008).

W międzyczasie trwania greckiej przygody Szwed rozegrał jeden sezon (2005/2006) we francuskim Paris Volley. Z tą ekipą zdobył Mistrzostwo Francji oraz zajął 3. lokatę w Pucharze CEV. W pamięci kibiców zapisał się jednak wtedy nie tyle osiągnięciami sportowymi, co jednym ze swoich boiskowych zachowań. Miało ono miejsce w pojedynku przeciwko Lube Bance Macerata, półfinale wspominanego Pucharu CEV. Paryżanie polegli w nim 0:3, a w newralgicznym momencie zaciętej końcówki trzeciego seta Marcus dotknął siatki, co wyłapał drugi sędzia Piotr Dudek. Pozostali gracze stołecznej ekipy nie mogli jednak przyjąć takiego werdyktu do wiadomości, a jeden z nich wprost rzucił się na polskiego arbitra. - Odciągnąłem siłą naszego rozgrywającego, który po podjęciu niekorzystnej dla nas decyzji chciał dosłownie "zabić" drugiego sędziego - powiedział szwedzki siatkarz. Parę miesięcy później otrzymał on za swoje postępowanie nagrodę Fair Play, przyznaną przez Europejską Konfederację Siatkówki (CEV).

Wracając jednak do roku 2009, po definitywnym opuszczeniu Grecji Nilsson skierował swoje siatkarskie kroki na wschód Europy, zasilając szeregi Dynama-Jantar Kaliningrad. - Pobyt w Salonikach wspominam znakomicie, ale chciałem spróbować czegoś nowego, by móc się jeszcze rozwinąć jako zawodnik i jako człowiek. Miałem wybór pomiędzy Dynamem-Jantar a Trenkwalderem Modena - wspominał Marcus. Początki pobytu na rosyjskiej ziemi układały się dla zawodnika korzystnie. Dobrze czuł się w Kaliningradzie, uważając to miasto za bardzo europejskie. Był również jednym z głównych motorów napędowych swojego zespołu. Z czasem, w okolicach Świąt Bożego Narodzenia, nad jego głową zebrały się jednak czarne chmury. Komunikat: kontuzja. Diagnoza: uraz łąkotki. Forma leczenia: operacja. Konieczność dokonania zabiegu sprawiła, że Szwedowi nie było dane zagoszczenie w Dynamie-Jantar na dłużej. Po roku gry w Rosji ponownie znalazł się we Włoszech.

Jego kolejnym pracodawcą została Copra Morpho Piacenza. W przeciwieństwie do sezonu 2002/2003, tym razem Nilsson nie przychodził już jednak do Włoch po naukę, lecz po to, by decydować o sile drużyny. Nie do końca to się udało. Scenariusz pobytu szwedzkiego siatkarza w Piacenzie w sporym stopniu przypominał bowiem jego losy w Kaliningradzie. W pierwszej połowie rundy zasadniczej Serie A był pewnym punktem zespołu, lecz później zaczął stopniowo tracić zaufanie trenera Angelo Lorenzettiego i coraz częściej rozpoczynał mecze w kwadracie dla rezerwowych. Co gorsza, Copra ukończyła zmagania dopiero na 10. pozycji, przez co nie zakwalifikowała się nawet do fazy play-off. - Z pewnością był to dla mnie nieudany sezon. Jedynym pozytywem były naprawdę pożyteczne treningi. Pomogły mi one odzyskać blask w dalszej części kariery. Uważam, że rok spędzony w Piacenzie z pewnością przyczynił się do mojego odrodzenia, które nastąpiło po zakończeniu pobytu w Farcie Kielce i przenosinach do Rosji - zaznaczył Nilsson.
W Lokomotiwie Nowosybirsk Nilsson odzyskał swoją świetność z czasów gry w Iraklisie Saloniki (źr. cev.lu) W Lokomotiwie Nowosybirsk Nilsson odzyskał swoją świetność z czasów gry w Iraklisie Saloniki (źr. cev.lu)
MVP ofiarą trenerskiej polityki

Latem 2012 roku, świeżo po opuszczeniu przez Marcusa PlusLigi, przy opowiadaniu o jego dalszych siatkarskich losach należało stawiać duży znak zapytania. 29-letni wówczas atakujący znajdował się wtedy w kropce, ale w trudnym momencie pomogło mu nieszczęście jednego z kolegów po fachu. Okazało się bowiem, że kontuzji nabawił się Amerykanin Clayton Stanley, szykowany do roli podstawowego bombardiera Lokomotiwu Nowosybirsk. Wobec takiego rozwoju wypadków, działacze klubu z Syberii zdecydowali się zatem skorzystać z usług Nilssona. I z pewnością się na tym ruchu nie zawiedli.

- Nie mamy żadnych supergwiazd światowej siatkówki, oprócz naszego rozgrywającego, Aleksandra Butko. On jest dla nas bardzo ważny, jego sposób gry rozprowadzania wystaw umożliwia reszcie zespołu grę na bardzo wysokim poziomie - tłumaczył Szwed. Zanim jednak wraz z klubem zaczął święcić sukcesy, musiał się zaadaptować do życia na Syberii, co nie dla każdego klasowego siatkarza było prostym wyzwaniem. - W rzeczywistości życie na Syberii nie jest aż tak złe, na jakie wygląda. Nowosybirsk jest jednym z największych miast w Rosji, więc znajduje się w nim wszystko, czego potrzeba do życia. Jedynym problemem jest wszechobecny mróz. Trzeba jednak w pewien sposób przestawić swój sposób myślenia, ponieważ pobyt na Syberii wiąże się także z koniecznością odbywania ekstremalnie długich podróży. Sam Lokomotiw jest natomiast znakomicie zorganizowanym klubem, w którym zawodnicy mają zapewnioną naprawdę dobrą opiekę - opowiadał Nilsson.

Czy, podobnie jak Johan Isacsson, umieściłbyś Marcusa Nilssona w gronie 10 najlepszych siatkarzy świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×