[b]
Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Od ostatniego pana występu w barwach PGE Skry Bełchatów, minęło już ponad osiem lat. To, że jest pan po tym czasie innym zawodnikiem, to jasne. Ale "innym" to znaczy jakim?[/b]
Aleksandar Atanasijević, atakujący PGE Skry Bełchatów: Kiedy przychodziłem tu w sezonie 2011/2012 byłem najmłodszym siatkarzem w zespole. Teraz jestem jednym z najstarszych i spoczywa na mnie duża odpowiedzialność. Jesteśmy zespołem, który chce walczyć o trofea. Wiem, czego chcę. Nie będzie łatwo, bo konkurencja w Polsce jest ogromna, ale cieszę się że tu jestem. Atmosfera i organizacja jest wspaniała. Portównując to do tego, co było osiem lat temu nawet wyposażenie szatni czy fizjoterapeutów się bardzo poprawiło. To dla nas bardzo ważne, bo czujesz się jak w domu i nie musisz się o nic martwić.
Pewnie nie bez znaczenia jest obecność trenera Slobodana Kovaca. Kiedyś Vladimir Grbić mówił mi, że jako Serbowie macie zakodowane w głowach, że zawsze musicie o coś walczyć.
Jeśli ktoś nam mówi, że coś jest niemożliwe, my staramy się za wszelką cenę pokazać, że się mylił. Cieszę się ogromnie, że jest tu z nami Slobodan Kovac, bo jemu bardzo wiele w karierze zawdzięczam - zarówno w klubie w Perugii, jak i w reprezentacji Serbii. To nie jest łatwy trener do współpracy. Dużo wymaga, ale to jedyny sposób na osiąganie sukcesów.
Będzie też Mihajlo Mitić. Liczba Serbów w Bełchatowie po prostu musi się zgadzać.
Mihajlo jest tu już od poprzedniego sezonu, co na pewno pomaga się wdrożyć, ale i tak w Bełchatowie czuję się jak w domu. Widzę to po przyjęciu w klubie i kibiców. Zwykle gdy przychodzisz pierwszego dnia do pracy, jesteś trochę zestresowany, bo to nowe miejsce i mało kogo znasz. Tym razem ja tutaj bylem spokojny, bo znam wiele osób.
ZOBACZ WIDEO: Internauci przecierają oczy. Co zrobiła polska gwiazda?!
Zdarzały się już takie przypadki, że zawodnicy przyjeżdżali do Bełchatowa, by się leczyć, a potem szybko uciekali z klubu. Jak będzie z panem? Możliwy jest powrót do Modeny?
Nie ma takiej opcji. Jestem w PGE Skrze Bełchatów i mam dać z siebie absolutnie maksimum, choćby na jednej nodze. Zamierzam walczyć w tym klubie przynajmniej do końca sezonu. Jestem trochę do tego zobowiązany, by odwdzięczyć się za to, co PGE Skra dała mi w przeszłości.
Ostatnie sezony pokazują, że choć na papierze ekipa z Bełchatowa wygląda dobrze, to trudno jej bić się o najwyższe cele...
Nawet jeśli drużyna nie osiągała ostatnio rezultatów na miarę możliwości, to dobry czas, by pokazać, że wykonujemy tutaj dobrą robotę i że zasługujemy na szacunek. Nie możemy odpuszczać nawet na moment.
Prezes Konrad Piechocki mówi, że celem jest przede wszystkim walka o medal, ale nie mówi o kolorze. Jak pan się na to zapatruje?
Konkurencja w polskiej lidze jest dużo większa niż we włoskiej. W Serie A, by zdobyć mistrzostwo, trzeba przede wszystkim wygrać z Modeną i Civitanovą. W PlusLidze jest 6-7 drużyn, które mają medalowe aspiracje i otwarcie o tym mówią. Właśnie dlatego nie można sobie pozwalać na błędy, bo różnica pomiędzy poszczególnymi zespołami jest niewielka. Nie dziwię się, że mówimy o podium, bo nie jesteśmy faworytami do złota. Ale to nie ma znaczenia. Każdy z nas wie, po co tu przyszliśmy.
Tak naprawdę chyba nie ma klubu, dla którego mecz z PGE Skrą nie byłby czymś wyjątkowym
Wiem do jakiej drużyny przychodzę. Poza tym, że jestem z nią związany, chcę podkreślić, że to marka w Polsce. To prawda. Każdy zespół - niezależnie czy zajmuje w tabeli miejsce czołowe czy raczej niższe - bardzo nastawia się na mecze z PGE Skrą Bełchatów. A ja cieszę się, że będę mógł znów grać przy publiczności, która dodaje energii. Nawet w sparingu z Polonią Londyn dało się to odczuć.
Sprawdź także: Lubinianie i wrocławianki chcą obronić swoje twierdze. Poniedziałkowy rozkład jazdy w PlusLidze i Tauron Lidze