Pierwsza przygoda Stefana Horngachera z Biało-Czerwonymi nie trwała długo. Dwa sezony po rozpoczęciu współpracy były skoczek pożegnał się z rolą asystenta Heinza Kuttina i pierwszego szkoleniowca kadry B (wówczas młodzieżowej), mimo że w 2005 roku jego podopieczni (m. in. Kamil Stoch i Piotr Żyła) zdobyli srebrny medal w rywalizacji drużynowej na mistrzostwach świata juniorów w Rovaniemi. Horngacher szybko znalazł jednak nowego pracodawcą i od sezonu 2006/2007 współpracował z niemiecką kadra, gdzie pełnił rolę asystenta Wernera Schustera.
Dziesięć lat po tej nominacji Austriak wraca do Polski. Teoretycznie nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale tym razem Horngacher zmierzy się z zupełnie innym nurtem niż podczas pierwszej przygody. Po latach pracy jako asystent i trener kadr młodzieżowych były skoczek został rzucony na głęboką wodę.
Horngacher rozpoczyna pracę w kraju, w którym skoki narciarskie są jedną z najbardziej popularnych dyscyplin sportowych. Dodatkowo obejmuje kadrę w trudnym momencie, po czterech miesiącach co najwyżej przeciętnych wyników w Pucharze Świata. Austriak nie ucieknie także od porównań z Łukaszem Kruczkiem, który był najlepszym w historii naszego kraju trenerem skoczków.
Mimo sporego bagażu oczekiwań i presji uważam, że Horngacher podoła nowym obowiązkom. Argumenty za? Przede wszystkim fakt, że ostatnie dziesięć lat pracował w Niemczech. Za naszą zachodnią granicą Horngacher także spotkał się z presją, a doświadczenie wyniesione z pracy z takimi zawodnikami jak Severin Freund czy Richard Freitag z pewnością zaprocentuje nad Wisłą.
Austriak mógł uczyć się od najlepszych, bowiem przez większą część kariery trenerskiej współpracował z dobrymi fachowcami jak Kuttin i Schuster. Pięciokrotny medalista mistrzostw świata już na starcie zyskał sobie zaufanie swoich nowych podopiecznych, co zdecydowanie przemawia na korzyść trenera. Stoch i Żyła, a także nowy mistrz Polski Maciej Kot pozytywnie wypowiadali się o metodach treningowych Horngachera.
Do naszego kraju przychodzi doświadczony asystent, który dostał poważną szansę jako pierwszy szkoleniowiec w jednej z najmocniejszych obecnie nacji w skokach. Czy zatem presja nie przygniecie trenera? Moim zdaniem nie, ponieważ Austriak zna już polskie środowisko, zahartowała go także praca w Niemczech. Co więcej kończąc pierwszą przygodę z reprezentacją Polski, dwukrotny medalista olimpijski mógł mieć poczucie, że nie wykonał w naszym kraju wszystkiego co zamierzał. Teraz otrzymał kolejną szansę i na pewno zrobi wszystko, by jej nie zmarnować.
Skoro nie udało się namówić do funkcji trenera Adama Małysza Horngacher był najlepszym możliwym wyborem dla Polaków. Dajmy zatem szansę Austriakowi, a z pierwszą ocenę jego pracy wstrzymajmy się do mistrzostw świata w Lahti w 2017 roku.
Szymon Łożyński
Przeczytaj więcej tekstów tego autora -->>