Michał Kaczmarczyk: Dziewczyny, dobry kierunek! Kibice, spokojnie (komentarz)

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarek
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarek

Na grę naszych siatkarek da się patrzeć bez bólu, co udowodniły ich pierwsze mecze w Lidze Narodów. Nie jest ona idealna, ale nareszcie jest jakaś. Jeżeli przełoży się za jakiś czas na wyniki, będzie cudownie.

Na początek drobna prywata w formie gorzkich żali, ale potem przejdę do konkretów. Po wygranym 3:2 meczu reprezentacji Polski kobiet z Włoszkami napisałem na Twitterze, że ta dwa punkty smakowałyby lepiej, gdyby w składzie rywalek były najlepsze włoskie zawodniczki, na przykład Paola Egonu czy Cristina Chirichella. Pojawił się odzew, który można streścić w ten sposób: pan redaktor jest przemądrzały i czepialski, a do tego nie umie się cieszyć ze zwycięstwa. Dlatego pozwolę sobie odpowiedzieć: cieszyłem się, a komentarz może i był szukaniem dziury w całym, ale kierowało mną wtedy ciche, czające się z tyłu głowy ostrzeżenie, żeby nie przeceniać tego, co oglądaliśmy podczas turnieju Ligi Narodów Kobiet w Lincoln.

A oglądaliśmy zaskakująco miłą dla oka siatkówkę w wykonaniu naszej kadry. Było to naprawdę odświeżające doświadczenie po zeszłorocznych mistrzostwach Europy, gdzie pomysł kadry Jacka Nawrockiego na pozostanie w turnieju można by podsumować, parafrazując Sędziego z Pana Tadeusza: "my na czele ze Smarzek i jakoś to będzie". Kibice tej drużyny przed meczem z USA przede wszystkim oczekiwali braku kompromitacji, a tymczasem przecierali oczy ze zdumienia, bo Polki dostosowały się ambicją, boiskową energią i dynamiką do samych mistrzyń świata. Marlena Pleśnierowicz szalała na rozegraniu prawie jak Joanna Wołosz w barwach Imoco Conegliano, Martyna Grajber biła szaleńczo raz po raz prosto w parkiet...

I koniec końców miało się ochotę bić brawa, choć przecież porażka 1:3 nie dawała Biało-Czerwonym żadnych korzyści punktowych. Ale zyskiem okazał się rząd dusz, który uwierzył, że podczas meczu polskich siatkarek nie trzeba zgrzytać zębami i liczyć na to, że przynajmniej na wynik będzie się dało patrzeć. Jak na pierwsze oficjalne mecze w sezonie rozgrywane po kilkunastu godzinach podroży na inny kontynent, po niecałych dwóch tygodniach przygotowań - to było naprawdę dobre. I nawet porażki smakowały jakoś inaczej niż w zeszłym roku. Przynajmniej teraz, roztrząsając ich przyczyny, mogliśmy rozmawiać o konkretnych słabościach, a nie przyznawać ze złośliwością: takie jest nasze miejsce w szeregu.

Ale wracając do pierwszej myśli tekstu: zostaliśmy pozytywnie oszołomieni jakością gry kadrowiczek Nawrockiego, ale nie dajmy się oszołomić całkowicie. Bardzo słabo zagrała Agata Witkowska, Zuzanna Efimienko-Młotkowska nie spisywała się tak, jak przyzwyczaiła nas do tego w ŁKS-ie. Gorszy występ zdarzył się Agnieszce Kąkolewskiej, a duet Martyna Grajber - Natalia Mędrzyk, nawet jeśli to najlepsze możliwe zestawienie przyjmujących w polskiej siatkówce, ma swoje ograniczenia. Tym bardziej trzeba doceniać dwa punkty ugrane z odmłodzoną kadrą Włoszek i tak naprawdę nie można być pewnym tego, jak spiszą się Polki podczas turnieju w Makao. Czekają tam Serbki, mistrzynie Europy, Chinki, wicemistrzynie świata i nieobliczalne Tajki. Żeby utrzymać się w Lidze Narodów, potrzeba punktów, a o nie będzie w tym gronie bardzo trudno.

ZOBACZ WIDEO "Przeszedłem z piekła do nieba". Młodzi polscy mistrzowie złapali błysk

Delektujmy się chwilami kibicowskiej radości, ale nie zachłystujmy. Drużyna Nawrockiego obrała dobry kierunek, jakże inny od przeciętnych widoków w polskiej ekstraklasie. Jeżeli szczyt formy tej ekipy ma faktycznie przyjść na turnieje w Bydgoszczy i Wałbrzychu, jestem jak najbardziej za utrzymaniem kursu (i jednocześnie pracą nad możliwościami załogi). Przypomina mi się turniej World Grand Prix z 2016 roku grany we Włocławku, podczas którego czuć było pozytywną energię kibiców i samych reprezentantek, przesyłaną sobie wzajemnie. Dobrze byłoby to powtórzyć, dla dobra dyscypliny. Wtedy zmalałaby liczba czepialskich w Internecie, czego sobie i kadrze życzę.

Przeczytaj inne teksty autora

Źródło artykułu: