WP SportoweFakty: Czy powoli nie zaczyna już panu brakować miejsca w gablocie na te wszystkie puchary?
Maciej Zendeł: Aż tak nie jest. Z Sebastianem Pawlikiem staramy się nad tym panować. On zresztą w juniorach jest pierwszym trenerem, a ja mu pomagam. We dwójkę staramy się uzupełniać. Poprzedni rocznik, z którym zdobyliśmy mistrzostwo Europy kadetów i juniorów oraz mistrzostwo świata kadetów, był wyjątkowy. Nie chciałbym, żeby ten rocznik, który mamy teraz, był rozpatrywany przez pryzmat poprzedników. To są zupełnie inni ludzie, z innymi predyspozycjami i charakterami. Na razie są na początku drogi. Co będzie, to się dopiero okaże. Więcej będziemy mogli powiedzieć za pół roku, rok lub dwa lata. Aktualnie jest dobrze, jesteśmy zadowoleni, ale stopował bym hurraoptymizm.
[b]
Z Sebastianem Pawlikiem tworzycie zgrany duet. W czym tkwi jego fenomen?
[/b]
- Między nami jest chemia. Znamy się od dosyć dawna, bo jeszcze graliśmy ze sobą. Mamy dobre podejście do tych chłopców. To jest nasza recepta. W szkole mamy zrobiony team spirit, łącznie z dyrektorem Bartmanem, fizjoterapeutą i statystykiem. Myślę, że chłopaki w jakiś sposób to widzą i to przekłada się na drużynę.
Ostatni sukces - mistrzostwo Europy wschodniej kadetów, choć wiadomo, że nieco mniej prestiżowy niż te poprzednie.
- Z każdego się cieszę. Jeden sukces jest większy, drugi mniejszy. Ograć Rosjan na głównej imprezie to jest dla mnie naprawdę sztuka. Jeśli chodzi o siatkówkę młodzieżową, to w Europie Wschodniej poziom bardzo się wyrównał. Ukraina, Białoruś i Estonia to silne zespoły. Również Łotwa, z którą zagramy w turnieju kwalifikacyjnym do mistrzostw Europy kadetów w Spale. Być może Łotysze nie mają aż takich predyspozycji, ale na pewno będzie nam z nimi ciężko. Grają zupełnie inną siatkówkę - szybką, sprawną i techniczną.
Czy potęga siatkówki juniorskiej w Europie Wschodniej przełoży się na poziom seniorów w takich krajach jak Białoruś czy Ukraina?
- Pracuję w szkoleniu centralnym już dwanaście lat. Powiem szczerze, że nie przypominam sobie, aby w finale mistrzostw Europy juniorów grała Ukraina. A ona była przecież naszym rywalem w finale w Bułgarii, pokonując w półfinale Włochy. Rocznik rocznikowi jest nierówny, szczególnie w rozgrywkach młodzieżowych. Młodzi zawodnicy mają duże wahania formy. Nasz poprzedni rocznik to byli ludzie z charakterem. Oni bardzo dużo osiągną w siatkówce seniorskiej.
ZOBACZ WIDEO Piotr Żyła: Niech Kamil wygra Turniej Czterech Skoczni (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Pierwszy set w finale z Rosją przegraliście do 12. Chłopaków na początku zjadły nerwy?
- Tak. Zawsze, kiedy Polacy grają z Rosjanami to jest taka nutka adrenaliny, czy to jest turniej "do kotleta" czy gra o stawkę. W Estonii była gra o medale. Rosjanie na początku bardzo dobrze zagrywali. Mieliśmy problem z przyjęciem i skończeniem ataku. Powiedziałem chłopakom, żeby byli cierpliwi i tylko cierpliwi. Z Rosjanami trzeba grać cierpliwie. Oni jak założą "beret" jeden, drugi, trzeci, to się nakręcają. Powiedziałem więc: "róbmy tak, żeby nas nie zablokowali, kiwajmy, plasujmy, cokolwiek". No i to się opłaciło. W drugim secie nastąpił przełom, bo zaczęliśmy lepiej grać zagrywką. Rosjanie zaczęli się gubić i popełniać te same błędy, co my w pierwszym secie. Ostatniego seta wygraliśmy 29:27, grając bardzo dobrze blokiem. Ten element był kluczowy w półfinale dla Rosji, która grała z Białorusią. Rosjanie przegrywali 0:2, ale potem włączyli drugi bieg, zaczęli kończyć wysokie piłki i ograli przeciwników 3:2.
Oglądając rozgrywki młodzieżowe widać szczególnie, że "czapy" potrafią załamać zawodnika.
- Dlatego mówiłem, żeby chłopcy byli cierpliwi i nie bali się Rosjan. Oni się nakręcają, jak "założą beret". Kiedy nie blokują, to zaczynają się mylić. To jest na nich recepta. Muszę jednak powiedzieć, że Rosjanie mają bardzo duży potencjał w tej kategorii wiekowej. Ich średnia wzrostu szóstki to 202 centymetry. W ataku jest bardzo duża siła ognia. Być może mają jeszcze braki techniczne, ale każdy zespół na tym poziomie takie ma. Chciałbym podkreślić jedno - cieszę się ze zwycięstwa, ale nie cieszę się z gry. Mamy dużo do poprawy.
[b]
W czym konkretnie?
[/b]
- Przede wszystkim w rozegraniu i przyjęciu zagrywki jest kilka mankamentów do poprawy. Bardzo ważna też jest współpraca bloku i obrony. Mamy troszeczkę czasu i to jest pozytyw. Każdy miesiąc pracuje na korzyść chłopaków. Będzie jednak trudno, bo Europa w tym roczniku jest bardzo wyrównana.
Nie ukrywał pan, że turniej w Tallinie to tylko etap przygotowań do turnieju kwalifikacyjnego do mistrzostw Europy kadetów w Spale w styczniu, podobnie jak sierpniowy turniej Olympic Hopes w Czeskich Budziejowicach.
- Zgadza się. Udało nam się oba wygrać. 13-15 stycznia czeka nas ciężki turniej w Spale. Łotwa to niewygodny przeciwnik. Czesi także, choć są porównywalni z nami parametrami. Zapowiada się ciekawa rywalizacja.
Jak zamierzacie pogodzić styczniowy turniej z grą w I lidze?
- Niektóre mecze będą przełożone. Ostatnio też tak robiliśmy. Gramy w dwóch II ligach i w I lidze, więc staramy się to jakoś godzić. Niektóre kluby idą nam na ustępstwa, a niektóre nie. Wiemy, jak jest w sporcie. Mimo tego jakoś to ogarniamy.
Informacje sportowe możecie śledzić również w aplikacji WP SportoweFakty na Androida (do pobrania w Google Play) oraz iOS (do pobrania w App Store). Komfort i oszczędność czasu! [nextpage]
Czy w Spale zapanował już spokój po wydarzeniach w meczu z SKS-em Hajnówka?
- Chłopcy w jakiś sposób wiedzieli, co zrobili źle. Nie chciałbym podważać decyzji Sądu przy PZPS-ie, bo nie o to chodzi. Jest kara, choć nie wiem, czy zasłużona. Nie ma skutku bez przyczyny. Skutek był, ale ktoś nas musiał trochę sprowokować. Chłopaki na pewno przez to trochę spokornieli.
[b]
Ale nie zaprzeczy pan, że młodzieży trochę głowy się zagrzały?
[/b]
- Myślę, że obu drużynom się zagrzały i nastąpił punkt kulminacyjny. Nie chcę jednak dochodzić tego, kto przyczynił się do tego więcej, a kto mniej. Chcę, żeby ten temat został już zamknięty. Teraz powinniśmy się skupić na kwalifikacjach, bo to jest dla nas najważniejsze.
Norbert Huber, Damian Czetowicz i Jakub Szymański zostali ukarani. Reszta drużyny może to potraktować jako nauczkę i ostrzeżenie, ale też walor edukacyjny na przyszłość?
- Nie podważam kary, więc nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Każdy młody człowiek w życiu ma swoje przeboje. Kara jest zasłużona i my podchodzimy do tego z respektem. Chłopcy będą teraz pauzowali, ale trenują normalnie. Mam nadzieję, że do takiego incydentu już nie dojdzie.
SMS Spała zajmuje ostatnie miejsce w I lidze. Dla kogoś, kto nie zna realiów, mogłoby to oznaczać słaby wynik. Ale od razu deklarowaliście, ze w tym sezonie nie ma szans na czwórkę.
- Z Sebastianem Pawlikiem tego nie ukrywaliśmy. Dla nas priorytetem było to, żeby chłopcy mieli granie. Boję się, że taki rocznik jak 1997 może się długo nie powtórzyć, jeśli chodzi o I ligę i wszystkie imprezy międzynarodowe. Nie zawsze świeci słońce, na ten rok mamy inne cele. W przyszłym sezonie powinno być troszeczkę lepiej. Wynika to z faktu, iż trzecia klasa w spalskim liceum jest rocznikiem uzupełniającym dla rocznika głównego. Dopiero za rok będzie rocznik główny w szkole. Wtedy będziemy mogli w jakiś sposób porównać go do poprzedników. Teraz u nas druga klasa liceum jest wiodąca. W siatkówce młodzieżowej praktycznie co dwa lata jest zmiana rocznika. Tak samo jest na arenie międzynarodowej. Nasza praca polega na tym, aby jak najwięcej z tych chłopców wycisnąć. W tym momencie do rozgrywek młodzieżowych, a potem do reprezentacji seniorskiej.
Huber i Szymański w poprzednim sezonie debiutowali w I lidze w wieku 17 lat. Teraz w tym samym wieku w I lidze grają choćby Łukasz Rajchelt, Kamil Szymura, Mateusz Janikowski i Sebastian Adamczyk. Łamiecie też kolejne bariery, bo wspominany Czetowicz to 16 latek, I klasa liceum.
- Zgadza się. Podobnie Filip Grygiel, który dołączył do reprezentacji Polski kadetów. W finale z Rosjanami zdobył 24 punkty. Coraz młodsi chłopcy wchodzą do I ligi. My się cieszymy, bo próbujemy zrobić z nich jak najlepszych zawodników. Przyświeca nam cel, aby przynajmniej jeden lub dwóch chłopaków z danego rocznika trafiło do szerokiej kadry narodowej A lub B. Wiadomo, że jak się uda, to zawsze trzeba zdobyć medal, ale priorytetem jest to, aby dostarczać chłopaków do szerokiej kadry seniorskiej.
Co zmieniło się w Spale po odejściu szczególnego rocznika 1997?
- To był rocznik wybitny, który osiągnął dużo i jeszcze więcej może osiągnąć. Są przecież kwalifikacje do mistrzostw świata juniorów, za rok będą mistrzostwa świata U-23. Próbujemy stworzyć coś nowego, choć od podstaw nie jest to łatwe. Wiadomo, jak to w życiu bywa. Przyszłość nas oceni. Próbujemy robić to, co robiliśmy z poprzednim rocznikiem, bo to nam wyszło bardzo dobrze.
Czy zawodnicy w Spale czują, że trudno będzie im dorównać starszym kolegom?
- Na pewno mają to w podświadomości, że ich poprzednicy grali o najwyższe cele. My z Sebastianem staramy się ich uspokajać. To jest zupełnie inna grupa i inni ludzie. Przede wszystkim grają o inne cele.
[b]
Kto z poprzedniego rocznika najbardziej imponuje panu w PlusLidze?
[/b]
- Bardzo dużo gra Tomek Fornal. Z Sebastianem Pawlikiem byliśmy ostatnio na meczu Czarnych z Politechniką. Rozmawialiśmy z chłopakami, którzy występują w tych zespołach, czyli wspomnianym Tomkiem, a także z Ziobrowskim, Kwolkiem i Gruszczyńskim. Bardzo fajnie radzi sobie Kuba Kochanowski w Olsztynie. Łukasz Kozub w Będzinie również często gra, a Bartek Kwolek zbiera dobre recenzje u Kuby Bednaruka. Idzie to w bardzo dobrym kierunku. Z mojego punktu widzenia szkoda tylko, że Masłowski dostaje mało szans. Myślę, że jego czas też przyjdzie. Ma obok siebie Wojtaszka, więc wiadomo, że jest rywalizacja. Być może trener da mu więcej okazji.
W czwartek Ferdinando De Giorgi został zapytany o przyszłość na pozycji rozgrywającego. Wspomniał o Łukaszu Kozubie i Marcinie Komendzie, czyli o dwóch absolwentach SMS-u Spała.
- Mogę się tylko cieszyć, że dołożyliśmy jakąś tam małą cegiełkę do tego, że trener kadry narodowej ich dostrzegł. Miło to słyszeć. Bardzo mocno im kibicuję, żeby byli w szerokiej kadrze. Jeśli chodzi o nich, wszystko idzie zgodnie z planem. Marcin gra cały czas, a Łukasz po zakończeniu szkoły także dostaje dużo szans od trenera DeRocco w Będzinie.
W Spale w czasie świąt była cisza?
- W czwartek przed świętami mieliśmy ostatni trening, a rano mieliśmy jeszcze zajęcia na siłowni z kadrą kadetów. Rozjechaliśmy się, a spotkaliśmy się we wtorek. Trenowaliśmy w Spale do 30 grudnia, a na Sylwestra chłopaki dostają dwa dni wolnego. Ponownie zjeżdżamy 2 stycznia się do obiadu. Bezpośrednio do kwalifikacji będziemy już w Spale.
Rozmawiał Mateusz Lampart