Skoki zmieniły się nie do poznania. Walter Hofer dokonał rewolucji

Newspix / EXPA / JFK / Na zdjęciu: Walter Hofer
Newspix / EXPA / JFK / Na zdjęciu: Walter Hofer

Zawody przeciągające się w nieskończoność, niejasne zasady, niski poziom realizacji telewizyjnej, a w konsekwencji niewielka popularność. To obraz skoków, które w 1992 roku zastał Walter Hofer. Przez 28 lat zmienił dyscyplinę nie do poznania.

W czwartek rozpocznie się 71. Turniej Czterech Skoczni. W pierwszej serii konkursu w Oberstdorfie 50 skoczków rywalizować będzie w systemie KO - w 25 parach. To format, który stosowany jest od 45. edycji TCS (sezon 1996/97) i został wprowadzony pod rządami Waltera Hofera - jako dyrektora Pucharu Świata.

Do drugiej serii awansuje zwycięzca każdej z 25 par, a także pięciu szczęśliwych przegranych. Po latach Hofer w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" wyznał, że ten element jest zasługą Adama Małysza.

- Testowaliśmy ten system podczas letnich zawodów odbywających się w Niemczech. Wstępny plan zakładał, by w drugiej serii skakali tylko i wyłącznie zwycięzcy pojedynków, czyli 25 zawodników. Ale wtedy traf chciał, że Małysz znalazł się w jednej parze z Martinem Schmittem. I przegrał. Stwierdziliśmy, że jeżeli może dojść do takiej sytuacji, to coś trzeba lekko zmodyfikować - mówił.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

Człowiek, którego elementami charakterystycznymi były krótkofalówka i czerwona opaska na głowie, przez 28 lat na stanowisku dyrektora Pucharu Świata zrewolucjonizował skoki narciarskie. Kiedy obejmował tę funkcję w 1992 roku, dyscyplina była marnym produktem telewizyjnym, zawiłym dla widzów.

- Przeprowadziliśmy analizę i zdaliśmy sobie sprawę, że nie docieramy do masowych odbiorców. Każdy turniej, czy to były loty narciarskie, czy mistrzostwa świata, czy Puchar Świata, czy igrzyska olimpijskie, odbywał się według innych wytycznych i zasad. To wszystko było zagmatwane i tworzyło opinię marginalnego sportu - wspominał po latach na łamach "Badische Zeitung", w którym podsumował swoją działalność w PŚ.

Bezpieczeństwo, popularność, przejrzystość

Nie sposób wymienić wszystkich zmian, które zaszły w skokach narciarskich przez 28 lat rządów Waltera Hofera. Warto jednak odnieść się do trzech obszarów, które w ciągu blisko trzech dekad ewoluowały szczególnie.

Bezpieczeństwo skoczków było priorytetem, który przyświecał każdej decyzji podejmowanej przez Hofera i spółkę. Oczywiście, za jego kadencji nie brakowało groźnych upadków, ale odsetek kontuzji odnoszonych przez zawodników znacząco zmalał. To efekt wprowadzonych przepisów dotyczących sprzętu (m.in. mocowania wiązań, kombinezonów), a także wymogów odnośnie przygotowania skoczni.

Kolejne dwie kwestie - przejrzystość i popularność - były ze sobą powiązane. To Hofer sprawił, że skoki stały się czytelne dla kibiców, a przez to zataczały coraz większe kręgi zainteresowania. Pod jego rządami wprowadzone zostały kwalifikacje (wcześniej konkursy ciągnęły się w nieskończoność), a także formułę 50 zawodników w pierwszej i 30 w drugiej serii (z najlepszymi na końcu).

Hofer i jego ludzie zrewolucjonizowali też produkt pod kątem telewizyjnym. Do produkcji zaangażowano zdecydowanie więcej kamer, a widz natychmiast otrzymywał na ekranie wszelkie niezbędne informacje na temat skoku - takie jak prędkość najazdowa, odległość, noty za styl.

- Założenia były proste - jeśli chcemy zainteresować sobą telewizję, konkurs nie może trwać dłużej niż mecz piłki nożnej, a przerwa między seriami dłużej niż druga z nich. Potem przesunęliśmy najlepszych na koniec dla lepszej czytelności. Nagle, z czasów instalowania jednej słabej kamery pośrodku zeskoku stacje zaczęły nam proponować: chodźcie, opakujemy to na światowym poziomie - opowiadał Hofer w "Przeglądzie Sportowym".

Jedną z kluczowych decyzji w XXI wieku było wprowadzenie przeliczników za belkę i wiatr. To system, który do dziś budzi sporo kontrowersji. Był jednak niezbędny, aby utrzymać dynamikę konkursu - bez konieczności przerywania serii, anulowania wyników i rozpoczynania wszystkiego od nowa. Jak ujął to Hofer - w ten sposób Międzynarodowa Federacja Narciarska próbowała ujarzmić naturę w liczbach.

Chciał zabrać PŚ w Zakopanem. Później był żegnany jak król

Walter Hofer przez blisko trzy dekady budził skrajne emocje. Nie można odmówić mu tego, że skoki pod jego wodzą stały się zdecydowanie lepszą dyscypliną pod wieloma względami. Ale nie brakowało kontrowersyjnych decyzji, zawodów rozgrywanych czasem w skandalicznych warunkach, czy ciągnących się w nieskończoność. Przyroda niejednokrotnie rzucała wyzwanie dyrektorowi Pucharu Świata i okazywała się silniejsza od niego.

Hofer nie był obojętny także w Polsce. W jednej z rozmów (z TVP Sport) wyznał, że w latach 90. chciał odebrać Puchar Świata Zakopanemu - po tym, co zobaczył i zastał w 1991 roku. Wtedy wywołał wściekłość wśród działaczy Polskiego Związku Narciarskiego, ale ostatecznie obie strony doszły do porozumienia i wdrożyły plan, który uczynił Zakopane jednym z najatrakcyjniejszych miejsc w kalendarzu Pucharu Świata.

To także w Zakopanem, w 2020 roku, symbolicznie oddał władzę Sandro Pertile, nowemu dyrektorowi Pucharu Świata. Symbolem stała się wówczas słynna opaska na uszy Austriaka, którą włożył na głowę Pertile. - Zakopane zajmuje całe moje serce. Atmosfera u was jest po prostu unikalna - mówił Hofer dla WP SportoweFakty podczas swojego ostatniego weekendu w tym miejscu na stanowisku dyrektora.

Ostateczne pożegnanie ze skokami w roli dyrektora wyobrażał sobie jednak zupełnie inaczej. Ze względu na pandemię koronawirusa FIS - w nerwowej atmosferze - przedwcześnie zakończył sezon, włącznie z odwołaniem mistrzostw świata w lotach, które w Planicy miały być kolejnym wielkim świętem.

Po 28 latach Walter Hofer odsunął się w cień, choć nie odciął się zupełnie od skoków narciarskich. Dziś z dumą może obserwować, jak zmieniła się ta dyscyplina za czasów jego pracy. Szeregiem rewolucyjnych zmian wysoko zawiesił poprzeczkę dla swojego następcy.

Czytaj także:
Kapitalne skoki Polaków w kwalifikacjach. Ale Norweg pokazał niesamowitą moc
Ahonen dostał list z Polski. Przerażająca treść

Komentarze (0)