Komunikację za pomocą gestów stosował od najmłodszych lat. - Umiałem używać języka migowego zanim nauczyłem się mówić - podkreślał Torres w rozmowie z "The Orange County Register".
Nieszczęścia rodziców
Niespełna 26-letni siatkarz jest bowiem synem głuchych rodziców. Sam jednak nie ma problemów z porozumiewaniem się za pomocą słów, ponieważ zarówno matka, jak i ojciec stracili słuch w trakcie życia.
Mamie nieszczęście przytrafiło się w wieku 18 miesięcy, z powodu choroby. Z kolei tata przestał słyszeć jako 5-latek, po upadku ze schodów.
Bolesne doświadczenie nie załamało żadnego z rodziców Maurice'a. Oboje zajęli się sportem. Z sukcesami. Brali udział w igrzyskach olimpijskich dla niesłyszących. Reprezentowali Stany Zjednoczone - Shelly Gravatt w siatkówce, a Michael Torres w koszykówce.
ZOBACZ WIDEO: Szczere słowa Michała Kwiatkowskiego o wypadkach i wielkim ryzyku w kolarstwie
- Kiedy dorastałem, byłem przekonany, że niesłyszący ludzie funkcjonują jak wszyscy inni. Z czasem zrozumiałem jednak, że istnieje spora różnica. Byłem w stanie przystosować się do funkcjonowania w takich okolicznościach i nie zamieniłbym tego na nic innego. W społeczności osób głuchych można zauważyć najbardziej zacieśnione więzi i duże poczucie humoru. A rodzice nauczyli mnie wszystkiego, co dziś potrafię - wyjaśniał w amerykańskich mediach nowy atakujący ZAKSY.
Wczesne pobudki i zmiana barw
To właśnie rodzice zainspirowali go do skierowania swoich kroków w stronę sportu. Na początku Maurice szedł śladami ojca, ale w czasach szkoły średniej zdecydowanie postawił na siatkówkę. Wybór ten wiązał się z dużym poświęceniem.
Uczęszczanie do prywatnej placówki Orange Lutheran, oferującej zajęcia siatkarskie, wiązało się z codziennymi dojazdami. Dlatego też Torres, w celu realizowania swoich marzeń, przez kilkanaście miesięcy wstawał o godzinie 4:30.
Wyrzeczenia przyniosły mu zamierzone efekty. W czasach studenckich (2010-2013), był wyróżniającym się zawodnikiem na uczelni Pepperdine University. Reprezentował też USA w kategoriach młodzieżowych. W 2014 roku zdecydował się jednak grać dla Portoryko - kraju, w którym się urodził.
I od razu został jednym z ojców sensacyjnego sukcesu, jaki portorykańska kadra osiągnęła podczas mistrzostw świata w Polsce. Mowa o jej triumfie 3:1 nad Włochami, odniesionym w krakowskiej Tauron Arenie na oczach ponad 7 tysięcy kibiców. Torres zdobył wówczas 27 punktów. W kolejnych sezonach występował już na Półwyspie Apenińskim.
Przez Włochy do Polski
Działaczy mistrzów Polski przekonała do siebie przede wszystkim postawa Portorykańczyka w minionym sezonie. Jako zawodnik Bunge Ravenna był wyróżniającą się postacią w całej Serie A. Zajął 4. miejsce w klasyfikacji najlepiej punktujących fazy zasadniczej.
To sprawiło, że w drużynie prowadzonej przez Andreę Gardiniego będzie miał za zadanie wypełnić lukę po Dawidzie Konarskim, który odszedł do tureckiego Ziraatu Bankasi Ankara. Dotychczasowy życiorys Torresa pozwala realnie myśleć, że to wyzwanie również go nie przerośnie.