Siedemnaście mgnień Ligi Światowej Marka Magiery

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
7

W 2003 roku graliśmy w Łodzi z Hiszpanami, wtedy ich trenerem był doskonale nam znany Raul Lozano. To były czasy wielkiego boomu na siatkówkę, bilety sprzedawały się w sekundę. Dziewczyny z Uniwersytetu Łódzkiego, bodajże studentki psychologii społecznej, na potrzeby pracy magisterskiej próbowały stworzyć sylwetkę kibica siatkówki w Polsce. Zrobiły sondę wśród 250 kibiców wychodzących z hali po meczu i zadawały im pytania o końcowy wynik.

Rezultaty? Wszyscy wiedzieli, że Polska wygrała, ale niewiele ponad 60 procent pytanych podało dokładny wynik! To pokazuje całkiem nieźle, z jakim nastawieniem wtedy przychodziła duża część kibiców: pobawić się, pośpiewać, rozerwać, a wynik to rzecz drugorzędna. Gdyby dzisiaj zrobiono taką ankietę, jestem pewien, że sto procent ankietowanych podałoby dokładny wynik.

8

O co obraził się Marcos Milinkovic? To był pierwszy rok naszej pracy z Grześkiem Kułagą i tak się zdarzyło, że po jego akcji zagraliśmy "Don’t cry for me, Argentina". Jeśli ktoś zna historię Argentyny i genezę powstania tej piosenki, będzie wiedział, o co chodzi. Marcos śmiertelnie się na nas obraził, ale kiedy spotkaliśmy się podczas mundialowego meczu Polska - Argentyna we Wrocławiu, to on, wtedy jeden z menadżerów swojej kadry, już się z tego śmiał. Spotkaliśmy się przy winie i nikt do nikogo nie miał pretensji, zapewniam.

Kiedyś Dante Amaral powiedział, że nienawidzi mnie i Grześka, ale oczywiście nie było to na poważnie. Po prostu on dobrze widział, jak na dolnym stanowisku dowodzimy tym wszystkim dookoła... Na jakiejś konferencji prasowej zażartował, że nienawidzi przyjeżdżać do Polski, bo był u nas trzy razy i za każdym razem przegrywał. Pewnie głównie o to chodziło.

9

Poza meczami nie było tak dużo kontaktów z zagranicznymi siatkarzami, jak mogłoby się wydawać, choć mieszkaliśmy w tych samych hotelach. Jeśli już, to ze znajomymi zawodnikami grającymi w polskiej lidze. Od razu przypomina mi się fajna przygoda z Pierre'em Pujolem w 2007 roku. Cała francuska kadra oglądała na trybunach mecz Brazylia - Bułgaria i wtedy cała hala odśpiewała Pierre’owi "Happy birthday" na urodziny. Potem spotkaliśmy się w hotelu, Pierre podziękował mi za niespodziankę i dał mi swoją kadrową koszulką. Mówił, że nikt mu we Francji nie uwierzy, że dziesięć tysięcy ludzi śpiewało na jego cześć! A to nie były jeszcze czasy, kiedy wszystko nagrywało się telefonami i można to było odtworzyć potem w Internecie. Na swoje szczęście Pierre miał na to świadków.

Czy któryś z siatkarzy narzekał na Polskę? A skądże! Nigdy nie spotkałem się z jakimikolwiek krytycznymi uwagami co do atmosfery, kibiców czy oprawy. Oni kochają tu przyjeżdżać i występować, choćby dlatego, że w Polsce ktokolwiek ich kojarzy i chce autograf czy zdjęcie. Niektórzy nie mają takiego komfortu nawet we własnej ojczyźnie. Poza tym nie ma u nas dopingu negatywnego jak na przykład w Serbii czy czasem we Włoszech, gdzie niektórzy mogliby się pociąć za swoich rodaków.

10

Co do śmiesznych sytuacji z kibicami, pamiętam takie zdarzenie z meczu w Bydgoszczy, która jak powszechnie wiadomo nie ma przyjacielskich relacji z Toruniem. Podczas konkursu zagrywki po drugim secie trafił mi się torunianin, który wcześniej złapał rzuconą w trybuny piłkę. Kiedy powiedział do mikrofonu, skąd jest, usłyszałem tak potężne buczenie, że nie wiedziałem, jak się zachować. Uspokoiłem sytuację:

- Proszę państwa, państwo źle zrozumieli: kolega nie jest z Torunia, tylko Tarunia! Taka miejscowość koło Inowrocławia.

I trochę się uspokoiło. Kiedy przyszło do zagrywki tego nieszczęśnika, zaserwował piłkę pod siatką i wtedy musiałem powiedzieć:

- A jednak, kolega jest z Torunia…

I wszyscy w śmiech.

Kiedyś organizowaliśmy taką zabawę we współpracy z firmą Lenovo, trzeba było trafić piłką w leżącego na linii trzeciego metra laptopa tej firmy. I przez dwa lata nikt nie umiał tego dokonać, aż w końcu na meczu World Grand Prix trafiła w ten komputer dwunastoletnia dziewczynka. Dałem jej kolejną piłkę i powiedziałem: dziewczyno, jak trafisz drugi raz, masz od nas specjalną nagrodę. A ona cyk, powtórzyła to! I PZPS ufundował tej dziewczynce i jej całej rodzinie bilety na wszystkie mecze polskich reprezentacji na cały rok.

11

Co śmieszniejsze, w naszym konkursie zagrywki brał udział także... Kacper Piechocki, który wtedy przyjechał z tatą na jakiś mecz. Miał wtedy z jedenaście lat i chyba nawet coś wygrał. Sporo się przewija siatkarskich nazwisk przy tym turnieju, bo przecież kilka ładnych lat temu Milena Radecka podawała piłki podczas meczów Ligi Światowej w Spodku, a Joanna Kaczor w tej samej roli oglądała w 2002 roku mecz we Wrocławiu. Przyniosła kiedyś do naszej redakcji zdjęcie z tamtego spotkania, z Krzyśkiem Ignaczakiem!

12

Skoro mówimy o Wrocławiu, to przypomniała mi się kapitalna historia z pewnym starszym panem, nazwijmy go umownie Władkiem. Przyszedł do nas przed meczem z Portugalią i powiedział, że w hali jest za głośno i przez to nie może oglądać telewizora u swojej kanciapie. Odparliśmy, że tak ma właśnie być i może sam sprawdzić, że akustycy wszystko dobrze ustawili. I ten pan Władek nam zagroził: jak nie ściszycie, to wyłączę wam prąd. A wyłączaj sobie pan!

A on poszedł i wyłączył, mało tego, to był jedyny człowiek, który znał się na obsłudze systemów elektronicznych w tej hali. Drużyny stały już ustawione do hymnów, a w obiekcie nie można włączyć muzyki. Z naszym hymnem sobie byśmy poradzili, ale portugalski? Skutek był taki, że sam prezydent Wrocławia dzwonił do pana Władka i łaskawie go prosił o ten nieszczęsny prąd! Pan Władek ugiął się i uruchomił systemy, ale mówił, że robi to wyłącznie dla miasta i pana prezydenta. Nie wiem, co się z tym panem Władkiem potem stało, jakoś nie mieliśmy szczęścia się spotkać.

Jak oceniasz organizację meczów Ligi Światowej w Polsce?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×