Gheorghe Cretu: W tym sezonie dwóch rozgrywających umiało grać środkiem

Agata Kołacz
Agata Kołacz
Na waszym przykładzie doskonale widać, jak dużo drużynie daje stabilny sponsor. Siatkarze mogą się skupić wyłącznie na grze, dlatego osiągacie dobre wyniki, a te przyciągają kibiców.

- Od samego początku strategia klubu była jasna. Nie zawieramy umów, których nie jesteśmy w stanie później zrealizować. Dzięki temu mogę być spokojny, bo wiem, że zawodnicy nie muszą się martwić, czy wypłata będzie na czas. Skupiamy się po prostu na tym, czego się od nas oczekuje. W ten sposób okazuje się szacunek do tego, co się robi. Jeśli nas na kogoś nie stać, to w ogóle nie podejmujemy rozmów z takim zawodnikiem. To nie jest istotne, że masz wielką gwiazdę na parkiecie, skoro nie jesteś w stanie zapłacić reszcie składu. Zeszły rok był trudny, bo debiutancki, ale pozwolił nam wypracować pewne schematy działań, złapać swój rytm. Może nie rutynę, a pewną powtarzalność. Nauczyliśmy się wyciągać wnioski. I to wszystko procentuje. Przed startem sezonu kto powiedziałby, że zajmiemy piąte miejsce?

Akurat wielu ekspertów zaliczało Cuprum Lubin do drużyn, które może nie zagrają o złoto, ale będą w stanie namieszać.

- Tyle tylko, że kilku zawodników, którzy przyszli do nas w tym sezonie, więcej czasu spędziło na ławce rezerwowych niż na boisku. Wojciech Włodarczyk dwa sezony stał w kwadracie w Bełchatowie, Mateusz Malinowski w Jastrzębskim Węglu tez się za wiele nie nagrał. To samo można powiedzieć o Szymonie Romaciu. Kto wcześniej słyszał o sprowadzonych do Lubina obcokrajowcach? Przecież niektórzy nawet nie wiedzieli, gdzie jest kraj, z którego pochodzą! Pytali, w której części Europy jest Estonia. Oczywiście teraz wyolbrzymiam, choć nie oznacza to, że takie sytuacje nie miały miejsca.

Ma pan rację, ale ci zawodnicy połączeni z Grzegorzem Łomaczem, Marcinem Możdżonkiem, Marcusem Boehme czy Pawłem Ruskiem tworzą już zespół, którego można się obawiać. Przyjście Marcusa Boehme było określane jako jedno z ciekawszych wzmocnień. Ponieważ macie silnego sponsora, raczej nikt nie zakładał, że będziecie się bić o 10. miejsce.

- To są opinie innych ludzi. W takim razie dlaczego nikt nie wziął Marcusa? Był na rynku, można mu było złożyć ofertę. Dlaczego na początku czerwca wciąż był wolnym zawodnikiem, bo był za drogi? Możemy wrócić też do zeszłego roku i podobne pytania postawić w kontekście Dmytro Paszyckiego. Nasz budżet nie jest tajemnicą, jeśli ktoś ma ochotę, może zapytać władze klubu. Nasze nakłady finansowe są porównywalne z innymi drużynami, które znalazły się w środku stawki. Jednak nie przeznaczyliśmy wszystkich pieniędzy na transfery, równie ważne jest wyposażenie, zapewnienie odpowiednich warunków do ćwiczeń, całego zaplecza. Dlatego szukamy zawodników, którzy chcą grać, o określonych predyspozycjach. Mieliśmy szczęście, że udało nam się zakontraktować Marcusa. Próbowałem go ściągnąć również i dwa lata temu, ale wtedy ta sztuka się nie udała. Ta sama sytuacja zresztą miała miejsce z Marcinem Możdżonkiem, ogromna radość, że zdecydował się grac u nas. Marcin chciał wrócić do Polski i szukał miejsca, gdzie po prostu poczuje się dobrze, nie miał zbyt wygórowanych oczekiwań. Przypomnę jeszcze, że dwa lata temu nikt nie chciał Grzegorza Łomacza. A teraz jest pierwszym rozgrywającym reprezentacji Polski. Być może w Lubinie funkcjonuje po prostu inny sposób myślenia, bo nie mieliśmy zbyt wielu znanych siatkarzy. Teraz jednak wszystko się zmieniło, ale by tak się stało, każdy wykonał ogromna pracę. Nie mamy w swoich szeregach Mateusza Miki czy Murphy'ego Troya.
Gheorghe Cretu może być zadowolony z tegorocznych transferów Gheorghe Cretu może być zadowolony z tegorocznych transferów
Z drugiej strony kilka sezonów temu drużyna z Gdańska również miała w swoich szeregach dobrych zawodników, a skończyła w dolnej części stawki.

- Tak, ale to jest sport. Na końcowy wynik wpływa wiele czynników. Niekiedy wywiera się zbyt wielką presję na siatkarzy. Największym wrogiem największych drużyn nie jest inny rywal, a właśnie presja. Musimy się nauczyć pracować z jej uwzględnieniem, bo tylko w ten sposób jesteśmy w stanie uczynić krok do przodu. To, co jest istotne to fakt, czy klub posiada pewną stabilizację i decyduje się na określone działania krok po kroku. Nie możesz zrobić od razu kilku kroków na przód, bo wtedy to nie zadziała. Nie ma sensu robić dwóch ruchów do przodu jednocześnie, jeśli nie jesteś ich pewien.

Czyli w następnym roku można założyć, że będziecie walczyć o medal? W poprzednim sezonie byliście na siódmym miejscu, teraz piąte.

- Teoretycznie nawet w tym roku była taka szansa, ale moim zdaniem nie byliśmy na to gotowi. Nie wiemy, jaki budżet będziemy mieć w przyszłym roku. My będziemy dalej pracować tak, jak to miało miejsce do tej pory. Będziemy ciężko trenować, tworzyć taką samą atmosferę wewnątrz drużyny. Zrobimy wszystko, by zawodnicy uwierzyli w swoje umiejętności, w swoją jakość. To jest argument, który pomoże wygrać przeciwko lepszym zespołom. Oczywiście, mówi się o naszym sponsorze. Ale KGHM nie gwarantuje nam takiego budżetu, jaki ma Asseco Resovia Rzeszów czy ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. W przypadku tych klubów nie ma większych ograniczeń, jeśli są zainteresowani jakimś zawodnikiem, to po prostu składają mu ofertę. Ja biorę tych zawodników, po których nie ustawia się długa kolejka, i po prostu z nimi pracuję.

I wykonuje pan z nimi bardzo dobrą pracę.

- Jestem niezwykle wdzięczny, że dostałem od klubu taką możliwość, że innym odpowiada to, w jaki sposób prowadzę zespół. Rozmawiamy ze sobą bardzo dużo, co jest istotne, i gdy tylko pojawiają się jakieś wątpliwości, natychmiast je rozwiązujemy. W ten sposób od razu mogę się dowiedzieć, gdzie popełniłem błąd. Współpraca między mną a władzami klubu układa się naprawdę bardzo dobrze.

Rozmawiała Agata Kołacz

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×