Andrzej Wrona: Po obejrzeniu tego filmu mną wstrząsnęło. Ale do diety raczej nie wrócę

Anna Bagińska
Anna Bagińska

Podszedł pan do swojego wyzwania bardzo racjonalnie. Zrobił pan badania krwi przed oraz po. Co z tego wynikło?
 
Skonsultowałem się także z ekspertką od diety. Ja przed tą próbą badania miałem dobre. Generalnie jako sportowcy jesteśmy kontrolowani pod tym względem. Ja przez ten czas się suplementowałem, uzupełniałem wszystko to, co powinienem. Minęły cztery tygodnie, zrobiłem znowu badania i one nadal były dobre. Wyszła jednak jedna rzecz pozytywna. Spadł mi cholesterol, ale co za tym idzie, spadł mi też testosteron i to już nie jest tak dobrze. Ale ja nie czułem się z tym mniej męsko.

Po tych czterech tygodniach stwierdził pan, że ten weganizm to jednak nie dla mnie?
 
Na początku czułem się lepiej. To jest najlepszy wykładnik. Te pierwsze dwa tygodnie były takie, że pomyślałem sobie, że wow! Czułem się lżej na żołądku. Nie czułem się słabszy, wydawało mi się, że szybciej się regeneruję. Generalnie było ok, ale już podczas drugiej połowy wyzwania dwukrotnie w trakcie cięższych meczów miałem momenty, że było mi słabo. Działo się to gdzieś w połowie spotkania i musiałem zjeść banana czy żel. Wcześniej nigdy mi się to nie zdarzyło.

Zacząłem się nad tym zastanawiać. Nie chciałem tych zmian wprowadzać za wszelką cenę. Podejrzewam, że gdybym zaczął tą dietę po sezonie, to byłoby trochę łatwiej. Ja to sobie wymyśliłem właściwie na ostatniej prostej przed sezonem. Stwierdziłem, że jest to zbyt ryzykowne. Ból w kolanie zniknął, ale nie mogę powiedzieć, że tylko z powodu diety. Mamy też fizjoterapeutę, z którym dużo pracuję. Zrobiłem sobie listę za i przeciw. Stwierdziłem, że jestem w stanie ograniczyć mięso, ale wrócę do produktów zwierzęcych. Myślałem, że jak zjem kawałek mięsa, to będzie takie odczucie wow, nareszcie! Nie było tak, że jakoś bardzo za tym tęskniłem.

Czytaj też: Święta u Martyny Grajber: W dzień wigilii nie jemy nic aż do kolacji
 
Mięso nie śniło się po nocach?
 
Raz mi się śniło po mniej więcej trzech tygodniach diety. Paliła się jakaś kamienica i strażacy ratowali ludzi. Ja wszedłem do tej kamienicy i tam była kuchnia, w której leżały olbrzymie steki. Ja po prostu wynosiłem te steki z pożaru. To chyba był znak, że jest coś nie tak i chyba tęsknię za mięsem.

Wspomniał pan, że do tej próby przystąpił w momencie, kiedy praktycznie zaczynał się sezon. A czy kiedy on się skończy, będą te dwa czy trzy miesiące wolnego, będzie pan chciał wrócić do wegańskiej diety i zobaczyć, co wtedy się stanie?
 
Do takiej restrykcyjnej to już nie. Cztery tygodnie były ok i udowodniłem sobie, że mogę i chyba o to chodziło. Pewnie bym dał radę dłużej, gdyby nie mecze i treningi. Mogę ograniczyć się jeszcze bardziej, ale w tym momencie życia, w którym jestem, to wiem, że ile bym nie zjadł tego mięsa, to mój organizm i tak to przerobi. Dla mnie taki kluczowy, jeżeli chodzi o dietę, to będzie moment zakończenia zawodowej gry. Wtedy na pewno, jak tego wysiłku będzie dużo mniej, dieta będzie dużo ważniejsza.

A jak było z poinformowaniem klubu o zmianie sposobu odżywiania?
 
Nie mamy dietetyka klubowego jako takiego, który jest z nami na stałe. A jeżeli chodzi o poinformowanie klubu, to oczywiście ciężko było to ukryć, bo musiałem powiedzieć kierownikowi drużyny, że jak jedziemy na wyjazdy, to żeby mi zamawiał posiłki wegańskie. Suplementację też musiałem skonsultować z trenerami od siłowni i fizjoterapeutą, więc ta informacja poszła. Andrea Anastasi był mocno sceptyczny, bo jego żona jest weganką i on wie, z czym to się wiąże.

Na następnej stronie przeczytasz o tym, co Andrea Anastasi powiedział na temat diety Andrzeja Wrony oraz jak zareagowali jego koledzy

Czy Twoim zdaniem dieta wegańska może być odpowiednia dla zawodowego sportowca?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×