Z całą pewnością mecz pomiędzy Effectorem Kielce a Cerrad Czarnymi Radom można uznać za taki, który po prostu musiał się odbyć. Kielczanie zmagają się bowiem z plagą kontuzji w swoim zespole. Do gry niezdolni są: środkowy Mateusz Bieniek, przyjmujący Adrian Buchowski czy atakujący Sławomir Jungiewicz.
Ze względu na ubytki kadrowe podopieczni Dariusza Daszkiewicza grają na dwóch rozgrywających. Ten, który jest w pierwszej linii, pełni funkcję atakującego. - Gra na dwóch rozgrywających to kończy się chyba w kadetach czy nawet w młodzikach. Myślę, że na poziomie PlusLigi nie da się tak grać - skomentował po meczu Wojciech Żaliński.
Wydawać by się mogło, że eksperymentalny skład Effectora to wystarczający argument, aby gracze prowadzeni przez Raula Lozano pewnie triumfowali. Tymczasem radomianie okropnie się męczyli, dostosowując się poziomem do swoich rywali. Obie drużyny sprezentowały sobie wzajemnie aż 57 punktów. - Na pewno to nie był fajny mecz dla kibiców, bo jedna i druga drużyna popełniła sporo prostych błędów. Ja już o tym spotkaniu nie pamiętam. Tu był jeden cel: przyjechać, zdobyć 3 punkty i wyjechać. Na pewno nam chluby nie przynosi fakt, że straciliśmy seta z Effectorem grającym w tak eksperymentalnym ustawieniu - nie ukrywał przyjmujący.
Ambitnie grający kielczanie w dwóch partiach toczyli wyrównaną walkę z o wiele wyżej sklasyfikowanym rywalem. - Oczywiście, że dla chłopaków z Kielc się liczy ten wygrany set. Jednak ma on znaczenie wyłącznie mentalne, bo nie zdobyli żadnych punktów, my dopisaliśmy na swoje konto trzy. To jest jedyna rzecz, jaką trzeba pamiętać o naszej grze po tym spotkaniu - dodał.
Jak podkreślił Wojciech Żaliński, wynik sobotniej konfrontacji nie miał związku ze zlekceważeniem przeciwnika. - Narzuciliśmy sobie zbyt dużą presję, że koniecznie musimy wygrać za trzy punkty. O lekceważeniu rywala nie było mowy. W pierwszym secie nie było w naszej grze luzu, w drugim on się już pojawił. Ale konsekwencją tego zbyt dużego luzu widzieliśmy w trzeciej partii, która zakończyła się naszą porażką. Na szczęście czwarta odsłona była już o wiele lepsza. Wyglądała tak, jak powinien wyglądać cały mecz - ocenił nasz rozmówca.
Według oficjalnego raportu mecz w Kielcach oglądało 2100 widzów. Organizatorzy, obawiając się niskiej frekwencji, mieli do rozdania 400 wejściówek na to spotkanie. Zdecydowaną większość stanowili jednak sympatycy radomskiej drużyny. A wobec obecności klubu kibica Czarnych doping miejscowych był praktycznie niesłyszalny. - Rozglądałem się po publiczności i widziałem bardzo dużo znajomych twarzy z Radomia. Wydaje mi się, że ludzi przyjezdnych było tutaj o wiele więcej niż z Kielc. Gdyby te wejściówki były dostępne dla radomian, podejrzewam, że na trybunach byłoby ich jeszcze więcej - zauważył Wojciech Żaliński.
Zobacz wideo: Z Dujszebajewem o medal IO
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.