Polak sprawił sensację w Pucharze Świata. "Przez lata wstydziłem się tego"

WP SportoweFakty / Klaudia Zawistowska / Na zdjęciu: Krzysztof Biegun
WP SportoweFakty / Klaudia Zawistowska / Na zdjęciu: Krzysztof Biegun

Przy okazji konkursów Pucharu Świata w Klingethal mija 10. rocznica konkursowego zwycięstwa Krzysztofa Bieguna. Tamten triumf do dziś określany jest jako jedna z większych sensacji w historii Pucharu Świata. On sam długo... wstydził się tej wygranej.

Polak w inauguracyjnym konkursie Pucharu Świata wykorzystał znakomite warunki atmosferyczne i uzyskał 142,5 metra. Tego dnia tak daleko nie skoczył żaden inny zawodnik. Konkurs odwołano po pierwszej serii, a z oddania swoich prób zrezygnowali najlepsi wówczas zawodnicy świata, czyli Gregor Schlierenzauer i Anders Bardal.

To co mogłoby się wydawać historycznym sukcesem, szybko zaczęło być obciążeniem dla młodego zawodnika, który nie był przygotowany na taki wzrost popularności. Konkurs w Klingenthal był dopiero jego drugim w karierze w Pucharze Świata, ale za sprawą zwycięstwa, o spokojnym wejściu do rywalizacji z najlepszymi na świecie mógł zapomnieć.

Z tego też powodu, nagrody za tamten konkurs szybko trafiły do jednego z pudeł i upchanych w jego domu na strychu.

- Przez lata wstydziłem się mówić o swoim zwycięstwie w zawodach PŚ w Klingenthal, ale teraz wiem, że to było bez sensu. Miałem szczęście i nie mam się czego wstydzić - przyznaje Krzysztof Biegun, który do dziś nie lubi wypowiadać się o tamtych zawodach. Skoczek ma zresztą za złe dziennikarzom i kibicom, że z jego kariery pamiętają właśnie ten jeden loteryjny konkurs, a nie inne sukcesy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w Polsce odwołują mecze. A w Rosji? Spójrzcie sami

Szczęście to jedno, ale trzeba przyznać, że podczas całego weekendu w Klingenthal Biegun był w rewelacyjnej formie. Podczas piątkowego konkursu drużynowego, indywidualnie uzyskał trzeci najlepszy wynik spośród wszystkich zawodników. Skakał przy najbardziej korzystnych warunkach, ale wykorzystał je lepiej niż inni. Kolejnego dnia przynajmniej sześciu zawodników miało w teorii dużo lepsze warunki, ale ostatecznie żaden z nich nawet nie zbliżył się do jego wyniku.

Same kulisy konkursu były niezwykle ciekawe, bo zawodnik po latach wspominał, że trzykrotnie rozpoczynał rozgrzewkę, a zawody i tak były za każdym razem przekładane. Wiadomość o rozpoczęciu rywalizacji dostał z 15-minutowym wyprzedzeniem.

Ten czas musiał mu wystarczyć, by ponownie przeprowadzić rozgrzewkę, ubrać kostium i wjechać na skocznię. Mało brakowało, a skoczek nie zdążyłby na swój skok i nie został dopuszczony do udziału w konkursie. Ostatecznie przy belce startowej pojawił się w ostatniej chwili, a wbiegając zdążył jedynie zawiązać buty i zapiąć strój.

O odwołaniu drugiej serii, a tym samym sensacyjnym zwycięstwie dowiedział się podczas rozgrzewki przed drugim skokiem. Euforia w polskiej reprezentacji była wielka, bo oprócz niego znakomite wyniki osiągnęli wtedy także pozostali nasi zawodnicy. Piotr Żyła był piąty, Maciej Kot szósty, a Jan Ziobro dziewiąty.

10 lat dzielące go od tego konkursu nauczyły go doceniać tamtejszy triumf. Z tego też powodu trofeum za tamto zwycięstwo zostało wyjęte z kartonowego pudełka.

- Puchar z Klinghental stoi teraz w eksponowanym miejscu w moim domu. Bardzo ładnie pasuje do drewnianych półek - dodaje z uśmiechem zawodnik, który zachwycił w sezonie 2013/2014, ale po pięciu miejscach w czołowej 30 konkursów PŚ i jednym zwycięstwie, później już nigdy nie był w stanie awansować do drugiej serii prestiżowych zawodów.

Po tamtym konkursie zawodnik objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Był drugim zawodnikiem w historii polskich skoków, któremu udała się ta sztuka. Biegun ostatecznie karierę zakończył przedwcześnie w 2018 roku, a obecnie pełni rolę asystenta Thomasa Thurnbichlera.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Rywalka Świątek uciekła z kraju
Świątek wyjaśniła zniknięci wstążki w barwach Ukrainy

Źródło artykułu: WP SportoweFakty