Przypomnijmy, że podopieczny Alexandra Stoeckla tuż po wyjściu z progu miał spore problemy w locie. Norweg musiał bronić się przed upadkiem i w efekcie wylądował zdecydowanie przed linią 125. metra.
Pojawiły się jednak kontrowersje, czy rzeczywiście Daniel Andre Tande wylądował na 117. metrze. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Rafała Kota, który najpierw wyjaśnił, jak wygląda procedura mierzenia odległości w skokach narciarskich.
- Podstawowa zasada jest taka, że mierzymy odległość wówczas, gdy stopy skoczka zetkną się z podłożem, czyli zeskokiem. Jest specjalna siatka na skoczni, którą widać w komputerze i do niej ma dostęp sędzia zajmujący się odległością. Po wylądowaniu zawodnika sędzia klika w odpowiednią kratkę i wyświetla nam się rezultat skoczka - przyznał były fizjoterapeuta Biało-Czerwonych.
Gdybyśmy na podstawie tych słów rozpatrywali rezultat Tandego, wątpliwości by nie było, ponieważ obie stopy Norweg rzeczywiście zetknął z podłożem około 117. metra. Kłopot polega jednak na tym, że próba Skandynawa była bardzo szarpana. Skoczek od momentu wyjścia z progu walczył z krzywą sylwetką i prawą stopę z nartą zetknął już z podłożem około 112. metra. Co w takiej sytuacji?
Zobacz wideo. Maciej Kot: nie interesuję się spekulacjami na temat skoku Daniela Tande
- Jeśli lądowanie było nietypowe, a w tym przypadku mamy właśnie z takowym do czynienia, wówczas za wynik rzeczywiście należy wziąć pod uwagę kontakt pierwszej stopy z zeskokiem. Tande prawą nogę położył właśnie około 112. metra, a drugą dostawił na mniej więcej 117. metrze. Czy zatem sędzia popełnił błąd? Moim zdaniem jest już za późno na roztrząsanie tego - podkreślił rozmówca WP SportoweFakty.
Gdyby jednak sędziowie rzeczywiście zmierzyli Norwegowi 112 metrów, to skoczek zdobyłby jeszcze o 9 punktów mniej. Przypomnijmy, że Maciej Kot, czwarty skoczek w klasyfikacji generalnej 65. Turnieju Czterech Skoczni, stracił do trzeciego Tandego 7,5 oczka. Tym samym, jeśli sędzia zastosowałby się do przepisu nietypowego lądowania, to Polak byłby trzecim skoczkiem zawodów i całe podium należałoby do Biało-Czerwonych!
Rafał Kot, ojciec Macieja, zwrócił jednak uwagę, że syn nie chciałby stanąć na podium, gdyby decyzje zapadły przy tzw. zielonym stoliku.
- Maciek powiedział jasno, że nie chciałby w tak niesportowy sposób osiągnąć podium. Syn chce być w czołowej trójce tych zawodów w normalnej, sportowej walce - zapewnił ekspert WP SportoweFakty.
Na koniec możemy dodać, że polska reprezentacja, jeśli nawet chciała podważyć prawidłowe zmierzenie odległości Norwega, miała tylko 15 minut na złożenie protestu po zakończeniu rywalizacji. To nie zostało uczynione i sprawa jest definitywnie zamknięta.
Bra Czytaj całość