Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Za nami najlepsze lato w historii naszych skoków narciarskich. Jak co roku pojawia się pytanie, jakie będzie przełożenie na zimę?
Adam Małysz, dyrektor koordynator PZN ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej: To bardzo trudne pytanie, ponieważ trzeba brać pod uwagę mnóstwo elementów. Chłopaki skaczą w tym momencie dobrze. Na pewno nie będzie negatywnej niespodzianki, oby była pozytywna. Na razie nie wiemy natomiast, w jakiej formie są zawodnicy z innych reprezentacji.
Te pierwsze konkursy nie zawsze mają przełożenie na cały rok, zwłaszcza w sezonie, gdy wszyscy przygotowują się pod kątem igrzysk. Skoczkowie chcą oczywiście wypadać jak najlepiej w każdych zawodach, ale trenerzy koncentrują się na imprezie docelowej i chcą, żeby najwyższa forma była właśnie na niej.
Ma pan jakieś konkretne obserwacje dotyczące poszczególnych zawodników? Ktoś zrobił pana zdaniem szczególny postęp?
Czterej nasi najlepsi zawodnicy prezentują wysoki, stabilny poziom i u nich trudno o duże postępy. Jest natomiast chociażby Jakub Wolny, który latem wrócił do kadry A. Jego skoki są na coraz wyższym poziomie, zaczyna już dorównywać naszym najlepszym skoczkom. Od takiego młodego zawodnika postępów się jednak wymaga, one nie mogą być niespodzianką. Kuba był mistrzem świata juniorów indywidualnie i w drużynie potem długo zmagał się z kontuzją. Są wobec niego spore oczekiwania i myślę, że przynajmniej na razie im sprostał.
Dla Wolnego, Klemensa Murańki czy Aleksandra Zniszczoła to już chyba najwyższy czas, żeby zaczęli pokazywać swoje możliwości wśród seniorów.
Ci zawodnicy cały czas pokazują się w Pucharze Kontynentalnym. Trudno jest im jednak dorównać naszym liderem z kadry A, bo oni są niezwykle mocni. Z kolei w kadrze B nie wszystko funkcjonuje tak, jak byśmy tego chcieli. W Pucharze Kontynentalnym zwykle mogliśmy wystawić siedmiu zawodników, teraz możemy tylko czterech. Kto wie, czy nie będzie ich tylko trzech, bo dosyć dużo punktów może stracić Janek Ziobro, który w tym momencie nie jest w wysokiej formie.
Utrata miejsc w tej drugiej lidze skoków narciarskich nie jest dla nas dobra. Tak źle, żebyśmy mieli w niej tylko trzy miejsca, jeszcze nie było. Zawsze byliśmy w PK dość mocni, teraz jesteśmy mocni w kadrze A, a bezpośredniego zaplecza nie mamy i to jest problem.
Mamy natomiast ciekawych juniorów, ale im trzeba dać czas. W przypadku kadry B czasu nie ma. Musimy robić co w naszej mocy, żeby była ona jak najmocniejsza. Zatrudniliśmy Radka Żidka jako jej trenera, zawodnicy mówią, że jest fajnie, ale wyniki na razie nie spełniają jeszcze naszych oczekiwań.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: polski siatkarz zaskoczył rywali w LM. "Szalony finisz!"
Kim są wspomniani przez pana ciekawi juniorzy?
To Paweł Wąsek, Bartek Czyż i Tomek Pilch. Dwaj pierwsi w Wiśle dostaną szansę debiutu w Pucharze Świata.
Sytuacja na zapleczu musi się poprawić, ale uwaga będzie skoncentrowana na kadrze A. W niej jest całkiem dobrze - poprzednie lato należało do Macieja Kota, to do Dawida Kubackiego, który gdzie się nie pojawił, tam wygrywał. On jednak zawsze dobrze skakał latem, zimą bywało zwykle gorzej. Czy tym razem będzie inaczej?
Miejmy nadzieję, że tak. Jego letnie sukcesy nie były przypadkowe, Dawid skakał naprawdę dobrze. Oczywiście, zima jest inna. Nie chcę przewidywać, jak będzie z nim tym razem, bo to trochę wróżenie z fusów. W tym momencie można byłoby powiedzieć, że Dawid jest liderem i faworytem zimy. Ja bym jednak tak nie mówił, bo wiem, jaki jest sport.
Jak przygotowany do sezonu olimpijskiego jest Kamil Stoch? Na obrońcy dwóch złotych medali olimpijskich presja będzie na pewno olbrzymia.
Tak, ale Kamil to stuprocentowy profesjonalista, to nie jest jego pierwszy sezon na topie. Jestem o niego spokojny. Myślę, że przed nami kolejny sezon, w którym będzie w wysokiej formie. Zrobił wszystko, żeby odnieść sukces. Ale jak będzie, nie wiemy. Trzeba robić swoje, koncentrować się na zadaniach i oddawać jak najlepsze skoki. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i dyspozycja Kamila na igrzyskach będzie taka, jaką zaplanowali trenerzy, trzeba widzieć w nim jednego z faworytów.
Czy w Pjongczang to Stoch, jako aktualny mistrz olimpijski, będzie w najtrudniejszej sytuacji ze wszystkich?
Według mnie nie. Wszystko będzie zależało od tego, w jakiej formie będzie przed igrzyskami. Przed Soczi był w wysokiej i każdy wiedział, że jedzie tam walczyć o najwyższe trofea.
W kim widzi pan najgroźniejszych rywali naszych skoczków?
Na pewno ci, którzy błyszczeli w zeszłym sezonie, w tym również będą bardzo groźni. Rzadko się zdarza, że zawodnik jest w formie tylko przez rok, a potem nagle ją traci.
Jak ważny będzie dla naszej drużyny dobry początek sezonu, szybkie pokazanie rywalom swojej siły?
Myślę, że nie jest to aż tak ważne. Na pewno dobrze byłoby wejść w sezon z przytupem, pokazać, że Polacy są mocni. Sezon jest jednak bardzo długi. Naszym atutem na pewno jest to, że Puchar Świata zaczyna się u nas. Świetnie znamy skocznię w Wiśle i umiemy na niej skakać. O ten początek jestem zatem spokojny.
Powierzenie Wiśle inauguracji PŚ to pewne zaskoczenie. Zawsze było fińskie Kuusamo, Klingenthal w Niemczech, ewentualnie norweskie Lillehammer. Wydawało się, że na przeniesienie pierwszych zawodów w kalendarzu do Polski nie mamy co liczyć.
Byłaby to niespodzianka, gdybyśmy o to nie walczyli. Ale my walczyliśmy. Stoczyliśmy o to ciężką walkę i udało się nam przekonać FIS. Pierwotnie zawody w Wiśle planowano w styczniu, wtedy byłby tylko jeden konkurs, i to w środku tygodnia. W tym momencie mamy inaugurację i dwa konkursy. Jest z tym związane pewne ryzyko, jak to ze skokami w listopadzie, ale wydaje mi się, że śniegu mamy dość, są nowe lodowe tory. Obiekt zaczyna wyglądać już "zimowo". Pozostaje tylko modlić się o dobrą pogodę i żeby wszystko się udało. Jeśli tak będzie, mamy szansę dostać pierwsze zawody sezonu również w przyszłym roku.
Jak wyglądała wasza walka o inaugurację PŚ?
FIS wyznaczył Polskiemu Związkowi Narciarskiemu pewne kryteria. I to kryteria trudne do spełnienia. Przede wszystkim chodziło o nowy lodowy rozbieg i siatki przeciwwietrzne. Udało się porozumieć z Centralnym Ośrodkiem Sportu i z ministerstwem, żeby pozyskać na to pieniądze. Zgodnie z ustaleniami z FIS w tym roku zrobiliśmy tory, a siatki będą w przyszłym. Widząc nasze starania i to, że wywiązujemy się ze zobowiązań, światowa federacja postanowiła zrobić ukłon w naszą stronę i przyznała nam te konkursy. Teraz nie możemy tego zepsuć.
Na to się raczej nie zanosi, polskie konkursy skoków narciarskich są uważane za jedne z najlepszych, o ile nie najlepsze.
Nie zanosi się pod względem organizacji, przygotowania śniegu i rozbiegu, czy frekwencji, bo wszystkie bilety są już sprzedane. Nie jesteśmy jednak w stanie rządzić wiatrem, a to on może stworzyć największe problemy. Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie. Prognozy są w miarę optymistyczne.
Niespodziewana rezygnacja prezesa Andrzej Wąsowicza z funkcji dyrektora zawodów jest dużym problemem?
Prezes wykonywał nieocenioną pracę, trzymał wszystko w ryzach. Pilnował też, żeby obiekt funkcjonował jak należy. Jak tylko zawodnicy chcieli skakać, czy to było rano, czy wieczorem, zawsze to umożliwiał. Nigdy nie było żadnego problemu. Jego ustąpienie ze stanowiska to niewątpliwie strata dla naszych skoków narciarskich.
Czy polscy zawodnicy trenowali już w Wiśle na śniegu?
Nie, jeszcze nie. Skocznia będzie gotowa dopiero na oficjalnie treningi. Sporo pracy już wykonano, ale wciąż jest dużo do zrobienia. Samymi ratrakami nie przygotujemy obiektu, potrzebna jest potężna ekipa, która założy narty, weźmie łopaty i będzie działać. Nie mamy tak zaawansowanego sprzętu jak Słoweńcy, którzy używają czujników głębokości śniegu, sprawdzają elektronicznie, czy nie ma jakichś dziur. U nich jest to zrobione tak, że pozazdrościć. Ale też na zbudowanie swoich obiektów wydali znacznie większe pieniądze, niż my.
Zmieniła się nie tylko skocznia w Wiśle, ale i Wielka Krokiew w Zakopanem. Prezes Apoloniusz Tajner mówił, że teraz zawodnicy będą tam skakać nawet po 150 metrów.
Cieszy mnie to. Skocznie na całym świecie zaczynają być coraz większe i coraz bezpieczniejsze. Zakopane wymagało modernizacji. Trwało to dość długo, ale w końcu się udało i obiekt wygląda teraz przepięknie.
Po pierwszym, bardzo udanym sezonie pod wodzą trenera Stefana Horngachera oczekiwania wobec Polaków będą bardzo duże.
Na pewno, choć ja staram się tonować nastroje. Im wyższy poziom się osiągnie, tym trudniej o postępy. Latem nasza kadra A wykonała jednak potężną robotę. Jestem z niej w stu procentach zadowolony.
Uzgodniliście już z trenerem zakres pana obowiązków? Kiedy rozmawialiśmy po zakończeniu poprzedniego sezonu mówił pan, że był człowiekiem od wszystkiego.
Trener przyzwyczaił się już, że kiedy trzeba coś zrobić, załatwić, ja jestem do dyspozycji. Nie boję się żadnych obowiązków, postaram się pomóc ekipie jak tylko będę mógł.
Czy macie jakieś sprzętowe nowinki i innowacje, którymi chcecie zaskoczyć rywali.
To się okaże. Każdy próbuje jakichś nowych rozwiązań. Ten, kto stoi w miejscu, ten się cofa. Trzeba sprawdzać, testować, ale miejsca na nowe rozwiązania jest niewiele, bo przepisy są bardzo restrykcyjne. Mamy odpowiedzialnych za sprzęt ludzi, m.in. Michala Doleżala, i oni na pewno coś przygotowują. Co takiego to jednak tajemnica.