PlusLiga. PGE Skra - ZAKSA: mistrz Polski podniósł się, ale znów upadł. Dwa punkty zostały w Bełchatowie

PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: radość siatkarzy PGE Skra Bełchatów
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: radość siatkarzy PGE Skra Bełchatów

To mógł być krótki mecz, ale ostatecznie trwał dwie i pół godziny. PGE Skra Bełchatów pokonała w hicie 19. kolejki PlusLigi Grupę Azoty ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle 3:2.

Dla bełchatowian rozpoczyna się okres gry ze ścisłą czołówką. W ciągu dziesięciu dni przyjdzie im zmierzyć się ze wszystkimi rywalami z pierwszej czwórki. Na pierwszy ogień mecz z mistrzem Polski, Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, która kilka dni wcześniej nie dała szans w Lidze Mistrzów Vojvodinie Nowy Sad i wygrała 3:0. Trener PGE Skry Michał Gogol uczulał swój zespół, by nie zagrał tak słabo jak w Hali Azoty w listopadzie, gdy przegrał w trzech krótkich setach.

- W Kędzierzynie-Koźlu zagraliśmy kiepsko i nie pokazaliśmy naszego potencjału. W Bełchatowie chcemy zaprezentować się dużo lepiej i powalczyć o zwycięstwo. Za nami trudny tydzień pod względem zmęczenia. Pojawiło się też kilka urazów, a skoki temperatur spowodowały drobne problemy chorobowe, ale drużyna jest zmotywowana i zmobilizowana. Mamy pewne braki, ale to "urok" tego momentu sezonu - mówił szkoleniowiec żółto-czarnych w rozmowie z oficjalną stroną klubu.

Zaczęło się obiecująco, zwłaszcza ze strony gospodarzy, którzy imponowali skutecznością w ataku nawet wtedy, gdy nie udało się dobrze przyjąć zagrywki. Cały czas to bełchatowianie byli z przodu, a grę napędzał szalony Milad Ebadipour, autor aż siedmiu punktów dla PGE Skry w premierowej odsłonie.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Marcin Wasilewski sprawił żonie prezent

Ciekawie wyglądał też pojedynek rozgrywający. Benjamin Toniutti grał naprawdę szybkie piłki do swoich kolegów, ale Grzegorz Łomacz potrafił na to odpowiedzieć choćby uruchamiając środek. Nie było ani jednego momentu, by goście przycisnęli przeciwników. Pierwsza partia padła więc łupem gospodarzy do 21.

Kolejnego seta miejscowi rozpoczęli od stanu 7:2. Tu bardzo dużą robotę w polu zagrywki wykonali Jakub Kochanowski oraz Dusan Petković. Serb zabłysnął też w tym elemencie pod koniec partii. Pojawił się na zagrywce przy stanie 20:17 dla PGE Skry i... nie zszedł do końca seta. A pod siatką fantastycznie pracowali Milan Katić i Karol Kłos. Po raz kolejny mistrzowie kraju nie mogli znaleźć punktu zaczepienia i przegrali do 17.

Nawet pomiar głośności dopingu, który odbył się w przerwie miedzy drugą a trzecią odsłoną nie zbił z tropu ekipy trenera Gogola. Kibicom zmierzono ponad 113 decybeli, a zawodnicy rozpoczęli od 3:0, gdy zagrywał Kochanowski. Kędzierzynianie zdołali jednak doprowadzić do remisu (10:10), a później nawet wyszli na prowadzenie.

Przy stanie 17:17 doszło do zamieszania z wynikiem na tablicy. Punkt przyznano bełchatowianom zamiast kędzierzynianom, a później w kolejnej akcji błąd ten został powielony. Po kilkuminutowej przerwie i protestach udało się sytuację wyjaśnić. Potem nawet ZAKSA zdobyła jeszcze jedno oczko i wyszła na trzypunktowe prowadzenie 20:17. Mało brakowało, a byłoby 24:21, gdyby piłka po bloku Davida Smitha "na łosia" spadła metr bliżej, a nie na aucie.

A tak doszło do gry na przewagi. Akces do okładki magazynu "Murator" zgłosił Karol Kłos, który skakał nie tyle wysoko, co agresywnie i zatrzymał kilka piłek, w tym tę mogącą dać wygraną 26:24 ekipie ZAKSY. Siatkarze trenera Nikola Grbicia dopięli swego wygrywając 27:25, choć nadal kwestią sporną pozostaje, czy David Smith popełnił w ostatniej akcji błąd piłki rzuconej czy też nie. Tego na wideoweryfikacji nie udało się rozwiązać.

Z udziału w czwartym secie atakującego PGE Skry Dusana Petkovicia wyeliminował uraz, więc od początku zaprezentował się w jego miejsce Mariusz Wlazły. Tym razem już jednak bełchatowianom grało się dużo trudniej. Spadła skuteczność przyjęcia, a także bloku. A prawoskrzydłowy Aleksander Śliwka zaczął czuć się coraz swobodniej. W najwyższym "punkcie" ZAKSA prowadziła już nawet 19:14, a gdy do punktowania dołączył się jeszcze Parodi, było już po secie (25:21). O wygranej w Hali Energia musiał więc rozstrzygnąć tie-break.

W piątej partii oba zespoły już znacznie bardziej uważały na każdą akcję, a także na ewentualne błędy. Seria punkt za punkt złamała się dopiero po bloku na Parodim, po którym zrobiło się 7:5 dla PGE Skry. Od tego momentu znów oba zespoły szły punkt za punkt aż do sytuacji na 10:10, w której kontrę skończył Parodi. A później Karol Kłos dołożył blok na Śliwce i goście nie potrafili wygrać już żadnej akcji.

Takie rozstrzygnięcie sprawiło, że w czołowej trójce zrobiło się bardzo ciasno. Liderująca VERVA Warszawa Orlen Paliwa ma 51 punktów, druga ZAKSA - 50, a PGE Skra - 48. Przed play-offami będzie jeszcze ciekawie.

PGE Skra Bełchatów - Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:2 (25:21, 25:17, 25:27, 21:25, 15:10)

PGE Skra: Łomacz, Ebadipour, Kochanowski, Petković, Katić, Kłos, Piechocki (libero) oraz Droszyński, Wlazły.

Grupa Azoty ZAKSA: Toniutti, Semeniuk, Smith, Baroti, Śliwka, Wiśniewski, Zatorski (libero) oraz Łukasik, Rejno, Parodi, Kaczmarek, Grygiel.

MVP: Jakub Kochanowski (PGE Skra).

Komentarze (2)
avatar
obiektywny
16.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A "ekspert" Mielewski dyskretniej w okazywaniu "obiektywizmu"! 
avatar
szakal44
16.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
ZAKSA przywozi do Skry 2,5 atakującego, a na ataku gra Śliwka ?!! ( Kaczmarek wytłumaczony).