Po sobotnim konkursie indywidualnym trochę dziwiłem się niektórym polskim dziennikarzom, którzy na siłę próbowali usprawiedliwić porażkę Biało-Czerwonych w tych zawodach. Porażkę, bo dla mnie 5. miejsca Kamila Stocha, 12. pozycji Dawida Kubackiego i 19. lokaty Piotra Żyły nie można nazwać inaczej, biorąc pod uwagę jak świetnie nasi reprezentanci skakali przed MŚ.
Tymczasem na siłę szukaliśmy wymówek. A to jury za wysoko ustawiło belkę startową, a to źle zmierzono w pierwszej serii odległość Kamilowi Stochowi. Sam jestem przeciwnikiem tego jak wyglądają obecnie konkursy w skokach. Uważam, że pomiary wiatru i rekompensaty punktowe zupełnie nie oddają tego co dzieje się na skoczni w rzeczywistości. Z kolei samo jury już od dawna pokazuje, że brakuje im wyczucia w ustawianiu belek startowych.
Tyle tylko, że w sobotę Polacy mieli wszystko wystawione jak na tacy. W pierwszej serii Żyła, Kubacki i Stoch trafili na świetne warunki. Gdyby oddali najlepsze swoje skoki, to wylądowaliby około 135. metra (jak w finale Eisenbichler) i nikt nie martwiłby się, że odjęto im sporo punktów za wiatr.
ZOBACZ WIDEO: Witold Bańka: Przyszłość Horngachera? Tu nie chodzi o pieniądze
Czytaj także: ostre słowa Adama Małysza w kierunku Stefana Horngachera. Chodzi o przyszłość trenera
Tymczasem w takich warunkach skakali po 128,5 metra, co po prostu świadczy o tym, że w Innsbrucku nie byli w optymalnej formie. Przykrywanie tej prawdy wymówkami nie ma najmniejszego sensu. Dobitnie pokazał to niedzielny konkurs drużynowy. Tym razem jury przeprowadziło zmagania świetnie. Nie można mieć do nich zastrzeżeń. Warunki także były niezłe. Tymczasem Biało-Czerwoni znów skakali na zwolnionych obrotach i nie tylko nie obronili tytułu, ale nie zdobyli nawet medalu.
To duże rozczarowanie i zawód. Nie bójmy się powiedzieć, że oczekiwania wobec tej grupy skoczków mieliśmy bardzo duże. Nie mogło być przecież inaczej, skoro w klasyfikacji generalnej PŚ Kamil Stoch zajmuje 2., Piotr Żyła 4., a Dawid Kubacki 5. miejsce. Do tego drużyna na tydzień przed mistrzostwami znokautowała rywali w Willingen. Tymczasem kilka dni później ci sami skoczkowie, liderzy Pucharu Narodów, nie stają w ogóle na podium. Po prostu Biało-Czerwoni, przynajmniej na dużej skoczni, zawiedli i nie ukrywajmy tego żadnymi tematami zastępczymi.
Czytaj także: Kamil Stoch piąty w Innsbrucku. Podwójny triumf Niemców