Wojciech Fortuna nie ma wątpliwości przed drużynówką. Jednego jest pewny

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Wojciech Fortuna przyznał, że brąz Dawida Kubackiego to powód do wielkiej radości. Były skoczek uważa, że Biało-Czerwoni będą bardzo mocni w konkursie drużynowym. Nie wyklucza, że na tyle, by zdobyć złoto. Co musi się wydarzyć?

[b]

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Mamy kolejny medal, co bardzo cieszy. Niewiele brakowało, a byłyby dwa krążki.[/b]

Wojciech Fortuna, były skoczek, mistrz olimpijski z Sapporo: Rzeczywiście Kamilowi nie zabrakło wiele do podium. Mamy brązowy medal Dawida i to się liczy. Cały czas uważam Polaków za jednych z najlepszych na świecie i jeden drugiego pięknie uzupełnia. Na kolejną medalową szansę nie trzeba długo czekać, bo ta pojawi się już w konkursie drużynowym i wcale nie jest mała.

Myślę, że Olek musi skoczyć troszeczkę lepiej i wtedy będzie dobrze. Z takimi wynikami, jakie osiągnęli Polacy w piątkowym konkursie indywidualnym, medal jest pewny. Dawid zajął trzecie miejsce, Kamil czwarte, a Piotrek dziewiąte. Jeżeli Olek będzie indywidualnie w piętnastce, to zdobędziemy złoto, bo statystyki nie kłamią.

Czyli wygrana, pana zdaniem, jest realna?

Tak. Ale do tego potrzeba czwórki bardzo dobrze skaczących zawodników. Ja im tego życzę z całego serca. Jakiś krążek z pewnością zdobędziemy. Mamy świetny zespół.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

Patrząc na wyniki konkursu indywidualnego na dużej skoczni, brak medalu byłby sporym rozczarowaniem.

Poprzeczka wisi wysoko. Nie wszyscy mogą zdobywać medale, a chętnych jest wielu. Wielkie szanse dawano na przykład Halvorowi Egnerowi Granerudowi i Kraftowi, którzy jednak musieli obejść się smakiem. Mamy trzech bardzo dobrze dysponowanych skoczków i powiem w ten sposób. Jeżeli nie zagrają Mazurka Dąbrowskiego, ale Polacy staną na podium, ja i tak będę szczęśliwy. Każdy krążek mnie ucieszy.

Bardzo powtarzalnie zaprezentował się przede wszystkim Kubacki. Jego obie noty były identyczne.

Zgadza się. To jest jeden z najlepszych skoczków na świecie. Ostatnio pewien dziennikarz zapytał mnie, który z Polaków jest najlepszy. Odpowiedziałem mu, że ja nie wiem, bo nie jestem prorokiem. Jak widać, każdy z trzech naszych najlepszych reprezentantów jest zdolny do osiągania świetnych rezultatów. Na normalnej skoczni wygrał Piotr Żyła, z kolei w piątek medal zdobył Dawid Kubacki. W czołówce w jednych i drugich zawodach znalazł się Kamil Stoch. Sukces Dawida cieszy mnie szczególnie, bo to przecież reprezentant mojego klubu, czyli zakopiańskiej Wisły.

Do wyprzedzenia Ryoyu Kobayashiego zabrakło bardzo niewiele. Czuje pan niedosyt?

Nie. Pan mówi, że do srebra zabrakło niewiele i to się zgadza. Brąz to też ogromny sukces, oczywiście zawsze trzymam kciuki w pierwszej kolejności za Polaków, ale przyznam szczerze, że wolę, by na drugim miejscu znalazł się Kobayashi niż niektórzy inni skoczkowie. Moja miłość do Japonii trwa długo, bo już 52 lata. Kiedy coś idzie nie po myśli reprezentantów Polski, zawsze patrzę, jak spisał się Ryoyu. Również mu bardzo dobrze życzę.

Skoki Dawida Kubackiego były w zasadzie idealne, jednak czy pan widział w nich coś do poprawy?

Warunki nie były łaskawe. Zawodnikom przeszkadzał wiatr z tyłu skoczni. Dawid oddał dwie bardzo dobre próby i można powiedzieć, że niekorzystną aurę pokonał. Mamy brąz i jest pięknie. Nie ma sensu rozbijać tego na czynniki pierwsze. Wygrał Timi Zajc, bo był najlepszy i skakał rewelacyjnie, to był jego dzień. A przecież większe szanse dawano Anze Laniskowi.

Patrząc na czołówkę piątkowego konkursu, można odnieść wrażenie, że kwestię zwycięstwa rozstrzygnęli między sobą faworyci?

Tak, chociaż chyba nie ci najbardziej zdecydowani. Granerud miał przecież osiągnąć w Słowenii zdecydowanie więcej. Ja sam mówiłem, że on jest nie do pokonania, bo widziałem, jak prezentował się niedawno w Austrii. Ale widzi pan, przyszło rozluźnienie i nie wygrał. Miał dwie szanse na zwycięstwo indywidualne, ostatecznie nie wykorzystał żadnej z nich. Skoki nie są łatwe do przewidzenia.

Czy jest pan zdziwiony, że Kamil Stoch przygotował taką formę na mistrzostwa świata? Zalicza w Planicy najlepsze występy w tym sezonie.

I o to chodziło. Zresztą już w pierwszych konkursach PŚ Polacy mieli formę, bo przecież Dawid na początku sezonu przez 10 kolejnych zawodów nie schodził z podium. Potem przyszło rozprężenie i dyspozycja gremialnie spadła, a Kamil nawet nie przeszedł eliminacji do jednego z konkursów. Ostatecznie trenerzy zdecydowali, że powinien odpocząć i potrenować indywidualnie.

Zadziałało, złapał oddech i widać, że teraz cieszy go skakanie. Dawno nie widziałem Kamila tak uśmiechniętego, a to dobry prognostyk. Poza tym, on lubi skakać w Norwegii, a tam będzie jeszcze kilka konkursów, więc w tym sezonie podium PŚ jeszcze się doczeka. Natomiast w sobotę będzie naszym mocnym punktem w konkursie drużynowym.

Słowa uznania należą się trenerowi Thomasowi Thurnbichlerowi. Jeszcze dwa tygodnie temu Polacy byli skazywani na pożarcie, tymczasem w Planicy sytuacja zmieniła się diametralnie. Jak pan oceni pracę austriackiego szkoleniowca?

Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Znam dobrze austriacką szkołę trenerską, bo już za moich czasów szkolenie w tym kraju stało na wysokim poziomie. Ich trenerzy wielokrotnie prowadzili różne zagraniczne reprezentacje, zwykle z bardzo dobrym efektem. Adam Małysz miał nosa, że walczył o Thurnbichlera. Trzeba przyznać, że trener Polaków zrobił swoje. Mamy dwa medale, a może będzie i trzeci. Jakbym miał go ocenić w skali od 1 do 10, wystawiłbym notę 9. To super trener.

Wspomniał pan, że Aleksander Zniszczoł musi skoczyć lepiej, żeby Polacy mogli myśleć o złotym medalu w konkursie drużynowym.

Powinien być w czołowej piętnastce, ale ja dzisiaj już niczego nie zmienię. Być może wydarzy się coś takiego, że Olek zmobilizuje się szczególnie, przez co wypadnie lepiej. To jest zawodnik, który potrafi skakać daleko. Przecież na niektórych treningach wychodziło mu znakomicie.

Presja zadziała na niego mobilizująco?

Miejmy nadzieję. Będzie robił wszystko, by solidnie wspomóc kolegów. Każdy zawodnik będzie chciał udowodnić, że potrafi rywalizować z najlepszymi na świecie i myślę, że to go nie przytłoczy. Powinien skoczyć na luzie.

Trener Thomas Thurnbichler postawił na Zniszczoła, a nie Pawła Wąska. Za tym pierwszym mimo wszystko przemawia doświadczenie.

Jeżeli trener zdecydował się na takie rozwiązanie, to znaczy, że miał ku temu podstawy i powinno być dobrze. Tak odpowiedzialny szkoleniowiec wie, co robi.

Jakby pan miał typować, na którym miejscu Polacy zakończą konkurs, to powiedziałby pan, że to będzie lokata...

Na podium. Polska to jedna z najlepszych drużyn na świecie. Medal będzie. Nie będę kombinował i określał, jakiego koloru. Lepiej nie pompować balonika, bo potem przychodzi rozczarowanie. Cały czas wierzę w naszą kadrę i myślę, że pan też. Zobaczymy, co się z tego urodzi.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Stocha stać na niezwykły wyczyn. "Zdarzały się takie przypadki"
Kubacki ma co poprawiać. "Tego zabrakło w drugiej próbie"