Szkiełko i oko w Zielonej Górze. Jak korzystano z wideoweryfikacji w Pucharze Polski?

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Błażej Krzyształowicz
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Błażej Krzyształowicz

Kamery systemu challenge pojawiają się w polskiej siatkówce kobiet od święta, dlatego tym bardziej warto przyjrzeć się, jak trenerzy uczestników finałowego turnieju Pucharu Polski korzystali z tego dobrodziejstwa.

Wygląda na to, że od 2013 roku, kiedy w Pucharze Polski kobiet pojawiła się możliwość sprawdzenia poprawności sędziowskich decyzji za pomocą zestawu kamer, trenerska świadomość korzyści płynących z tego przywileju znacznie wzrosła i nikogo nie trzeba uczyć specjalnego gestu ekranu, którym prosi się o challenge. Nie powinno to dziwić, patrząc na zestaw trenerów, którzy rywalizowali w Zielonej Górze o krajowe trofeum: jeden Włoch, który jeszcze do niedawna pracował w rodzimej Serie A, gdzie wideoweryfikacja jest dostępna w każdym ligowym spotkaniu i trzech młodych Polaków ze sporym doświadczeniem pracy w roli statystyka.

Co nie jest bez znaczenia, bo statystyk siedzący za bandami musi być najuważniejszym członkiem sztabu szkoleniowego, na bieżąco przekazywać swoje uwagi pierwszemu trenerowi i wyłapać nawet najmniejsze detale, które mogą być pomocne w dziele wygranej. A takie cechy są bardzo pomocne w sytuacji, gdy trzeba podjąć decyzję: sprawdzić akcję czy nie marnować niepotrzebnie challengu? Oczywiście można też korzystać z dobrodziejstw technologii jak Jacek Pasiński rok temu w Kaliszu, otwarcie przyznający, że część wideoweryfikacja miała na celu tylko (lub aż) wytrącenie rywala z rytmu i danie swojej ekipie czasu na złapanie oddechu. Natomiast w ostatniej edycji Pucharu Polski szkoleniowcy szukali poprzez challenge raczej punktów niż dodatkowych sekund odpoczynku.

Liderem w liczbie próśb o sprawdzenie akcji w jednym meczu był bez wątpienia Marek Solarewicz (Impel Wrocław), który w szalonym półfinale z Grot Budowlanymi Łódź wykorzystał niemal wszystkie okazje na weryfikację decyzji głównego arbitra. 30-latek trafił z challengem dwa razy: pierwszy raz w inauguracyjny secie przy stanie 16:11 dla Impela, gdy sędzia niesłusznie uznał, że Micha Hancock przekroczyła linię przy wykonywaniu zagrywki, drugi w czwartym secie (14:11 dla Budowlanych), gdy Megan Courtney minimalnie otarła uderzoną piłkę o palce blokujących łodzianek. Błażej Krzyształowicz korzystał w możliwości kamer do wideoweryfikacji dużo rzadziej, ledwie cztery razy, z czego raz udanie. Jak sam przyznawał po spotkaniu, do poproszenia o challenge na starcie piątego seta namówiła go Gabriela Polańska, która zauważyła, że siatka po bloku na Kai Grobelnej poruszyła się.

ZOBACZ WIDEO Mama Roberta Lewandowskiego: Liczę na finał mistrzostw świata z udziałem Polski i Roberta

Nie mniej ciekawie było w pierwszym meczu o finał, choć weryfikacji sędziowskich werdyktów było nieco mniej. Jakub Głuszak, podobnie jak rok temu, nie szarżował z "poprawianiem" sędziów, nawet kiedy sytuacja przybierała zły obrót dla jego drużyny. W drugim secie Głuszak trafił raz, gdy przy stanie 23:15 dla Developresu okazało się, że jedna ze środkowych w przeciwnej drużynie minimalnie przekroczyła linię środkową boiska. Zdecydowanie aktywniejszy był obyty z systemem challenge Lorenzo Micelli, który korzystał z niemal każdej okazji na uszczknięcie punktu rywalowi. Udało mu się to ledwie raz na siedem prób, w czwartym secie wygranym przez jego zespół 25:22.

W dość jednostronnym finale system challenge nie miał większego znaczenia dla końcowego wyniku. Trener Głuszak korzystał z kamer rozmieszczonych wokół boiska dwukrotnie, za każdym razem bez powodzenia. Pamiętajmy, że w drugim i trzecim secie jego zespół miał tak dużą przewagę nad Grot Budowlanymi, że Głuszak nie musiał czuć potrzeby przerywania gry na sprawdzenie akcji. Za to walki z sędziami w ramach przepisów podjął się Krzyształowicz, zmuszony do tego niekorzystnym obrotem spraw. Na jego sześć wniosków o challenge jedna dała jego ekipie punkt: w drugim secie (18:7 dla Chemika) Katarzyna Zaroślińska przekroczyła linię trzeciego metra czubkiem buta, czego nie miał szans zauważyć sędzia.

Tym samym Orlen Ligowi trenerzy zmieniali wynik w setach sześciokrotnie, ale potrzebowali na to większej liczby prób. Dlatego też ich skuteczność jest mniejsza niż podczas PP 2016 w Kaliszu, ale z tej obserwacji trudno wyprowadzić jakikolwiek wniosek. Ważniejszy jest chyba fakt, że w ekstraklasie siatkarek nikt nie boi się kamer i chyba wszyscy jej przedstawiciele chcieliby, by wideoweryfikacja zagościła w Orlen Lidze na stałe.  
 
Statystyki:

TrenerProśby o challengeTrafieniaSkuteczność
Błażej Krzyształowicz 10 (4+6) 2 (1+1) 20 proc
Marek Solarewicz 10 2 20 proc.
Jakub Głuszak 6 (4+2) 1 (1+0) 17 proc.
Lorenzo Micelli 7 1 14 proc.
Ogółem w PP 2017 33 6 18 proc
Ogółem w PP 2016 22 6 27 proc.
Komentarze (0)