"Cieszę się, że mogłam grać z profesjonalnymi zawodniczkami, które wiedziały co oznacza słowo DRUŻYNA!!! W głowie mi się to nie mieści. Chyba, że ze mną jest coś nie tak" - napisała Katarzyna Gajgał-Anioł na Twitterze. Była to pierwsza opinia osoby związanej tak mocno ze środowiskiem siatkarskim, dotycząca rozwiązania kontraktu Anny Grejman.
25-letnia przyjmująca podpisała umowę z Chemikiem Police w lipcu, kiedy ogłoszono, że do pobliskiej Stoczni Szczecin dołączył jej partner, Bartosz Kurek. Kiedy atakujący reprezentacji Polski opuścił szeregi zespołu, który nie miał sponsora i nie mógł wywiązać się z zobowiązań finansowych, siatkarka postanowiła zrobić to samo w swoim klubie. Na razie nie wiadomo, gdzie swoją karierę kontynuować będzie MVP ostatnich mistrzostw świata.
Postanowiliśmy więc zamieścić na łamach WP SportoweFakty opinię Katarzyny Gajgał-Anioł, która w ostatnich latach reprezentowała barwy Chemika Police, a po majowym mistrzostwie Polski, zakończyła karierę. W swoim dorobku ma nie tylko sukcesy wywalczone na krajowym podwórku, ale także brązowy medal mistrzostw Europy czy wygraną w Pucharze CEV. Sportową karierę łączyła z macierzyństwem (ma 12-letniego syna - przyp. red.) i nie przeszkodziło jej to w sięganiu po kolejne trofea.
Słowa Gajgał-Anioł wywołały sporą dyskusję, ale większość osób zgadzała się z opinią utytułowanej siatkarki. Środkowa postanowiła wyjaśnić to, co napisała, a nie zmieściło się w zaledwie 300 znakach na Twitterze (cały wpis można przeczytać TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO Świderski o sytuacji Stoczni: To nie tylko problem Szczecina, ale całej polskiej siatkówki
"W wieku piętnastu lat poszłam do Szkoły Mistrzostwa Sportowego i w tym momencie zaczęła się moja kariera zawodowego sportowca. Decyzje o tym podejmowałam z mamą. Mój tata zmarł jak miałam dziewięć lat. Ciężko mi było zostawić mamę samą, po godzinach rozmów doszłyśmy do wniosku, że chodzi o moją przyszłość i może o lepsze życie dla mnie. Z ciężkim sercem wyjechałam 300km od domu, ale życie polega na trudnych wyborach. Czy to oznacza, że nie kocham mojej mamy, albo moja mama mnie? Nie! Wręcz przeciwnie to znaczy o wielkiej matczynej miłości i wsparciu w moich wyborach. W szkole od samego początku wbijano mi do głowy, że DRUŻYNA ma być najważniejsza i żeby wszystko dobrze funkcjonowało to zawodniczki i sztab muszą iść w tym samym kierunku. Ja dla drużyny, drużyna dla mnie. To z drużyną przeżywa się sukcesy i porażki, jest się na dobre i złe. Każda zawodniczka jest potrzebna, żeby osiągnąć sukces. Przez moje ponad dwadzieścia lat grania nie wszystkie koleżanki wiedziały co to znaczy być i funkcjonować w zespole, ale większość z nich na pewno i śmiem twierdzić, że te odważniejsze podzieliły by moje zdanie na ten temat" - napisała Katarzyna Gajgał-Anioł.
"Dlaczego decyzja Ani wywołała u mnie takie emocje? Bo tak, jak napisałam "W głowie mi się to nie mieści" podjęcie takiej decyzji. Jest grudzień, okienko transferowe jest otwarte, ale może być problem ze znalezieniem nowej przyjmującej. Większość zawodniczek ma podpisane kontrakty. Jeżeli ja byłabym się w takiej sytuacji to postąpiłabym tak: poszłabym do prezesa klubu powiedziała o sytuacji i moich planach, poprosiłabym o poszukanie nowej przyjmującej i trenowała z dziewczynami do momentu, kiedy nowa zawodniczka przyjdzie. Starałabym się zachować w tym wszystkim z honorem i fair play. Na koniec pożegnałabym się ze wszystkimi, żeby odejść w miłej atmosferze, bo nigdy nie wiesz z kim i gdzie przyjdzie ci zagrać" - dodała.
Była środkowa wyjaśniła, że zawsze zmieniała kluby po zakończeniu sezonu. W zespołach nie zawsze grała w wyjściowej szóstce, czasami była czwartą zawodniczką na swojej pozycji, a mimo to rywalizowała na treningach. "Wiesz zawsze do jakiego klubu idziesz, z jakimi przeciwnościami będzie dane ci się zmierzyć i z kim będziesz rywalizować na swojej pozycji. Decyzja należy do ciebie. Odchodzenie z klubu który nie ma żadnych problemów, jest wypłacalny i walczy o najwyższe cele w środku sezonu, no dla mnie to się mija z profesjonalizmem" - opisała.