[b]
Za tobą najlepszy sezon w sportowej karierze. Jak podsumujesz to, co wydarzyło w ciągu kilku ostatnich miesięcy?[/b]
Piotr Żyła: Na pewno było bardzo dużo przyjemnych chwil, jak drużynowy medal czy złoto Kamila Stocha. Mi udało się nawet wygrać konkurs Pucharu Świata, zdołałem stanąć na podium podczas zawodów w Planicy, tak że myślę, że ten sezon trzeba ocenić pozytywnie, zwłaszcza jego końcówkę. Jestem niezwykle zadowolony z tego, jak wszystko się potoczyło. Po ciężkim początku sezonu trudno było nam się pozbierać i myśleć o jakiś dobrych wynikach, a tu tymczasem udało się dosyć fajnie poskakać.
Który moment z tego sezonu najmocniej zapadł ci w pamięci jako ten absolutnie najszczęśliwszy?
- Myślę, że ten z Oslo, bo to było dla mnie coś niemożliwego i nieosiągalnego, a jednak się udało. Po pierwszej serii, gdy byłem trzeci, to już się cieszyłem, ale przede mną był jeszcze drugi skok i nawet przez myśl nie przeszło mi to, że mogę ten konkurs wygrać. Jak już skoczyłem i zobaczyłem, że jestem pierwszy, to niesamowicie cieszyłem się z miejsca na podium. Szczerze to liczyłem, że ten konkurs wygra Kamil, ale warunki trochę się pogorszyły i ostatecznie skończył on zawody na czwartym miejscu. To był taki moment, w którym coś niemożliwego stało się możliwe i na pewno bardzo przyjemnie to zapamiętałem.
Polscy kibice błyskawicznie cię pokochali. Lubisz być w centrum uwagi?
- Raczej nie (śmiech). Wolę sobie gdzieś tam z boczku pomykać, niż być w samym centrum.
Przyzwyczaiłeś się już do popularności? Sława cię nie męczy?
- Trochę się już przyzwyczaiłem. Przyznam jednak, że jak już gdzieś idę, to staram się trochę przechodzić tyłem, żeby mnie nikt nie zauważył. Coraz częściej mam jednak takie sytuacje, że ktoś mnie poznaje. Zdarzyło mi się to nawet w Egipicie, gdzie spotkałem paru Polaków.
[b]
Udało ci się podczas tych wakacji odpocząć?[/b]
- Próbowałem sobie trochę odsapnąć. Siędnąć w cieniu, drzemkę walnąć, czy coś takiego. Nie planowaliśmy generalnie żadnych wycieczek po Egipcie. Człowiek nie jest nauczony do takiego siedzenia, ciągle gdzieś go tam nosi, udało nam się jednak odpocząć.
Za tobą ciekawe miesiące, bo miałeś też okazję zadebiutować na planie filmowym.
- No to był ciężki dzień. Teraz potrafię docenić aktorów, bo czasem mają naprawdę przerąbane. Zdobyłem trochę nowego doświadczenia, udało mi się coś tam zarobić... W sumie było nawet fajnie. Pojadłem trochę paluszków i chipsów. Były nawet dobre, nie zdążyły mi się znudzić (śmiech).
Sponsorzy walą drzwiami i oknami?
- Tego nie wiem. Ja staram się robić swoje. Mój menadżer - czyli moja żona - załatwia wszystkie moje sprawy i jak ktoś coś chce, to kieruje się do niej. Żona to dobry menadżer. Ja skaczę, a ona liczy pieniądze.
Jakie cele stawiasz sobie przed kolejnym sezonem?
- Szczerze mówiąc to jeszcze o tym nie myślałem. Na razie dopiero skończył się ten sezon i na pewno dużo się podczas niego nauczyłem. Z biegiem czasu, jak zacznę trenować i startować w letnim Grand Prix, to ten cel pewnie się gdzieś tam wyostrzy w głowie i wtedy będę mógł o nim powiedzieć głośno.
W Soczi mamy trzy konkursy. Ile tych medali będzie dla Polski?
- No będzie, nie będzie... Jak nie będzie, to świat się na pewno nie zawali. Do tego jest jeszcze mnóstwo czasu, mnóstwo ciężkich przygotowań przed nami i na ten moment koncentrujemy się na letnim Grand Prix.
Poradzicie sobie z presją? Po tym, co działo się w tym sezonie, kibice na pewno będą wymagać od was jeszcze więcej.
- Na pewno będzie się od nas więcej oczekiwać. Wiadomo jednak, że jak bym sobie myślał, że muszę iść na skocznię i wygrać zawody, bo wszyscy tego ode mnie oczekują, to na pewno byłbym wówczas ostatni. My po prostu robimy swoje i będziemy starać się przygotować do sezonu jak najlepiej. A jak będzie na skoczni, to się okaże (śmiech).