W meczu 21. kolejki PlusLigi ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała na wyjeździe z Cerradem Czarnymi Radom 3:1, a Łukasz Wiśniewski zdobył 14 "oczek", będąc drugim, po Maurice Torresie, najlepiej punktującym siatkarzem mistrzów Polski. Skończył 9/12 ataków, ponadto trzykrotnie zatrzymał rywali blokiem i posłał na drugą stronę dwa asy serwisowe.
Piotr Dobrowolski, WP SportoweFakty: Otrzymał pan statuetkę MVP, wydaje się, że w pełni zasłużenie, bo bardzo często do pana i Mateusza Bieńka kierował piłkę Benjamin Toniutti.
Łukasz Wiśniewski: Cieszę się, że mogliśmy razem z Mateuszem stanowić zagrożenie na środku siatki. Fajnie, że to dobrze wychodziło, ale tak naprawdę najważniejszy jest wynik. Trzy punkty zdobyte na bardzo trudnym terenie, z drużyną, która zawsze tu jest niebezpieczna. Spodziewaliśmy się od samego początku nacisku ze strony Czarnych. Tak też było w pierwszej partii, ale w drugim secie na szczęście się otrząsnęliśmy i zaczęliśmy wracać na swoje tory.
Wygraliście wspomnianą przez pana drugą odsłonę 25:21, przełamując Cerrad Czarnych. Po 10-minutowej przerwie wyraźnie uszło z nich powietrze. Czy ten set był kluczowy dla końcowego rezultatu?
Myślę, że trochę tak, ale przede wszystkim najważniejszy był nasz powrót do gry. Gdybyśmy cały czas wyglądali na boisku tak, jak w pierwszym secie, to nie miałoby to znaczenia. Musimy patrzeć na siebie, a nie na przeciwników, bo przed nami nikt się nie położy i nie będzie nam rozdawał punktów za darmo. Musimy skupić się na swojej grze i nawet gdy nie idzie, to musimy robić wszystko, by jak najszybciej tę grę poprawiać.
Przegrana 20:25 pierwsza partia wynikała ze zmęczenia wyczerpującym wyjazdowym spotkaniem z Diatec Trentino w Lidze Mistrzów?
Myślę, że nie. Postanowiliśmy przyjechać z Włoch bezpośrednio do Radomia, nie chcieliśmy nadrabiać kilometrów i spędzać więcej czasu w podróży. Mieliśmy tutaj dobrą odnowę biologiczną, a w piątek czas na popołudniowy trening. Osobiście czułem się bardzo dobrze, więc na pewno nie zganiałbym przegranej pierwszej partii na zmęczenie czy dyspozycję fizyczną.
Czy w związku z tym, że w Radomiu byliście już w czwartek, odbyliście więcej jednostek treningowych w specyficznej hali MOSiR-u?
Nie. Trenowaliśmy tyle, co przed każdym meczem, czyli w piątek popołudniu zajęcia i poranny rozruch w dniu meczu, więc nie mieliśmy nic dodatkowego. Treningu mieliśmy tyle samo, co przed innymi wyjazdowymi spotkaniami.
Mimo wszystko, bardzo dobrze odnaleźliście się w obiekcie Czarnych, gdzie wszystkim rywalom gra się niezwykle trudno.
Na pewno trening w takiej hali tuż przed meczem pomaga, zwłaszcza Maurice'owi Torresowi, który grał tutaj po raz pierwszy. Hala tak naprawdę nie ma jednak znaczenia. Ja lubię tutaj grać, przy tych kibicach, kiedy zawsze jest głośno, naprawdę bardzo fajnie się gra.
No i jesteście jedyną drużyną z czołówki tabeli, która od powrotu radomian do PlusLigi tutaj nie przegrała.
Zgadza się. Kiedyś zaczynaliśmy tutaj sezon, wtedy Grzesiek Bociek wrócił do gry i bardzo nam pomógł (pierwsza kolejka sezonu 2015/2016-przyp. red.). Trzeba więc tylko się z tego cieszyć, ale my nie podchodzimy do meczów w Radomiu jakoś super specjalnie. Dla nas każde spotkanie jest tak samo ważne i przed każdym nastawiamy się tak samo.
ZOBACZ WIDEO Vital Heynen: Już dziś nie zgadzam się z prezesem. On widzi problemy, ja możliwości