MŚ w skokach 2019: uniknąć "sideł". Bergisel umie dać w kość, ale Stoch i tak ją lubi

East News / EIBNER/EXPA/Johann Groder/Imago Sport and News / Na zdjęciu: skocznia Bergisel w Innsbrucku
East News / EIBNER/EXPA/Johann Groder/Imago Sport and News / Na zdjęciu: skocznia Bergisel w Innsbrucku

Zdradliwy, śliski zeskok, nadzwyczaj szybki przeciwstok, brak sztucznego oświetlenia, za mało belek startowych. Bergisel nie jest obiektem z marzeń narciarskiego skoczka. A mimo to wielu z nich, w tym Kamil Stoch, bardzo lubi tutaj startować.

W piątek, zanim na skoczni w Innsbrucku pojawili się , ,  i inni, rywalizowali na niej kombinatorzy. W serii próbnej przy lądowaniu upadło aż pięciu z nich. W konkursie już tylko jeden, . Jednak o ile wywrotki pozostałych były niegroźne, o tyle Estończyk potłukł się na tyle mocno, że nie przystąpił do drugiej części rywalizacji, biegu na 10 kilometrów.

Wśród skoczków na szczęście nie przewrócił się nikt, ale pewnie dlatego, że specjaliści od tej dyscypliny lepiej znają Bergisel i wiedzą, że trzeba tam zachować szczególną ostrożność. Zeskok jest tam zwykle śliski i twardy, bywa też mokry, bo w stolicy Tyrolu lubi popadać. Zderzenie z nim potrafi być bardzo bolesne nawet dla specjalistów najwyższej próby. I nie chodzi tylko o ból w sensie fizycznym.

Czytaj także: Karl Geiger i Roman Koudelka typują wyniki. Akcje Kamila Stocha stoją wysoko

Złodziejka marzeń

To nie jest skocznia marzeń. Raczej taka, która marzenia odbiera. Dwa lata temu o mało nie pozbawiła Stocha szans na zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Polak poobijał się wtedy dotkliwie w serii próbnej i pewnie gdyby był to zwykły konkurs Pucharu Świata, nie wziąłby w nim udziału. Skakał jednak mimo bólu i zajął dobre 4. miejsce.

ZOBACZ WIDEO: Trzeci weekend PŚ w skokach w Polsce? Hofer ocenił szanse

Rok później z lodowym jęzorem Bergisel jeszcze boleśniej zderzył się Richard Freitag, który też walczył wtedy o wygranie TCS. To była pierwsza seria konkursowa, padał deszcz. Niemiec w drugiej serii się nie pojawił. Jego trener Werner Schuster wściekał się na jury, które jego zdaniem za wysoko ustawiło belkę, biorąc pod uwagę trudne warunki pogodowe i zdradliwy, śliski zeskok. Freitag do zdrowia wracał potem kilka tygodni. A gdy wrócił, po wysokiej formie sprzed upadku nie było już śladu.

- Nie wiem dlaczego, ale tu zawsze jest trudno wylądować między 125 a 130 metrem. A już w ogóle najtrudniej na czerwonej linii oznaczającej rozmiar skoczni - mówił nam trener Polaków Stefan Horngacher po tegorocznym konkursie TCS w Innsbrucku. - Jak doleci się dalej, na przykład na 136,5 metra, jak Ryoyu Kobayashi, o ładne lądowanie jest już łatwiej - tłumaczył.

Czytaj także: Andreas Wellinger o faworytach MŚ w Seefeld. "Kamil i mały Japończyk"

Mniej niż zero

Tamten skok Japończyka był dowodem na kolejny problem z Bergisel - za mało belek startowych. Kobayashi ruszał wówczas z platformy numer 1. W drugiej serii, na prośbę swojego trenera, wystartował z "zerowej" bramki, a i tak doleciał do 131 metra.

Na szczęście kombinacja kapitalnej formy lidera PŚ i dobrych warunków wietrznych w czasie konkursu (wiało pod narty z prędkością około metra na sekundę) pozwoliły w porę dostrzec ten kłopot i przed mistrzostwami świata dobudowali sześć dodatkowych belek.

Skoczku, zachowaj ostrożność!

Nic nie zrobiono natomiast z niebezpiecznie szybkim i stosunkowo krótkim przeciwstokiem, który, choć jedzie się po nim stromo pod górę, jest w stanie nadać nie dość ostrożnym skoczkom zaskakującego rozpędu i wyrzucić ich za barierki oddzielające zeskok od części przeznaczonej dla dziennikarzy. W styczniu, w czasie TCS, kozła przez te barierki wywinął Kazach Sabirżan Muminow, a kilka dni temu na treningu z dużą prędkością wpadł w nie mistrz świata juniorów Thomas Aasen Markeng i może mówić o dużym szczęściu, że wyszedł z tego bez szwanku.

Działania podjęto dopiero po wypadku Markenga. Dyrektor PŚ Walter Hofer przyznał, że było blisko katastrofy, wziął odpowiedzialność na siebie i kazał zamontować na końcu przeciwstoku siatkę bezpieczeństwa. - Poinformował nas o tym delegat FIS na czwartkowej odprawie. Tylko że powiedział o założeniu siatki "dla dziennikarzy". Czyli ona nie ma zapobiegać wypadnięciom zawodników za barierki, tylko chronić dziennikarzy, gdyby któryś skoczek do nich wpadł - śmiał się po kwalifikacjach Adam Małysz.

Pierwsza założona siatka okazała się niedostatecznie wytrzymała i przerwała się, gdy w piątek jeden ze skoczków uderzył w nią nartą. Druga, mocniejsza, na razie się sprawdza.

Zanim zapadnie zmrok

Medalowe zawody na Bergisel startują o 14:30 (sobotni indywidualny) i 14:45 (niedzielny drużynowy). Wcześnie, jak na mistrzostwa świata, które przecież najlepiej wyglądają w blasku reflektorów. W Innsbrucku tych reflektorów jednak nie ma. Choć skocznia jest stosunkowo nowa - ostatnią gruntowną przebudowę przeprowadzono w latach 1999-2001 - nie zamontowano na niej sztucznego oświetlenia. Jeśli z jakichś powodów zawody będą się przedłużać, po zapadnięciu zmroku trzeba będzie je zakończyć lub przełożyć na inny dzień.

Choć arena dwóch konkursów 2019 ma kilka ewidentnych wad, wielu skoczków lubi na niej rywalizować. Zastawione tu i ówdzie "sidła" nie przeszkadzają chociażby Kamilowi Stochowi. - Tak, lubię Bergisel - przyznał po kwalifikacjach trzykrotny mistrz olimpijski. W środowisku słyszy się, że to obiekt jakby uszyty dla niego na miarę. Taki, który uwydatnia jego zalety, a słabsze strony chowa. Do tej pory Stoch wygrał tam jednak tylko raz, 4 stycznia 2018 roku, gdy zmierzał po spektakularny triumf w TCS.

Niezła "nota" od Małysza

Teraz 31-latek z Zębu jest wymieniany wśród głównych kandydatów do podium sobotniego konkursu. Fachowcy liczą na epicką walkę, w której poza Polakiem wezmą udział Kobayashi, Stefan Kraft, Markus Eisenbichler, Karl Geiger, może też Killian Peier. Byle tylko wystarczyło belek, siatka na końcu przeciwstoku wytrzymała, a zeskok nie był zbyt śliski.

Z tym ostatnim jest ponoć teraz całkiem przyzwoicie. Alexander Pointner, były trener kadry Austrii, pochwalił organizatorów za dobrze wykonaną robotę. Wtóruje mu Dawid Kubacki, który uznał, że rozbieg, lądowanie i hamowanie są bezproblemowe, a cały obiekt przygotowany jak należy. Nawet surowy zazwyczaj Adam Małysz tym razem dał Austriakom przyzwoitą notę. - Nie jest perfekcyjnie, ale nie jest też źle - ocenił.

Z Innsbrucka - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: