W kolejce inaugurującej rozgrywki PlusLigi jastrzębianie stoczyli emocjonujący pojedynek w Sosnowcu. Siatkarze MKS-u Będzin, po dwóch słabszych setach, zdołali odrodzić się i zdecydowanie poprawili swoją grę, dzięki czemu odwrócili losy meczu.
Gdy wydawało się, że Jastrzębski Węgiel triumfuje 3:0, bodziec do walki dali MKS-owi zmiennicy - Tijmen Laane i Michał Kamiński. Czy będzinianie wykorzystali dekoncentrację rywali, co było kluczem do późniejszego doprowadzenia do tie-breaka? - Według mnie tak naprawdę było to dobre wykonanie trenera MKS-u, bo wprowadził dobre zmiany, które zadziałały. Rywale zaczęli grać, zaczęli bardzo dobrze zagrywać do linii i dlatego nam trochę uciekło to zwycięstwo - wyjaśnił Wojciech Sobala.
Motorem napędowym Jastrzębskiego był Maciej Muzaj, który po dwóch pierwszych partiach miał 80 proc. skuteczności w ataku. W późniejszych odsłonach już tak łatwo nie zdobywał punktów, gdyż będzinianie lepiej ustawiali się do niego w bloku i obronie. - Nie można mieć ciągle 100 proc. w ataku, a Maciek cały czas naprawdę fajnie grał - powiedział Sobala.
W decydującej odsłonie również nie zabrakło emocji. Toczyła się zacięta walka, a błąd Muzaja dał piłkę meczową MKS-owi, lecz później inicjatywa należała już tylko do Jastrzębskiego Węgla. - Tie-break to jest loteria, ale według mnie jednak ten tie-break w naszym wykonaniu był zdecydowanie lepszy. Wynik nie odzwierciedla tego, że mieliśmy tak dużą przewagę, ale dawaliśmy z siebie wszystko, wyciągaliśmy piłki z band, więc trudno byłoby, żebyśmy to przegrali - wychodzę z takiego założenia - przyznał.
Środkowy zaliczył dobry występ, a w tie-breaku zagrał z zimną krwią. To właśnie Wojciech Sobala jest autorem dwóch ostatnich punktów, najpierw skończył atak ze środka, a potem posłał kąśliwą zagrywkę, której nie przyjął Michał Żuk. Co siedziało w głowie siatkarza przed wykonaniem serwisu? - Nic. Czysta głowa, spokojnie. Wiedziałem, gdzie mam zagrać, cały czas męczyłem kolegę po prostej aż w końcu pękł. W najważniejszym momencie, tak bywa - przyznał skromnie.
Mimo że Jastrzębski Węgiel mógł otworzyć sezon zwycięstwem za trzy punkty, to ostatecznie dzięki walecznej postawie będzinian, zdobył tylko i aż dwa "oczka". - Mogliśmy mieć trzy punkty, mamy dwa, ale dalej się cieszymy - zaznaczył Sobala. - Zawsze jest szkoda tego jednego punktu, ale trzeba cały czas walczyć. Gdyby było szkoda nam trzech punktów, gdybyśmy nie walczyli, mielibyśmy tylko jeden, to jest dopiero strata, a my mieliśmy prawie trzy, mamy dwa. Nie jest to aż taki dramat - dodał.
W najbliższej kolejce Jastrzębski Węgiel będzie podejmować Indykpol AZS Olsztyn (7 listopada, godzina 20:00).