MŚ: ten manewr przyniósł Stochowi złoto. Czas to powtórzyć

Newspix / TOMASZ MARKOWSKI / Kamil Stoch
Newspix / TOMASZ MARKOWSKI / Kamil Stoch

Po raz pierwszy i na razie jedyny w swojej karierze Kamil Stoch został mistrzem świata w 2013 roku w Val di Fiemme. Wówczas świetnym manewrem trenerskim popisał się Łukasz Kruczek. Jego decyzja przyczyniła się do zdobycia przez Polaka złota.

W 2013 roku konkurs o mistrzostwo świata na dużej skoczni w Val di Fiemme był jednym z najbardziej sprawiedliwych w ostatnich sezonach. Mowa oczywiście o warunkach pogodowych. Od początku do końca zawodów wiał wiatr w plecy, którego uśredniona siła wahała się od 0,7 do 1 m/s.

Często mówi się, że to właśnie przy takim wietrze poznaje się najlepszego skoczka. Gdy podmuchy nie pomagają, wówczas trzeba zaprezentować pełnię swoich możliwość, zwłaszcza na progu skoczni, by pokonać wiatr, który ściąga skoczka do zeskoku.

Tym bardziej warto zatem docenić triumf w tym konkursie Kamila Stocha. Polak wygrał zawody w pięknym stylu, uzyskując w obu seriach najwyższe noty po skokach na 131,5 oraz 130 metrów. Medalu najcenniejszego koloru nie byłoby jednak, gdyby w drugiej serii chłodnej głowy na wieży trenerskiej nie zachował Łukasz Kruczek.

W pierwszej serii wszyscy skoczkowie, którzy przystąpili do rywalizacji, oddali swoje skoki z 21. belki startowej. Na półmetku zmagań prowadził Stoch, który drugiego Petera Prevca wyprzedzał o 5,1 punktu i trzeciego Andersa Jacobsena o 6,5 punktu.

Zobacz wideo: Adam Małysz apeluje: nie wywierajcie zbyt wielkiej presji na naszych skoczkach

Polak skakał bardzo powtarzalnie, dlatego Słoweniec i Norweg musieli w finale zaryzykować, aby przynajmniej spróbować odebrać złoty medal naszemu reprezentantowi. To ryzyko podjęli przede wszystkim ich szkoleniowcy. W drugiej serii jury również ustawiło belkę startową na 21. stopniu.

[tag=21878]

Alexander Stoeckl[/tag], trener norweskiej reprezentacji, zdecydował się dla Jacobsena o obniżenie rozbiegu do nr 19. Za taki manewr triumfator Turnieju Czterech Skoczni w 2007 roku już na starcie otrzymał 6,7 punktu. Mimo obniżenia belki Norweg skoczył aż 131 metrów, co przy dużej bonifikacie, zaowocowało zdecydowanym prowadzeniem.

Jednak Jacobsen długo z pozycji lidera się nie cieszył. Drugi na półmetku Peter Prevc skoczył co prawda pół metra bliżej, ale obronił się przed Norwegiem, wyprzedzając rywala o 0,6 punktu. Słoweniec, również na życzenie trenera, skakał z 19. belki i otrzymał dodatkowo 6,7 punktu.

Po próbach Jacobsena i Prevca na górze skoczni pozostał już tylko Kamil Stoch. Polak był mocny, skakał pięknie stylowo i powtarzalnie. W związku z tym Łukasz Kruczek, który rzadko decydował się na manewr taktyczny ze zmianą belki dla swojego podopiecznego, tym razem zaryzykował. Szkoleniowiec również poprosił o 19. belkę dla lidera. To był strzał w dziesiątkę. Stoch, podobnie jak dwóch jego najgroźniejszych w tym dniu rywali, poleciał z niższego rozbiegu bardzo daleko. 130 metrów w świetnym stylu wystarczyło do przekonywującego zwycięstwa. Późniejszy dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi drugiego Prevca wyprzedził o 6,1 punktu.

Gdyby nie decyzja o zmianie belki Łukasza Kruczka, zakładając oczywiście że Stoch nie skoczyłby z wyższego rozbiegu dalej niż 130 metrów, Polak nie zdobyłby złota. Odejmując od noty naszego reprezentanta 6,7 punktu za obniżony rozbieg, Stoch uzyskałby nie 295,8 a 289,1 punktu, czyli taką samą notę co Anders Jacobsen (wówczas mielibyśmy dwóch srebrnych medalistów).

Manewr taktyczny Łukasza Kruczka z 2013 roku opłacił się i pokazał, skoro przepisy pozwalają na to trenerom, że czasami warto zaryzykować. Cztery lata po konkursie w Val di Fiemme Kamil Stoch znów jest w wielkiej formie. Polak wygrał 65. Turniej Czterech Skoczni, jest liderem Pucharu Świata i co najważniejsze świetną dyspozycję przygotował na mistrzostwa globu. Skoczek z Zębu postraszył rywali w piątkowych kwalifikacjach na Salpausselce (HS100), gdy uzyskał aż 103,5 metra i o 2,5 metra ustanowił nowy rekord skoczni.

W związku z tym, jeśli warunki będą stabilne, a różnice w konkursie minimalne, warto by trener Horngacher podjął ryzyko i obniżył belkę startową dla Kamila Stocha. Austriak już raz w tym sezonie zastosował taki manewr i przyniósł on powodzenie.

W Wiśle podczas pierwszego konkursu indywidualnego w premierowej kolejce Horngacher poprosił o belkę startową nr 3 (pozostali skakali z 5. i 4. rozbiegu) dla swojego podopiecznego. Mimo roszady platformy startowej Stoch uzyskał aż 133 metry, a więcej dodanych punktów od rywali pomogło mu w wygraniu zawodów. Skoro dwa razy przyniosło to już efekty, to dlaczego nie miałoby znów zadziałać?

Początek sobotnich zmagań o medale na obiekcie normalnym w Lahti o 16:30. Godzinę wcześniej odbędzie się seria próbna. Relacja na żywo oraz podsumowanie konkursu na WP SportoweFakty.

Komentarze (14)
Evtis
25.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Hehe sealand nie musiałby specjalnie skakać z 1 belki haha 
sealand
25.02.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Łukasz Kruczek powinien wtedy poprosić o belkę numer 1, Stoch dostałby taką bonifikatę, że zmiażdżyłby całą konkurencję. Oczywiście i tak skoczyłby 130m, bo przecież wysokość belki nie wpływa n Czytaj całość
Marcins
25.02.2017
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Jeden z najgłupszych artykułów jaki kiedykolwiek w życiu czytałem :) 
avatar
Allez
25.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pocieszny artykul. Caly jest o genialnym manewrze, bez ktorego (rzekomo) Stoch nie mialby zlota.... :
" Łukasz Kruczek, który rzadko decydował się na manewr taktyczny ze zmianą belki dla swoj
Czytaj całość
Evtis
25.02.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ja o forme Stocha i pozostałych sie nie obawiam tylko o pogode,bo jeżeli będą trudne warunki to medale nie koniecznie mogą zdobyć faworyci a inni,ktoś powie że jak ma forme to skoczy,Stoch ma f Czytaj całość