Maciej Kot dla SportoweFakty.pl: Jury się nie spisało!
Maciej Kot analizując niedzielny konkurs w Klingenthal twierdzi, że jury się nie popisało przedłużając zawody w nieskończoność. Z drugiej jednak strony nie uległo presji skoczków.
Kadrowicz Łukasza Kruczka twierdzi, że decyzję Gregora Schlierenzauera i Andersa Bardala z jednej strony można zrozumieć, jednak z drugiej nie była ona podjęta w duchu sportowej rywalizacji. - Nie wiem czy był to rodzaj protestu czy po prostu bali się o swoje zdrowie. Jesteśmy jednak skoczkami narciarskimi, ryzyko jest wpisane w nasz sport. Jeśli jadę na górę, to robię to ze 100-procentową pewnością tego, co robię i z założeniem, że skoczę. Jeżeli jury dopuszcza mnie do skoku, to mam zaufanie, że warunki są na tyle dobre, że mogę skoczyć. Decyzja o zjechaniu na dół, o nieoddaniu skoku była swego rodzaju wyjściem przed jury i pokazaniem kto tu rządzi. Na szczęście jury się nie dało - podkreśla Maciej Kot.
22-latek twierdzi, że jeśli trener zadzwoniłby na górę bądź przekazałby mu w jakikolwiek inny sposób, że ma zjechać, to zrobiłby to. Decyzja trenera jest bowiem niepodważalna. - Sam z siebie jednak nie zjechałbym. Jak jadę do góry to jestem nastawiony na to, że skoczę - nie ukrywa zawodnik.
Dla Macieja Kota, 6. miejsce w Klingenthal stanowiło najlepszy początek sezonu w karierze. To, że dla mediów najważniejsi w tym okresie byli Piotr Żyła i Kamil Stoch tylko mu pomogło. Mógł spokojnie skakać i "robić swoje". - Wynik na pewno cieszy, mimo, że największym bohaterem jest Krzysiek Biegun. Można się sprzeczać co do okoliczności, które miały miejsce podczas zawodów w Klingenthal, ale on skacze naprawdę fantastycznie - przyznaje 18. zawodnik poprzedniego sezonu.
A co, gdyby przez kilka następnych konkursów, mimo świetnych rezultatów skoczka, media nadal skupiały się na Krzysztofie Biegunie, Stochu oraz Żyle? 22-latek uważa, że nie odczuwałby goryczy z tego powodu. - Nie starałbym się skupić uwagi na sobie. Jeśli już skupiać uwagę to sukcesami sportowymi. Jeżeli takie będą, to zainteresowanie kibiców i mediów wzrośnie. Jak na razie uwaga jest skupiona na innych i mnie to odpowiada. Mogę spokojnie trenować. Wiadomo, że miło jest, jeśli po dobrym rezultacie ktoś powie o nas w wiadomościach czy napisze na portalu czy w gazecie, ale nie oczekuję euforii czy ogromnej liczby telefonów. Na takiej popularności mi nie zależy, choć wiadomo, że właśnie z nią się wiążą kontrakty reklamowe i sponsorzy. Na to również należy zwracać uwagę. Na rozgłosie jednak bardziej zależy mi po sezonie. Teraz potrzebny jest spokój - kończy Maciej Kot.Sporty zimowe na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów narciarstwa i nie tylko! Kliknij i polub nas.
Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)