"Skandal w Willingen" - pisaliśmy zaraz po zakończeniu piątkowego, mało śmiesznego spektaklu na Mühlenkopfschanze (HS 145). W pewnym momencie, gdy jeden ze skoczków czekał długo na belce na swój skok, czujniki wiatru pokazały w przekazie telewizyjnym podmuchy o sile od 8 do 10 m/s na dole skoczni.
Na potężny wiatr, już w locie, trafił Timi Zajc. W pewnym momencie Słoweniec nie miał właściwie żadnego panowania nad nartami, silny wiatr wzbił go znacznie wyżej w powietrze niż zwykle i to cud, że upadek na 161,5 metra nie zakończył się dla niego poważną kontuzją. Wcześniej potężne kłopoty przy lądowaniu miała też skoczkini Yuki Ito na 154,5 metra.
Czy zatem rozegranie miksta (wygrali Norwegowie) w tak ekstremalnych warunkach miało sens?
- Warunki pogodowe były wyjątkowe trudne. To były najbardziej skomplikowane zawody odkąd jestem dyrektorem Pucharu Świata. Zdecydowaliśmy się na rywalizację, bowiem mieliśmy tylko osiem zespołów, w dodatku podzielone na cztery grupy. To było dobre dla nas. Zdecydowaliśmy się tylko na jedną rundę, bowiem warunki były nieprzewidywalne i bardzo trudne - podkreślił dla WP SportoweFakty Sandro Pertile.
ZOBACZ WIDEO: Milioner zachwycił się Łodzią. "Ktoś musi powiedzieć, że Polska nie jest dzikim krajem"
Czy biorąc pod uwagę, na jakie warunki w trakcie lotu trafił Timi Zajc, szef Pucharu Świata może powiedzieć, że warunki w trakcie konkursu były bezpieczne dla skoczków i skoczkiń?
- Przez całe zawody byłem na platformie trenerskiej i patrzyłem na pomiary wiatru. Mój asystent Borek Sedlak wykonał niesamowitą robotę, czekając na bezpieczne momenty, by móc zapalić zielone światło. Warunki nie były łatwe przez całe zawody, ale udało nam się pozwolić skakać wszystkim w bezpiecznych warunkach. Podczas fazy lotu nikt nie miał poważniejszych problemów - odpowiedział Sandro Pertile.
- Chciałbym dokładnie wyjaśnić sytuację z Timim Zajcem, ponieważ mieliśmy podgląd na sytuację z wiatrem. Kiedy dostał zielone światło na dole skoczni miał wiatr o sile 3,5 m/s. Podczas jego lotu siła wzrosła do 7 m/s. Co było widać w telewizji, został uniesiony jak w windzie i ta sytuacja była nieprzewidywalna. Timi wykonał niesamowitą robotę, że tak zamortyzował to lądowanie. Do piątkowego wieczoru nie mieliśmy żadnych niepokojących informacji od niego - dodał nasz rozmówca.
Mimo że rozegrano jedną serię i wyniki zaliczono, zawody nie miały wiele wspólnego - przez silny wiatr - ze sprawiedliwą rywalizacją. Czy zatem jest sens rozgrywania takiego konkursu? Czy nie jest to antyreklama dla dyscypliny?
- Najłatwiej jest komentować po konkursie. Kiedy prowadzimy zawody decyzję musimy podjąć w ciągu kilku sekund, nie wiedząc co stanie się za chwilę, za kilka minut, czy za godzinę. Musimy opierać swoje decyzje na prognozach pogody, doświadczeniu i umiejętnościach technicznych wszystkich zaangażowanych ekspertów: sztabu FIS i trenerów drużyn. Śledzimy wskazania wiatromierzy, dzielimy się opiniami z trenerami podczas każdej serii, a w piątek ani jeden szkoleniowiec nie był przeciwny decyzji o rozpoczęciu zawodów - zapewnił Sando Pertile.
Po odwołaniu drugiej serii miksta, jury podjęło także decyzję o odwołaniu zaplanowanych na piątkowy wieczór kwalifikacji skoczków. Eliminacje przeniesiono na sobotę na 14:45. Po nich, o 16:10, rozpocznie się pierwszy z dwóch indywidualnych konkursów w Willingen. Warunki mają być znacznie lepsze i wiatr nie powinien przekraczać 2 m/s.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Wiadomo, co ze zdrowiem Zajca. Trener Słoweńców uderza w jury
Granerud przerażony, a komentatorzy mówią to wprost. "Zagrożenie życia"