W połowie lutego 29-letni radny (z Komitetu Wyborczego Inicjatywa Mieszkańców Białołęki) za pośrednictwem Facebooka zaproponował, żeby w dzielnicy Białołęka w Warszawie powstała mała skocznia narciarska dla dzieci o punkcie konstrukcyjnym K-10, wyposażona w igielit (dzięki niemu można skakać na takim obiekcie również latem).
W tym samym poście radny zapytał mieszkańców Białołęki, co sądzą o tym pomyśle. W komentarzach pojawiły się opinie popierające inicjatywę. Niektórzy uważali jednak, że będzie to strata pieniędzy, a dzielnica potrzebuje innych inwestycji. Zwrócono uwagę, że trzeba wyremontować korty tenisowe i zainwestować w przebudowę niektórych dróg.
Minął tydzień, od kiedy pomysł radnego trafił do mediów społecznościowych. Czy Filip Pelc będzie podejmował dalsze działania w tym zakresie? - Tak - odpowiedział radny i dodał: - Projekt zostanie zgłoszony do budżetu partycypacyjnego i liczę na to, że mieszkańcy poprą go w głosowaniu. Skoki narciarskie są naszym narodowym sportem, który co tydzień pasjonuje miliony Polaków. Tymczasem praktycznie nikt nie może z niego korzystać poza mieszkańcami gór.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 101. Spięcia z Adamem Małyszem? Rafał Marton miał na nie sposób
- W Warszawie przydałaby się zatem mała skocznia. W stolicy można przecież trenować wiele sportów, nawet curling na Stadionie Narodowym, a skoków narciarskich, mimo że są naszym sportem narodowym, nie. To naprawdę nie jest głupi pomysł. Skocznia K-10 w stolicy byłaby dla dzieci i młodzieży idealną okazją do stawiania pierwszych kroków w tym sporcie. Gdyby powstała ta skocznia, zatrudniony zostałby trener, który czuwałby nad bezpieczeństwem i szkolił dzieci - podkreślił rozmówca WP SportoweFakty.
Czytaj także: w 2012 roku Stoch prowadził na półmetku konkursu w Innsbrucku. W drugiej serii Miran Tepes podjął jednak niezrozumiałą decyzję
Gdyby mieszkańcy Białołęki poparli projekt w głosowaniu i rzeczywiście skocznia by powstała, nie byłby to pierwszy w historii obiekt w stolicy. - Wbrew pozorom Warszawa ma spore tradycje w skokach narciarskich. Była skocznia na Mokotowie K-35, gdzie przez wiele lat odbywały się zawody, w których brał udział między innymi sam Wojciech Fortuna (mistrz olimpijski w skokach narciarskich z Sapporo z 1972 roku - przyp. red.). Skocznie narciarskie były również w Lesie Bielańskim i na Agrykoli. Czyli w czasach, gdy skoki nie były tak popularne w Polsce, można było je uprawiać w Warszawie, a obecnie, gdy są naszym sportem narodowym, jest to niemożliwe - zwrócił uwagę radny.
Oczywiście wybudowanie nawet tak małego obiektu K-10, ale z igielitem, będzie wiązało się z kosztami. - Na razie nie potrafię oszacować, jaki dokładny byłby koszt budowy całej skoczni. Na razie udało mi się skontaktować z firmami, które zajmują się przede wszystkim wyłożeniem igelitu. Taki koszt wykonania zeskoku wynosiłby 122 złote za metr kwadratowy - ujawnił Filip Pelc, który wskazał również inne polskie miasta (poza górskimi), gdzie takie skocznie są lub powstaną. - Na przykład w Łodzi, z tego co znalazłem w internecie, przygotowali sobie taką amatorską skocznię. Taki obiekt ma również powstać w Kielcach.
Czytaj także: taktyczna zagrywka Niemców. Miałaby przeszkodzić Polakom przed MŚ
Sam radny interesuje się skokami narciarskimi od dzieciństwa. Wówczas na światowych skoczniach rywalom szans nie dawał Adam Małysz. - Gdy chodziłem do podstawówki, to w Polsce trwała małyszomania. Byliśmy skokami totalnie pochłonięci. Sami próbowaliśmy skakać. Pamiętam jak przy drabinkach ustawiliśmy ławki i wyskakiwaliśmy z nich. Każdy z nas marzył, żeby być jak Adam Małysz.