Kończący się sezon w skokach narciarskich nie był udany dla naszych zawodników. Polacy zaprezentowali najgorszą formę od lat. Początkowo mieli problemy z zakwalifikowaniem się choćby do drugiej serii zawodów. Z czasem sytuacja zaczęła wyglądać nieco lepiej, ale o euforii absolutnie nie było mowy. Jedynym dobrym akcentem był w ostatnich tygodniach Aleksander Zniszczoł, który został nieoczekiwanym liderem kadry.
Wydarzenia z ostatnich miesięcy podsumował w rozmowie z Interią Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego nie krył rozgoryczenia. - Ten sezon był dla nas bardzo trudny. I to nie tylko w skokach, ale niemal w każdej dyscyplinie w PZN. Wiele razy rozmawialiśmy w związku o tym, że kiedyś przyjdzie taki moment, gdy starsi zawodnicy zaczną skakać zdecydowanie słabiej. Nikt jednak nie sądził, że dotknie to wszystkich naraz. I to jest duży problem - skwitował.
Kryzys dotknął nie tylko kadrę A, ale również zaplecze. To sprawiło, że Thomas Thurnbichler nie mógł liczyć na zawodników prowadzonych przez Davida Jiroutka. Czech zakończył już współpracę z kadrą B, która czeka teraz na nowego trenera. Związek prowadzi obecnie rozmowy z byłymi szkoleniowcami z Polski, a konkretnie z Maciejem Maciusiakiem i Grzegorzem Sobczykiem, z którymi Austriak chętnie wznowiłby współpracę.
ZOBACZ WIDEO: Herosi WP. Jóźwik, Małysz, Świderski i Korzeniowski wybrali nominowanych
Od dłuższego czasu pojawiały się głosy, że słaby sezon to pokłosie źle przepracowanego okresu przygotowawczego. Pierwsze takie sygnały pojawiły się już po zgrupowaniu na Cyprze, które mocno dało się skoczkom we znaki. - Na pewno nie byłem zwolennikiem wyjazdu na Cypr. Nie sprzeciwiałem się jednak i dałem wolną rękę trenerom, bo każdy jednak reaguje inaczej. Ja akurat miałem same złe wspomnienia z takiego wyjazdu tuż przed sezonem - ocenił Małysz.
- Potem jednak przyszło zgrupowanie w Lillehammer i stamtąd dostałem sygnał, że wszystko jest w porządku, a skoki wyglądają naprawdę dobrze. Okazało się jednak, że wcale tak nie było. Wiele do myślenia dała mi wypowiedź Alexandra Stoeckla, że skakali dalej od Polaków, a jeździli z niższych belek. Myśleli, że są w znakomitej formie. Tymczasem okazało się, że to my byliśmy w czarnej dziurze. Ktoś mnie zrobił wtedy w konia - dodał wprost.
Zdaniem prezesa PZN właśnie pierwsze zgrupowanie na śniegu było odpowiednim momentem, żeby wprowadzić odpowiednie zmiany. Zabrakło jednak informacji, że nie wszystko jest tak, jak być powinno. - Jestem przekonany, że 40 procent tego, co się wydarzyło potem zimą, to była wina zgrupowania w Lillehammer - podsumował były znakomity skoczek.
Zobacz także:
"Sukces stał się moim przekleństwem". Maciej Kot szczery jak nigdy
Świetny występ Polki na mistrzostwach świata. Najlepszy wynik od 25 lat!