Mistrzostwa Europy siatkarek. Jacek Nawrocki - trener, który buduje żeńską kadrę od zera

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
Aż w końcu doszliśmy do roku 2019, w którym Polki zajęły piąte miejsce w Lidze Narodów, a w kwalifikacjach olimpijskich powalczyły z Serbkami. Jednak imprezą numer jeden jest dla nich Eurovolley, którego znaczną część rozegrają w Łodzi.

- Nie nazywałbym tego "zwieńczeniem", bo to bardzo piękne słowo. Chciałbym, żeby było to eleganckie zakończenie tego etapu dla niektórych dziewczyn, jednego z najważniejszych w ich życiu. Kto wie, czy dla niektórych ten turniej nie nadszedł zbyt wcześnie. Stoi przed nimi bardzo trudne zadanie. Maa nadzieję, że to są mocne charaktery i sobie z tym poradzą. Jestem przekonany, że te młode dziewczyny, które zadebiutują w dużej imprezie, będą mogły bronić barw reprezentacji przez długie lata - mówi Nawrocki z dużą nadzieją na twarzy.

- Bardzo byśmy chcieli grać jak najdłużej, abyśmy grali przynajmniej do końca rozgrywek, które są w naszym kraju, bo to by świadczyło o tym, że jest postęp tego zespołu. Mamy sporo zawodniczek, które będą debiutowały oraz takich, które w dużych imprezach wystąpiły dopiero pięć czy dziesięć razy, a będziemy grać przeciwko dziewczynom, które mają po 150 czy nawet 200 występów w narodowych barwach. Dla naszych młodych dziewczyn to jest wielki kapitał, jeśli chodzi o rozwój - tłumaczy szkoleniowiec.

Czytaj też: Malwina Smarzek-Godek: Chcę być cięższa o kilkaset gramów medalu w bagażu

Gdy padają hasła "mistrzostwa Europy" i "Łódź", przypomina się 2009 rok i brązowy medal drużyny trenera Jerzego Matlaka. Z obecnej kadry pamięta go tylko Paulina Maj-Erwardt, o czym wspominała w wywiadzie dla WP SportoweFakty. Zdaniem Nawrockiego trzeba się jednak odciąć od tych wspomnień.

- Myślę, że musimy zachować dystans do tego, co było 10 lat temu. To wszystko to jest historia. Moje prowadzenie PGE Skry Bełchatów, gdzie jedna piłka dzieliła nas od wygranej w Lidze Mistrzów to też historia. Do tego się nie wróci. Jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Dziewczyny swoją postawą rozpaliły nastawienie kibiców i to, czego się od nich chce. Umiarkowany spokój, rozsądek, granie na maksimum możliwości, ale bez pompowania nastroju - to tylko może pomóc temu zespołowi. Jeśli gdzieś popełnimy błąd i pójdziemy w zbyt duże ciśnienie, będzie dziewczynom naprawdę trudno - uważa.

Reprezentacja Polski kobiet za czasów Jacka Nawrockiego nigdy w Łodzi nie grała. Ale w Atlas Arenie podczas wspominanego finału Ligi Mistrzów w 2012 roku ówczesny trener PGE Skry Bełchatów powiedział do zawodników na czasie w czwartym secie przy piłce setowej dla Zenitu Kazań: "trzeba serduchem to wygrać, bo k... taktyką tego nie wygramy". Czy takie słowa padną też na mistrzostwach Europy?

- Być może. Pamiętam, że chłopaki byli bardzo blisko. Tak naprawdę przekaz był taki, że rywale taktycznie grali świetnie, a gdzieś zabrakło trochę szczęścia.

Dla 54-letniego trenera Biało-Czerwonych mistrzostwa Europy będą turniejem życia, jeśli chodzi o pracę z kobietami.

- Po turnieju chciałbym stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie, że zagraliśmy dobre mistrzostwa. Takie, które dały satysfakcję kibicom. Nie mówię o realizowaniu oczekiwań, bo one w kontekście tego, co robi kadra męska, są nie do osiągnięcia. Chciałbym, żeby te dziewczyny zachowały spokój i były szczęśliwe po mistrzostwach Europy. To nie będzie proste, bo trzeba pokonać kogoś z wielkich, a dla nas trudne mecze zaczynają się już wraz ze spotkaniem otwarcia ze Słowenią - zakończył.

Mecz Polska - Słowenia zaplanowano na godzinę 20:30 w piątek, 23 sierpnia.

Jak oceniasz pracę Jacka Nawrockiego w reprezentacji Polski kobiet?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×