Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: W polskich mediach pojawiała się informacja, że prowadził pan rozmowy w 2022 roku, by zostać trenerem polskich skoczków. Ile w tym prawdy?
Alexander Stoeckl, trener kadry Norwegii w skokach narciarskich: Może trochę w tym prawdy jest. To jednak zamierzchłe sprawy.
Adam Małysz kontaktował się z panem? Jak to się odbywało?
Nie chcę rozmawiać o szczegółach, bo to już było, minęło. Polska wybrała bardzo dobrego trenera, Thomasa Thurnbichlera. Dajcie mu czas. To młody człowiek, z wielkimi ambicjami. Potrzebuje chwili, by skomponować drużynę, by działała tak, jak on chce. Zobaczycie tego wyniki w przyszłości.
Jak zawansowane były rozmowy z polskim związkiem?
Nie chcę się wypowiadać na ten temat.
ZOBACZ WIDEO: Zdjęcia wrzucili do sieci. Zobacz, gdzie Ronaldo zabrał swoją ukochaną
Reprezentacja Norwegii miała podobnie trudny start sezonu, co Polska. Z czego wynikały wasze problemy?
To prawda, mieliśmy trudny strat. Z perspektywy czasu wydaje się, że decyzja o przygotowaniach w Lillehammer nie była trafiona. Warunki były fantastyczne, mieliśmy wspaniały tydzień. Jednak różnica między tą skocznią a obiektem w Ruce jest zbyt duża. W Finlandii mieliśmy za mało skoków, pierwszego dnia zmieniały się warunki.
Zawodnicy byli później bardziej zestresowani. Widzieliśmy, że my i Polacy mieliśmy wiele problemów z kombinezonami. Wydaje się, że Austriacy i Niemcy znaleźli znakomite rozwiązania, by zaadaptować się do nowych zasad. Nam to zajęło dużo czasu, byśmy mogli rywalizować w tym aspekcie, ale w końcu się udało.
O ile jednak wy wróciliście do formy, to Polacy mają dalej trudny czas. Przez osiem konkursów żaden z naszych skoczków nie znalazł się w czołowej dziesiątce. Skąd te problemy mogą wynikać?
Skupiam się głównie na swoim zespole, ale według mnie przyczyny były podobne, co w mojej kadrze. Wystąpiły problemy z techniką u konkretnych zawodników. Wydaje mi się, że Polacy idą do przodu i przynajmniej w pojedynczych skokach pokazują dobry poziom. Jestem pewny, że już niedługo wrócą do czołówki.
Czyli ten sezon nie jest dla nas stracony?
Oczywiście, że nie. Wasi skoczkowie mają bardzo duże doświadczenie. Polska ekipa jest trochę starsza, w tym biznesie walczy już od wielu lat. Mają ogromne doświadczenie i pokonają swoje problemy. Jestem tego pewny.
O co dokładnie chodziło z kombinezonami. Niemcy i Austriacy mieli niesprawiedliwą przewagę?
Nie powiedziałbym, że była niesprawiedliwa. Jeśli tak by się stało, to zostaliby zdyskwalifikowani. Niemcy i Austriacy też byli na kontrolach u Christiana Kathola. Byli po prostu na tyle sprytni, że znaleźli lepsze rozwiązania.
Z tygodnia na tydzień pańscy zawodnicy prezentowali się coraz lepiej. Jak dochodziliście do formy?
Pracowaliśmy nad techniką, zwłaszcza w wypadku Mariusa Lindvika i Havlora Egnera Graneruda. Ten pierwszy w sobotę w Engelbergu pokazał znakomite skoki. Poprawiły się również nasze kombinezony i ta kombinacja pozwoliła nam zrobić krok do przodu.
Na początku sezonu większość naszej kadry - czterech, pięciu sportowców, było koło siebie, na miejscach 15-25. Później cała drużyna przesunęła się w kierunku czołowej dziesiątki. Mamy bardzo dobry proces, również nasi ludzie od sprzętu pracowali mocno, by zapewnić warunki możliwe do rywalizacji.
Halvor Egner Granerud w zeszłym sezonie dominował, teraz nie może wejść do ścisłej czołówki, wydaje się sfrustrowany. W czym leży u niego problem?
To kombinacja kilku czynników. Mogliśmy zobaczyć już w lecie, że jego technika nie była zbyt stabilna. Miał kłopoty z pozycją najazdową i fazą tuż przed wybiciem. To był główny problem na starcie.
Jeśli masz duże oczekiwania po fantastycznym poprzednim sezonie, to nie jest łatwo zachować spokój i koncentrację. Jesteś rozczarowanym każdym kolejnym skokiem, jeśli wiesz, że twój potencjał jest dużo większy. W poprzednim tygodniu miał dwie sesje treningowe w Trondheim, które miały pozwolić mu złapać stabilność.
Granerud w wywiadzie dla WP (więcej TUTAJ) mówił o tym, że Johann Andre Forfang może zrobić furorę, bo na treningach skacze znakomicie. W zawodach jednak tego nie potwierdzał. Co jest jego problemem?
Podczas zawodów ma zdecydowanie większe napięcie w ciele. Jest mniej zrelaksowany, nie jest łatwo skupić się na swojej robocie. Ten aspekt stresowy się jednak ostatnio zmniejsza i Forfang będzie w trakcie sezonu zajmował coraz wyższe miejsca. Ma bardzo duży potencjał, w tym roku wygrywał nawet kwalifikacje, ale wiem, że ma możliwości na podium. Potrzebuje uwolnić się i złapać radość ze skakania.
Marius Lindvik po podium w Engelbergu wydaje się jednym z kandydatów do walki o wygraną w Turnieju Czterech Skoczni. Jak pozostali pana podopieczni?
Mamy trzech zawodników, którzy mają możliwości, by znaleźć się na podium: Granerud, Forfang i Lindvik. Najważniejszy będzie początek w Oberstdorfie. Mam nadzieję, że będziemy mieli jednego, dwóch zawodników w czołówce w piątek.
A poza Norwegami, kto będzie najmocniejszy?
Na pewno Stefan Kraft, Andreas Wellinger, Karl Geiger, Pius Paschke, Ryoyu Kobayashi, mam nadzieję, że w tym gronie znajdzie się jeden z moich zawodników. Być może któryś z młodych Austriaków jak Daniel Tschofenig czy Jan Hoerl albo któryś z waszych chłopaków. To będzie bardzo ciekawy turniej.
Czytaj więcej:
Ciąg dalszy fatalnych skoków Polaków. Zwycięża Andreas Wellinger
Rusza TCS. Szef PŚ zaapelował do Polaków