Zuzanna Górecka po sukcesie juniorek w Albanii: Pokazałyśmy krytykom, że mamy charakter

Jak dobrze zmotywować się na najważniejszy turniej w sezonie, podnieść się po nieudanym półfinale i zasłużyć sobie na miano Cygana? O tym wszystkim opowiedziała nam Zuzanna Górecka, brązowa medalistka mistrzostw Europy juniorek.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Zuzanna Górecka podczas ceremonii medalowej MEJ 2018 Materiały prasowe / CEV / Na zdjęciu: Zuzanna Górecka podczas ceremonii medalowej MEJ 2018

Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Zacznijmy od najtrudniejszego pytania. Jak wyglądała noc po porażce z Rosją w półfinale mistrzostw Europy?

Zuzanna Górecka, przyjmująca juniorskiej reprezentacji Polski i brązowa medalistka MEJ 2018: Bardzo przeżywałyśmy tamten mecz, bo takie porażki bolą szczególnie. Wiemy, że nie byłyśmy słabszym zespołem od Rosji i zabrakło nam nieco szczęścia, jak i chłodnej głowy w samej końcówce. Ale mówi się trudno. Musiałyśmy wstać, podnieść się po przegranej i pojawić się następnego dnia na meczu o brązowy medal. I nie tylko pojawić się, ale walczyć.

Do tego wszystkiego doszła bardzo źle wyglądająca kontuzja Aleksandry Gryki w przedostatniej akcji półfinału. To mogło bardzo mocno wpłynąć na waszą psychikę w meczu z Turcją. Równie dobrze mógł się on skończyć szybką porażką. Bardzo nam brakowało Oli Gryki, w końcu to nasza podstawowa zawodniczka i było nam przykro, że kontuzja spotkała ją w takim momencie. Ale podniosłyśmy się i dałyśmy radę. Trenerzy byli z nas dumni, dostałyśmy sporo wiadomości od ludzi, którzy nam gratulowali stylu, w jakim poradziłyśmy sobie z tym wszystkim.

Ale nawet gdybyśmy przegrały ten mecz, nie czułybyśmy wstydu, bo czwarte miejsce w Europie i tak byłoby sukcesem. Przecież ostatni raz polskie juniorki grały o medale tego turnieju w 2002 roku, a w dwóch ostatnich edycjach nawet nie występowałyśmy. Pokazałyśmy, że jesteśmy małym promyczkiem nadziei dla żeńskiej siatkówki w Polsce i może być z nią coraz lepiej.

To odważna deklaracja, bije z niej duża pewność siebie. Urosłyście w siłę po medalu?

Teraz tak, ale kiedy leciałyśmy do Albanii, wcale nie byłyśmy takie pewne swego. Wiedziałyśmy, że w mistrzostwach zagrają zespoły, które wygrywały z nami w poprzednich latach, na przykład Białoruś. I kto by pomyślał, że właśnie tę Białoruś pokonamy 3:0, choć jeszcze rok temu zlała nas w meczu mistrzostw Europy kadetek?

ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Bartosz Kwolek: Czułem się trochę dziwnie, ale jak mamy wygrywać, to mogę grać jako libero cały czas

No właśnie, dokonałyście tego w fazie grupowej mistrzostw. Byłem bardzo zaskoczony, w jakim stylu odprawiłyście jeden z mocniejszych zespołów ostatnich mistrzostw Europy kadetek.

To duża zasługa naszych trenerów, którzy włożyli sporo pracy i zaangażowania w przygotowanie nas do zawodów. Czasem się śmiałyśmy, że przeżywali treningi i mecze bardziej od nas samych. Tak bardzo chcieli, żeby wszystko wychodziło jak należy. Poza tym Białoruś mieliśmy świetnie rozpisaną i to kolejny przykład świetnej pracy naszego sztabu. Właśnie po tej wygranej nasza pewność siebie tak bardzo urosła.

A w kolejnym meczu z Holandią... Historia wyglądała tak, że absolutnie nie wiedziałyśmy, że miałyśmy już zapewniony awans do półfinału po tym, jak Białoruś straciła seta z Bułgarią. Zrobiłyśmy własne obliczenia i z nich wynikało, że brakuje nam seta do wejścia do czwórki. I tak sobie powtarzałyśmy: dziewczyny, tylko jeden set, trzeba się na niego spiąć! Dlatego wyszłyśmy na parkiet strasznie spięte i dopiero po wygranej 25:14 trochę nam ulżyło, zaczęłyśmy grać tak, jak naprawdę umiemy. Dopiero potem się okazało, że niepotrzebnie tak się stresowałyśmy. Zgadzam się, matematykę mamy do poprawki, ale jeśli chodzi o umiejętności siatkarskie, wszystko się zgadza!

W najważniejszych meczach mistrzostw dwukrotnie wychodziłyście ze stanu 1:2, a tie-breaki chwilami przyprawiały o zawał serca. Granie na dużych emocjach stało się waszym ulubionym zajęciem?

W żeńskiej siatkówce wynik 2:0 dla rywala jeszcze niczego nie oznacza, każdy mecz można odwrócić na swoją korzyść. Dokładnie tak się stało w Vilsbiburgu, gdzie wygrałyśmy 3:2 z Niemkami w decydującym meczu kwalifikacji do mistrzostw. To właśnie wtedy pokazałyśmy po raz pierwszy, że mamy charaktery i stać na bicie się z najlepszymi jak równy z równym. A wracając do meczu o brąz: kontuzje i zmęczenie naprawdę dawały o sobie znać, do tego miałyśmy jeszcze ten nieszczęsny mecz z Rosją z tyłu głowy.

Przed czwartym setem uznałyśmy, że nie mamy nic do stracenia i jedno, co nam pozostaje, to dobra walka i cieszenie się siatkówką. Bo przecież mnóstwo drużyn chciałoby być na naszym miejscu i walczyć o medal. Zaczęłyśmy bardzo twardo, od wyniku 6:1 i wiedziałyśmy, że wszystko zależy od głowy. Jeżeli dałybyśmy Turcji okazję do odrobienia wyniku, jeśli złapałby nas słabszy moment, to oznaczałoby to koniec marzeń o medalu i każda z nas to czuła. Tak doszłyśmy do tie-breaka, które, jak wszyscy wiedzą, uwielbiamy grać...

I prowadziłyście w nim od początku do końca, ale Turczynki bez przerwy na was naciskały i końcowy wynik nie był wcale oczywisty.

Tak, tam była gra punkt za punkt. Cały czas motywowałyśmy się, że to jeszcze chwila, jeszcze moment, trzeba po prostu dać tyle, ile się jeszcze ma. Czułyśmy potworne zmęczenie, ale przecież medal był na wyciągnięcie ręki. I w końcu ostatnie piłki: mamy to, udało się, udowodniłyśmy, że mamy charakter.

Miałyście też Magdalenę Stysiak, która słusznie pokazywała rozgrywającej, że ma grać decydujące piłki tie-breaka do niej.

Madzia zagrała świetny turniej i należą jej się ogromne gratulacje! Bez niej nie dałybyśmy rady tego osiągnąć. Oczywiście, każda dołożyła coś do końcowego wyniku, ale Magda była jedną z tych dziewczyn, które po prostu były potrzebne na boisku w najważniejszych chwilach. Mało kto miał w tym turnieju taką formę, jak ona.

Nie umniejszając niczego całej drużynie, wszystko, co najlepsze w grze polskiej kadry w tym turnieju, wynikało z postawy tercetu Stysiak-Bałuk-Górecka. Jeżeli wam dobrze szło, wyniki układały się znakomicie.

To prawda, dużo zależało od naszej trójki. Oliwia miała kontuzję barku podczas całego turnieju, ale ona nie ma w zwyczaju się poddawać. Prawdziwy dzik, jak to czasem mówimy! Nagroda dla najlepszej przyjmującej należała jej się w stu procentach, bo to po prostu fantastyczna dziewczyna.

Na kolejnej stronie przeczytasz m.in. jak młode siatkarki reagują na uwagi Waldemara Kawki i skąd wzięła się drużynowa ksywka "Cygany".

Czy brązowe medalistki juniorskich ME przebiją się w seniorskiej siatkówce?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×