18-letnia Magdalena Stysiak wielokrotnie pokazywała, że jest ważnym punktem w kadrze Jacka Nawrockiego. Dała z siebie to, co najlepsze w najważniejszym z dotychczasowych spotkań, którego stawką był półfinał mistrzostw Europy.
- Bardzo się cieszę z wygranej. Czułyśmy lekką presję, bo Niemki wyszły dobrze na to spotkanie, wiedziałyśmy, że się nie poddadzą. Nie zagrały jeszcze nigdy takiego spotkania w mojej rocznej karierze w reprezentacji. Grałam z nimi pięć razy i nigdy nie zaprezentowały się w ten sposób. Spodziewały się takiej publiczności. Dziękujemy wszystkim, ta publiczność jest niesamowita. Jestem mega szczęśliwa. Trochę zwątpienia wkradło się w czwartym secie, ale potem wyszłyśmy na tie-breaka jak nowonarodzone - tłumaczyła rozemocjonowana przyjmująca tuż po zakończeniu batalii.
W kluczowych momentach tie-breaka Stysiak wyglądała, jakby nie czuła stawki ani presji. - Wiadomo, każdy ma nerwy, ale ja staram się je utrzymać na wodzy. Powiedziałam sobie, że zaczynamy od nowa, jest 0:0, krótki mecz i trzeba było to wykorzystać, teraz albo nigdy - wyjawiła.
ZOBACZ WIDEO Eliminacje Euro 2020. Wojciech Szczęsny liczy na Piątka. "Napastnik głodny goli zawsze jest groźny dla przeciwników"
Po trzech asach trener Felix Koslowski poprosił o czas, ale Jacek Nawrocki zwrócił się do całej drużyny. - Nic mi nie powiedział, omawiał kolejną akcję. Grałyśmy opcją. Do mnie nie było ani słowa. Trener bardzo dobrze wie, że ja tak wolę, jeśli mi idzie na zagrywce, lubię, kiedy coś do mnie mówi, ale w tym momencie tak nie zrobił. Tylko: "Magda, idź na maxa". Pomyślałam, że nie ma nic do stracenia: teraz albo nigdy - skwitowała.
Polska siatkarka nie zwolniła ręki. - Wiedziałam, że one daleko stoją, ale dlaczego mam ryzykować, jeśli mocna zagrywka mi siedziała. Jak wszystko idzie, to nie ma co kombinować - podkreśliła.
Choć nie czuła presji, emocji nie uniknęła. - Troszkę czułam nerwy, ale nie dałam się im ponieść. Po akcjach wygranych było u mnie widać nerwy, ale też radość. To jest jednak niesamowite, że nie dałam się ponieść emocjom. Może nie było widać, ale one były w środku. W piątym secie nogi mi się trzęsły - wyjawiła Stysiak.
Według przyjmującej inne zespoły nie patrzą na Polskę już jako na kopciuszka na europejskich salonach. Sama ma dobry kontakt z byłymi koleżankami z Chemika Police, Bianką Busą i Sladjaną Mirković. - Nie spodziewały się tego. Tu pokazałyśmy kawał dobrej siatkówki w meczu z Włoszkami - przyznała.
Stysiak miesiąc temu zarzekała się, że nie będzie czytać co dziennikarze i kibice o niej i drużynie piszą. - Zdaję sobie sprawę, że to było dobre spotkanie i będą pisać o nas w superlatywach. Będziemy świętować, w czwartek wylatujemy do Ankary, nie będzie więc czasu. Nie lubię o sobie czytać. Ciężko mi powiedzieć, ale raczej nie będę niczego czytać - powiedziała.
Co jest największą siła polskiego zespołu? - Wszystkie dziewczyny. Jak gramy dobrze, to jesteśmy jak czarne konie - zakończyła. W sobotę półfinał z Turcją, niestety już w nie w łódzkiej Atlas Arenie.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)