Spotkanie Polska - Iran w hali w Warnie obserwował sztab trenerski i niemal cały bułgarski zespół. Po meczu wszyscy szybko opuścili obiekt i pojechali do hotelu, by skupić się już tylko na ostatnim meczu grupowym. Po znakomitym występie Polaków na pewno mieli o czym myśleć i rozmawiać, bo patrząc na to, jak oba zespoły prezentują się w tej fazie mistrzostw świata, obrońcy tytułu wydają się być absolutnym faworytem spotkania z gospodarzami, a Bułgarów może uratować przed porażką tylko jakiś cud.
Przed meczem z reprezentacją Polski Płamen Konstantinow powiedział bułgarskim mediom, że jego zawodnicy nie będą mieli nic do stracenia. - Polska to silny zespół, nie ma się co oszukiwać, a gra będzie zupełnie inna niż np. z Kubą. Mają bardzo dobrych siatkarzy, zmienili styl gry, ale jako gospodarze mamy swoje szanse. Nic nie powinno nam przeszkadzać. Walczymy z mistrzem świata, nie mamy nic do stracenia. Możemy tylko wygrać - powiedział szkoleniowiec Bułgarii. Jeśli uda mu się pokonać Polaków w ostatnim meczu grupowym w Warnie, będzie na ustach całego kraju.
W Polsce było o nim bardzo głośno dwa razy: kiedy będąc zawodnikiem Jastrzębskiego Węgla jako pierwszy gracz w historii ligi otrzymał czerwoną kartkę i gdy w 2014 podczas mistrzostw świata odmówił udzielenia wywiadu telewizji Polsat, w proteście przeciwko kodowaniu przez nią meczów. - Nie będę reklamował was za darmo - powiedział Bułgar.
Godził się jednak pracować za darmo w Rosji przez kilka lat. Gubernija Niżny Nowogród do dziś nie rozliczyła się z zaległości finansowych wobec graczy i sztabu szkoleniowego, a Konstantinow nie zostawił zespołu wiedząc, że najprawdopodobniej nie dostanie wynagrodzenia, jakie klub mu obiecał. Bułgar do dziś nie zobaczył ani rubla z 20 pensji zagwarantowanych w kontrakcie, w dodatku z własnych pieniędzy opłacał wówczas swój sztab trenerski.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Sprytny pomysł Bułgarów. Szalpuk: "Też byśmy tak zrobili"
Mimo to trener nie narzeka publicznie i nie lubi wracać do tej sytuacji przy okazji udzielanych wywiadów. Mało tego: w 2016 zdecydował się podpisać z Lokomotiwem Nowosybirsk, chociaż na pewno wiedział, że jego nowy pracodawca również ma sporo za uszami: nie płacił na czas pensji swoim zawodnikom w sezonie 2015/2016, a niektórzy siatkarze złożyli skargę w sądzie i dochodzili swoich spraw. Obecnie sytuacja finansowa w klubie znacznie się poprawiła i udaje się sprowadzać takich graczy jak np. Georg Grozer.
Gorzej bywa z atmosferą. Wiele osób twierdzi, że winę za to często ponosi właśnie trener Konstantinow, który bardziej skupia się na sobie, niż zawodnikach, także podczas meczów. To przez jego nieustępliwość i brak empatii w środku ubiegłego sezonu z Lokomotiwu miał odejść niemiecki atakujący, a sezon dograł w Biełogoriu Biełgorod. Władze Lokomotiwu murem stanęły wtedy za bułgarskim szkoleniowcem i dały wolną rękę w prowadzeniu zespołu. W nadchodzącym sezonie będzie w nim występował Fabian Drzyzga.
Kostantinow dostał również swobodę w kompletowaniu drużyny. Nie wszystkie transfery okazały się jednak strzałem w "10", jak choćby przejście do Nowosybirska Aleksieja Rodiczewa w zeszłym sezonie. Bułgar długo zabiegał o to, by rosyjski przyjmujący porzucił Gazprom-Jugre Surgut i grał w Lokomotiwie. Wokół transferu rozpętał się mały skandal, a trener Rafael Chabibulin nazwał Konstantinowa "cyganem koniokradem" i "złodziejem zawodników".
Rodiczew w ubiegłym sezonie nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Przyjmujący narzekał na problemy zdrowotne, a kibice na jego grę. Nie zachwiało to jednak zaufaniem władz klubu względem szkoleniowca. Tak duży kredyt zaufania może nieco dziwić. Jako trener Konstantinow ma koncie brązowy medal z Ziraatem Bankasi Ankara w lidze tureckiej, a w 2017 zajął z Lokomotiwem Nowosybirsk trzecie miejsce w rosyjskiej Superlidze. I to by było na tyle.
Kadrę bułgarską przejął w lipcu 2014, a zamiast o wielkich zwycięstwach i medalach, o bułgarskich siatkarzach wspomina się w kontekście kontuzji, kłótni w drużynie i skandali w federacji. Zespół, w którym 10 lat temu mówiło się, że ma przed sobą wielką przyszłość spadł do roli europejskiego średniaka, a jego najbarwniejszą postacią jest główny trener.
Z polskimi mediami przed meczem Bułgaria - Polska rozgrywanym w Warnie Konstantinow rozmawiać nie chciał. Nie lubi też wracać do przykrych spraw z przeszłości kiedy pracował w Guberni, ale ma wiele ciekawego do powiedzenia na inne tematy, niekoniecznie siatkarskie. W wywiadzie dla rosyjskiego wydania "Sport Weekend" zapewniał, że nigdy nie ożeniłby się z Rosjanką i zdradził, że jest abstynentem. - Nie piję. Nawet przy okazji tradycyjnych świąt rosyjskich. Przyjaciele się dziwią, jak wytrzymuję rosyjskie mrozy bez wódki. Bywa i tak - stwierdził.
Szeroko komentowano również jego wypowiedź na temat zamieszania dopingowego wokół rosyjskiej kadry. - Dochodzenie przeprowadzone z punktu widzenia zachodnich ideologii pokazało, że w Rosji istnieje wsparcie od państwa na stosowanie niedozwolonych środków farmaceutycznych - powiedział Konstantinow i podważył wiarygodność śledztwa mówiąc, że nie należy wierzyć w ciemno zapewnieniom WADA. - Jeśli na dopingu zostanie przyłapany Niemiec albo Amerykanin nikomu nie przyjdzie do głowy oskarżać o to państwowych struktur w tych krajach. Sportowiec sam odpowiada za swoje grzechy - przekonuje Bułgar.
W przypadku Rosji, zdaniem Plamena Konstantinowa, odpowiedzialność zrzucono na cały kraj. - Dowodem przeciwko Rosji były słowa zdrajców, którzy sami poszli z tym do WADA. Potem byli ochoczo przyjmowani w Europie i Stanach Zjednoczonych. Nie wolno było do tego dopuścić. W obecnej sytuacji trzeba przyznać: popełniono błędy i trzeba je naprawić, a nie mówić, że oni są źli, a my dobrzy.
Sam Konstantinow również był swego czasu podejrzewany o stosowanie zakazanych substancji. Dzień przed pierwszym meczem Bułgarów podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 został usunięty z drużyny. Ciążyły na nim oskarżenia o wspomaganie się testosteronem, który zwiększa aktywność organizmu i pobudza do dodatkowego wysiłku. Wybuchł ogromny skandal, a Konstantinow zapewniał, że jest niesłusznie posądzany. Ostatecznie został oczyszczony z zarzutów i mógł wrócić do zespołu. Drużyny nie zbawił, chociaż w tym czasie w Bułgarach upatrywano "czarnego konia" turnieju i dawano im duże szanse na odniesienie sukcesu olimpijskiego.
Dziesięć lat później w bułgarskich siatkarzy nie wierzy nikt. Nie tylko wśród zagranicznych ekspertów, ale i bułgarscy kibice, którzy dopingują ich gorąco w hali w Warnie po meczach w prywatnych rozmowach mówią wprost: "Jesteśmy słabi", "Nie mamy najmniejszych szans na medal", "Przykro się patrzy na naszą grę" - to najłagodniejsze określenia stylu, jaki dotąd na mistrzostwach świata prezentują siatkarze gospodarzy.
Płamen Konstantinow w wywiadach dla miejscowych mediów w bardzo oszczędnych słowach wypowiada się na temat gry bułgarskiej drużyny i przygotowuje ją do ostatniego meczu pierwszej fazy. - Najważniejsze, że ostatnie mecze rozegraliśmy w dobrym rytmie, bez wciskania wstecznego biegu. Dla mnie to dobry znak, że moi zawodnicy są zmotywowani i w odpowiednim nastroju przystąpią do meczu z Polską.- powiedział Konstantiow. - Są gotowi.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)