MŚ Seefeld 2019. Nie wszystko jeszcze stracone. Polacy muszą wziąć przykład z Adama Małysza

Getty Images / Agence Zoom / Na zdjęciu: Adam Małysz
Getty Images / Agence Zoom / Na zdjęciu: Adam Małysz

Nieudane konkursy dla Biało-Czerwonych w Innsbrucku są już historią. Te mistrzostwa Polacy mogą jednak jeszcze uratować. Wszystko dzięki konkursowi na normalnej skoczni. Muszą tylko wziąć przykład z Adama Małysza, który brylował na takich obiektach.

W tym artykule dowiesz się o:

W kalendarzu Pucharu Świata w skokach narciarskich nie ma już ani jednego konkursu na normalnej skoczni (K-90). Szkoda, bo mimo że odległości uzyskiwane na tego typu obiektach nie są imponujące, rywalizacja na nich potrafiła być zacięta i widowiskowa. Konkursy na takich skoczniach rozgrywane są już tylko na zawodach rangi mistrzowskiej w skokach, czyli mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich.

I właśnie w tych zmaganiach imponował Adam Małysz. "Orzeł z Wisły" czterokrotnie został indywidualnym mistrzem świata. Aż trzy razy ten sukces osiągnął na skoczni K-90. Bardzo mocne wybicie i wysokie noty za styl. Te dwa elementy liczą się najbardziej na małych obiektach. W obu z nich mocny był Adam Małysz i w tym tkwił klucz do jego sukcesów na tych właśnie skoczniach.

Pierwszy raz mistrzem świata na K-90 Małysz został w 2001 roku w Lahti. Wówczas konkurs na tym obiekcie, tak samo jak teraz, rozgrywano po zawodach na dużej skoczni. W nich Polak stoczył zacięty pojedynek z Martinem Schmittem, ale o niecałe 3 punkty przegrał z Niemcem i musiał zadowolić się srebrnym medalem. Rewanż naszego reprezentanta na małej Salpausselce był imponujący.

ZOBACZ WIDEO Trzeci weekend PŚ w skokach w Polsce? Hofer ocenił szanse

Na półmetku konkursu prowadził jeszcze z nieznaczną przewagą Schmitt. W finałowej serii ówczesny podopieczny Apoloniusza Tajnera wyprowadził jednak nokautujący cios. Skoczył aż 98 metrów i już wtedy mógł być niemal pewny zwycięstwa. Niemiec odpowiedział próbą o 8 metrów krótszą i tym razem to Polak stanął na najwyższym stopniu podium, a Schmitt zakończył konkurs ze srebrem.

Czytaj także: Szymon Łożyński: Nie szukajmy usprawiedliwień. Polacy zawiedli

Dwa lata później, w Predazzo, Małysz obronił tytuł na normalnej skoczni. Jego zwycięstwo było wtedy jeszcze bardziej imponujące niż w Lahti. W Finlandii drugiego Schmitta "Orzeł z Wisły" wyprzedził o 13 punktów. We Włoszech nad srebrnym medalistą, Norwegiem Tommy Ingebrigtsenem, miał aż 16 punktów przewagi. Do tego skokiem w finałowej serii na 107,5 metra Małysz ustanowił nowy rekord normalnej skoczni w Val di Fiemme.

To nie był jeszcze koniec popisów czterokrotnego medalisty olimpijskiego na mniejszych obiektach. W 2007 roku, po kilku słabszych sezonach, Małysz wrócił do wielkiej formy. Przed mistrzostwami świata w Sapporo wygrał dwa konkursy w niemieckim Titisse-Neustadt i do Japonii poleciał jako jeden z głównych faworytów, nawet do dwóch złotych medali.

Od pierwszych treningów na dużej skoczni Polak imponował dyspozycją. Pechowo w dniu konkursu Małysz walczył jednak z kryzysem aklimatyzacyjnym. Skakał nieźle, ale nie na tyle dobrze, żeby zdobyć medal. Zajął 4. miejsce, co przy jego ówczesnej formie, było dużym rozczarowaniem. Pozostał jednak jeszcze konkurs na K-90 i w nim Polak nie pozostawił już żadnych wątpliwości.

Praktycznie już po pierwszej serii złoty medal na Miyanomori był rozstrzygnięty. W znakomitym stylu Małysz doleciał do 102. metra i już na półmetku zawodów miał ponad 10 punktów przewagi nad drugim skoczkiem. W finale postawił przysłowiową kropkę nad 'i'. Uzyskał 99,5 metra i ostatecznie drugiego Szwajcara Simona Ammanna pokonał o 21,5 punktu. To nokaut. Klasę Polaka docenili Ammann i brązowy medalista tego konkursu Thomas Morgenstern. Szwajcar i Austriak wzięli Małysza na swoje barki i przeszli z nim krótką rundę honorową na dole skoczni.

Czas zatem, żeby po 12 latach od mistrzostwa świata Małysza na normalnej skoczni, Polacy znów pokazali, że potrafią dobrze skakać na tego typu obiektach. W Seefeld Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki będą mieli okazję, by uratować jeszcze tegoroczne mistrzostwa, które na razie dla polskich skoczków są bardzo nieudane.

Czytaj także: Adam Małysz zaatakował Stefana Horngachera, a Rafał Kot broni Austriaka

Warunek jest jeden - któryś z trójki Biało-Czerwonych musi sięgnąć po medal. Stoch, Żyła i Kubacki dysponują mocnym wybiciem i często dostają wysokie noty za styl. Tak samo jak Adam Małysz spełniają zatem warunki, żeby powalczyć o medale na K-90. Pytanie, czy będą jednak potrafili podnieść się mentalnie po nieudanych konkursach w Innsbrucku? Jeśli tak, to mistrzostwa na ostatniej prostej zostaną uratowane.

Konkurs o indywidualne mistrzostwo świata na normalnej skoczni w Seefeld zaplanowano na piątek 1 marca na godzinę 16:00. Relacja na żywo oraz podsumowanie zmagań na WP SportoweFakty.

Komentarze (2)
avatar
zibip
25.02.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kolejny przykład powierzchownego taktowania problemów kadry polskich skoczków. Artykuł życzeniowy pompujący balonik oczekiwań kibiców. Z poprzednich artykułów "eksperta" Łozyńskiego wynika że b Czytaj całość
avatar
keram4591
25.02.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pane Simek,to se ne wrati!!!!!!!