Przed zawodami na skoczni imienia Paula Ausserleitnera Tande był liderem 65. TCS. Nad Kamilem Stochem miał 1,7 punktu przewagi. Po pierwszej serii Polak wyprzedził Norwega, jednak nic nie było jeszcze przesądzone. By wygrać cały cykl, Tande musiał odrobić 2,8 punktu.
Runda finałowa okazała się jednak fatalna dla najlepszego z norweskich zawodników. Tande miał ogromne problemy w locie, skoczył tylko 117 metrów i w klasyfikacji generalnej TCS przegrał nie tylko ze Stochem, ale i z Piotrem Żyłą.
Później okazało się, że w momencie wyjścia z progu z prawej narty Norwega wyskoczył zatrzask zabezpieczający, przez co trzymała się ona buta tylko na kawałku linki. Zamiast o odległość, Tande musiał walczyć o bezpieczne wylądowanie.
Chwilę po swoim skoku młody skoczek stanął przy jednej z band reklamowych i skrył twarz w dłoniach, by nie pokazywać swoich łez. - Myślałem sobie: dlaczego to stało się akurat teraz - mówił potem.
Tande był zdruzgotany, ale humor szybko mu się poprawił, gdy dowiedział się, że udało mu się zachować trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Nastrój poprawiły mu też słowa otuchy od Svena Hannawalda.
W rozmowie z norweskimi mediami 22-latek zdradził, że Niemiec podszedł do niego przed konferencją prasową. - Naprawdę ci współczuję. To smutne, że coś takiego stało się w finałowej serii Turnieju Czterech Skoczni - powiedział Tandemu jedyny skoczek, który wygrał w jednym sezonie wszystkie cztery konkursy cyklu.
ZOBACZ WIDEO Maja Włoszczowska: wrzeszczałam z bólu wniebogłosy, wiedziałam, że to koniec