Nie powstrzymała go nawet meksykańska mafia. Hubert Wagner zapowiedział olimpijskie złoto i cel osiągnął

Jacek Pawłowski
Jacek Pawłowski
Rok po sukcesie w Meksyku, Polacy wywalczyli srebro na mistrzostwach Europy, grając bez czołowych zawodników. Dla Wagnera najważniejszy był jednak Montreal i kolejne igrzyska olimpijskie. Zapowiedział, że zamierza tam zdobyć złoto, co wprowadziło nerwowość w szeregach reprezentacji. Sam szkoleniowiec również nie najlepiej znosił presję, im bliżej igrzysk, tym bardziej był nerwowy.

"Stagnacja to śmierć zespołu. Nie pozwól na nią. Jeśli nie ma rozróby, wywołaj ją". Tak brzmiała jedna z głównych reguł w ekipie Huberta Wagnera. Przed turniejem olimpijskim drużyna trenowała ciężej niż przed mundialem. Nikt nie mógł mieć pewności, że znajdzie się w samolocie lecącym do Montrealu. Boleśnie doświadczyli tego Wiesław Czaja, Zbigniew Jasiukiewicz i jeden z najlepszych wówczas rozgrywających - Stanisław Gościniak, co było sporym szokiem. Wspomniane trio przegrało rywalizację o miejsce w kadrze.

Kilka tygodni później polska siatkówka odniosła największy sukces w historii. Do tej pory zresztą żadna z ekip narodowych nie zdołała go powtórzyć. Biało-Czerwoni po olimpijskie złoto sięgnęli w wielkim stylu, wygrywając sześć meczów i w walce o medale rozbijając po tie-breaku wielkich faworytów - Japonię i ZSRR.

W decydującym meczu ponownie dał o sobie znać zmysł taktyczny Wagnera, który zalecił swoim podopiecznym zagrywanie na Władimira Czernyszowa. Zmęczony gwiazdor reprezentacji ZSRR w czwartym i piątym secie zaczął mylić się na potęgę, co pomogło Biało-Czerwonym rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Po 146 minutach morderczej walki Polacy osiągnęli "siatkarskie Mount Everest" - złoty medal igrzysk olimpijskich.

- Po wygraniu finałowego meczu z ZSRR Jurek podszedł do mnie i stwierdził: teraz wszyscy mogą mnie pocałować w d... - wspomina na łamach biografii Huberta Wagnera Władysław Pałaszewski.

Dwa miesiące później, zgodnie z deklaracją jaka padła w mediach dwa lata wcześniej, po mundialu w Meksyku, Hubert Wagner zrezygnował z pracy z kadrą.

- Chcę prowadzić reprezentację tylko do olimpiady w Montrealu. Mam nadzieję, że przekażę ją następcy w dobrym stanie. Wysokiej klasy z dobrymi rezerwami - mówił po powrocie z Meksyku, na łamach Przeglądu Sportowego, trener triumfatorów mundialu. Mimo że przez lata wszyscy zdążyli zapomnieć tamtą deklarację, wielu przypomniało sobie o niej, kiedy trzeba było kolejny raz rozpocząć poszukiwania selekcjonera drużyny narodowej. Epoka "Kata" dobiegła końca w nieoczekiwanym momencie.

Po latach, wielu zawodników przyznało, że pseudonim szkoleniowca nie do końca odzwierciedlał jego charakter. Treningi prowadzone były co prawda na granicy ludzkiej wytrzymałości, jednak zawsze z poszanowaniem zawodników i w atmosferze nadchodzącego sukcesu. Pomysł, aby w trakcie meczów zawodnicy rezerwowi skakali przez płotki, mając założone na pasie dodatkowe obciążenia, wydawał się kompletnym szaleństwem. Tym bardziej że po zaliczeniu serii, zmęczeni zawodnicy wchodzili do gry, zwalniając miejsce na "torze przeszkód", dla tych, którzy dotychczas męczyli się z rywalem na boisku. Jednak nawet tak szaleńczy system przynosił oczekiwane efekty. Rywale byli wybijani z rytmu, zdezorientowani, natomiast nasi siatkarze nabierali rozpędu, niczym po idealnie przeprowadzonej rozgrzewce.

- On nie był katem. "Kat" to był nośny, efektowny przydomek, więc media go rozdmuchały. Prawda jest taka, że to my zgodziliśmy się na jego warunki i katorżniczy trening, bo podobnie jak on, byliśmy głodni sukcesu - powiedział w jednym z wywiadów na antenie TVP Sport Ryszard Bosek.
Kilka lat po odejściu z kadry, Hubert Wagner jeszcze kilkakrotnie próbował swoich sił w pracy z drużynami narodowymi. Później jeszcze dwukrotnie podejmował się prowadzenia Polaków, jednak bez powodzenia. Wielkie sukcesy pod wodzą "Kata" pozostały w kwestii wspomnień. Co prawda w 1983 r. Biało-Czerwoni wywalczyli srebrny krążek mistrzostw Starego Kontynentu, jednak wspominając wcześniejsze sukcesy tego szkoleniowca, trudno było uznać ten wynik za wielki sukces. Trzecie podejście do pracy z reprezentacją Polski (1996-1998), okazało się już kompletnie nieudane i definitywnie zakończyło karierę trenerską Wagnera.

Hubert Wagner w swojej karierze miał również epizody z żeńską kadrą (1978-1979). Niestety i w tym wypadku obyło się bez większych sukcesów. Sensacyjna wygrana nad ZSRR, drużyną prowadzoną przez Nikołaja Karpola, na inaugurację ME 1979, była najcenniejszym i najbardziej zaskakującym triumfem 37-letniego wówczas trenera w pracy z kobietami.

Końcowe rozstrzygnięcie wprawiło w osłupienie ówczesnego trenera radzieckiej ekipy, który nie potrafił zrozumieć jak polski zespół, grający przez pół meczu rezerwowym składem, potrafił doprowadzić do wygranej w tie-breaku. Zapytany o to po meczu Hubert Wagner, odpowiedział swojemu oponentowi humorystycznie: po prostu, pozwoliłem im się nachlać.

Na dłuższą metę zawodniczki nie potrafiły jednak zaakceptować wojskowego rygoru i katorżniczej pracy, jaka wcześniej przyniosła efekty w pracy z męskimi zespołami. Nieudany "związek" posypał się po zaledwie dwóch latach współpracy.

- Jurkowi ciężko było się przestawić na inne relacje z dziewczynami. On nie potrafił odpuścić, nie zezwalał na urlop macierzyński, nie zwalniał na studia. Oczekiwał kompletnego podporządkowania życia kadrze narodowej - wspomina w biografii "Kat" Andrzej Warych.

- Dlaczego nie udało się z nami osiągnąć sukcesu? Wina leżała pewnie po obu stronach. Myślę, że Hubert Wagner był też trochę zakompleksiony. Stworzył sobie taki image kata i nie potrafił poza niego wyjść. Chyba brakowało mu ludzkiego podejścia do kobiet. Może z chłopakami to się sprawdzało, ale z dziewczynami trzeba było inaczej - tłumaczyła na łamach biografii autorstwa Grzegorza Wagnera i Krzysztofa Mecnera, Elżbieta Ciaszkiewicz.

Po zakończeniu pracy szkoleniowej Hubert Wagner pełnił funkcje sekretarza generalnego Polskiego Związku Piłki Siatkowej, był też komentatorem telewizyjnym. Wiele osób widziało w nim idealnego kandydata na prezesa PZPS. Liczono na to, że jego żelazna konsekwencja, pomoże przywrócić blask polskiej siatkówce. Niestety, legendarnemu szkoleniowcowi niedane mu było sprawdzić się w roli lidera związku.

21 października 2010 roku, Hubert Wagner został pośmiertnie dołączony do amerykańskiej galerii siatkarskich sław Volleball Hall of Fame. Został on czwartym Polakiem, który trafił do tego prestiżowego grona. Jako pierwszy znalazł się tam Tomasz Wójtowicz w 2002 roku. Następnymi byli Stanisław Gościniak 2005 i Edward Skorek 2006.

ZOBACZ WIDEO Nowy punkt na siatkarskiej mapie Polski. "Mam nadzieję, że wytrenujemy w Zakopanem medale"
Kto z polskich trenerów, ma największe szanse powtórzyć z reprezentacją Polski sukcesy z czasów Huberta Wagnera?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×