29-letni Gregor Schlierenzauer startował już w 6 mistrzostwach świata. Z każdych z nich wracał choćby z jednym medalem, ale to czempionat w Seefeld miał być dla niego naprawdę wyjątkowy. Chciał zaprezentować się przed rodzimą publicznością i na skoczniach, które zna od dziecka udowodnić, że po bardzo mizernych sezonach, wciąż jest w stanie nawiązywać do czołówki.
O tym, że to mistrzostwa są dla niego najważniejszym punktem całego sezonu zimowego, mówił jeszcze przed startem zimy. Gdy już po kilku konfrontacjach na międzynarodowej arenie okazało się, że jego forma pozostawia bardzo wiele do życzenia, sztab szkoleniowy podjął decyzję o wycofaniu skoczka ze startów w Pucharze Świata. Ten z kolei obiecał sobie, że zrobi wszystko, by misja Seefeld 2019 mogła się powieść.
Czytaj także: MŚ 2019: przedsmak wielkich emocji. Żelazna czwórka Polaków rozpoczyna walkę o medale
O ile po drużynowych zawodach w Lahti nadzieja Schlierenzauera jeszcze się tliła -razem z kolegami wskoczył na najwyższy stopień podium - o tyle dalsze poczynania pozbawiły złudzeń. Ostatecznie, niedługo po zawodach w Willingen Andreas Felder podał skład kadry na MŚ. Dla Schlierenzauera zabrakło w niej miejsca. Tłumaczono, że jego występy nie były przekonujące, co zresztą nie mija się z prawdą.
ZOBACZ WIDEO Wszołek alternatywą dla Grosickiego? "Nikomu nie zamykam drogi do kadry"
53-krotny triumfator indywidualnych konkursów Pucharu Świata ma jednak świadomość, że zrobił wszystko, co mógł, by zapewnić sobie możliwość startu. Na łamach gazety "Tiroler Tageszeitung" przyznał, że choć w pierwszym momencie rola "widza" jest dla niego przykra, z drugiej strony wie, że nie ma sobie nic do zarzucenia. - Wszystko podporządkowałem temu przedsięwzięciu – stwierdził w rozmowie z dziennikarzem wspomnianego dziennika.
Czytaj także: MŚ 2019 w Seefeld. Kontrowersyjna praca Czecha w PŚ. Borek Sedlak może odegrać kluczową rolę w walce o medale
Odkąd wiadomo, że Tyrolczyk nie wystartuje w Seefeld i Innsbrucku, kibice zasypali go na jego stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych słowami wsparcia. Nie brakuje też słów otuchy pod kątem kolejnych startów. Te mogą się przydać, bo skoczek nie zamierza kończyć kariery. Jak mówi, w zawodowym sporcie widzi się jeszcze przez jakieś dwa, trzy lata.
Pocieszeniem dla Schlierenzauera, choć pewnie dość marnym, może być fakt, że nie jest on jedynym utytułowanym skoczkiem, którego zabraknie podczas mistrzostw świata w Seefeld. W Austrii nie pojawią się również: słynny Noriaki Kasai, który od początku sezonu osiągał bardzo mizerne wyniki, Severin Freund, starający się odzyskać formę po kontuzji, oraz Maciej Kot, dzielący los wspomnianego Japończyka. Podczas mistrzostw nie zobaczymy również dwójki Norwegów, Andersa Fannemela oraz Daniela Andre Tande, który w Lahti nabawił się poważnej kontuzji kolana.