Popularność skoków narciarskich jest zależna od wyników reprezentantów danego kraju. Jednak nawet to nie zawsze idzie w parze z poziomem zainteresowania dyscypliną. Ryoyu Kobayashi jest obecnie liderem Pucharu Świata, japońska drużyna wywalczyła brązowy medal na mistrzostwach świata, a i tak zainteresowanie tym sportem w Kraju Kwitnącej Wiśni jest co najmniej małe.
Stoch? Nie. Lewandowski!
Nie ma żadnego porównania popularności skoków w Japonii z tym, co dzieje się u nas. - Japońscy skoczkowie kochają atmosferę podczas konkursów rozgrywanych w Polsce. U nas nie ma takiej publiczności. Niestety zainteresowanie skokami w Japonii jest niewielkie. Od Kamila Stocha zdecydowanie bardziej popularny jest Robert Lewandowski. Mam wrażenie, że odwrotnie niż w Polsce - zaznacza Saho Kobayashi, japońska dziennikarka z Jiji Press. Zbieżność nazwisk z liderem PŚ jest przypadkowa.
Kobayashi dodaje, że Lewandowski jest jedynym naprawdę popularnym polskim sportowcem w Japonii. - Choć ze względu na zainteresowanie piłką nożna i ligą niemiecką, niektórzy znają też Kubę Błaszczykowskiego, jeszcze z gry dla Borussii, i Łukasza Piszczka.
Nie zmienia tego nawet bogata historia skoków w Japonii. Wciąż startuje Noriaki Kasai, który mimo 46 lat na karku, nie myśli o zakończeniu kariery. Pamiętamy piękną sylwetkę w locie Kazuyoshiego Funakiego, czy choćby specyficzne ustawienie ciała Masahiko Harady podczas nabierania prędkości przed progiem.
ZOBACZ WIDEO MŚ w Seefeld 2019. Toni Innauer dla WP SportoweFakty: Brak medalu dla Polski? Powód był prosty
Japońscy dziennikarze jeżdżą na zawody PŚ za swoimi skoczkami. Są w Polsce, stosunkowo liczna reprezentacja redaktorów przyjechała też na MŚ do Seefeld. Zazwyczaj rozmawiają oni jednak wyłącznie ze swoimi sportowcami. Mają jakąś niepisaną umowę, bo jeśli Japończycy skaczą zaraz po sobie, to i tak grzecznie czekają na wywiady ze "swoimi" dziennikarzami. I ta sytuacja przez lata niewiele się zmienia.
W kraju Cecona posucha
Nieco starsi kibice skoków pamiętają Roberto Cecona, skoczka, który jako jeden z nielicznych Włochów w historii tej dyscypliny odnosił spore sukcesy. 48-latek ma na koncie m.in. drugie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ i dwa brązowe medale wywalczone podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich. Zawsze znakomicie czuł się na mamutach, cechowała go wysokiej klasy technika lotu.
Toni Innauer dla WP SportoweFakty: Brak medalu dla Polski? Powód był prosty >>
Dziś nie ma spadkobierców jego sukcesów. W 2016 roku Włosi zatrudnili Łukasza Kruczka na stanowisko trenera reprezentacji. Były skoczek i szkoleniowiec Polaków miał podnieść poziom skoków w Italii. Szybko okazało się, że to mission impossible.
- Poziom jest niski. Prawie całą zimę byłem sam. To nie jest łatwe. Nie miałem kolegów z drużyny, z którymi mógłbym porozmawiać. To dziwne, bo zawsze w pokoju hotelowym podczas zawodów mieszkałem z rodakami. Mam nadzieję, że moi koledzy szybko wskoczą na wyższy poziom i niebawem pokażemy światu, że Włosi też potrafią skakać na nartach - deklaruje z ponurą miną Alex Insam.
21-latek najlepszą lokatę w PŚ osiągnął w sezonie 2016/2017 w Planicy, kiedy zajął 15. miejsce. Obecnie w klasyfikacji generalnej plasuje się na 64. pozycji z siedmioma punktami na koncie.
- Na samym początku z Łukaszem Kruczkiem zrobiliśmy olbrzymi krok do przodu. Wyniki zresztą też były całkiem niezłe. Polski trener bardzo mi pomógł. Niestety, wydaje mi się, że ona sam był mocno zawiedziony sytuacją, jaką zastał we Włoszech. Robimy, co w naszej mocy, ale to naprawdę nie jest proste - przyznaje Insam.
Włoch sam nie wie, jak będzie wyglądać przyszłość jego i skoków na południu Europy. - Skoki narciarskie to sport, który rozwija się w zawrotnym tempie. Młodzi szybko się uczą i mogą w krótkim czasie osiągnąć szczyt, ale we Włoszech jest niewielu młodych zawodników. Trzeba promować ten sport. Jeśli moje rezultaty będą lepsze, to skoki będą popularniejsze także we Włoszech. Ale trudno być wielkim optymistą.
Ostatni klub zestrzelony
Jedynym skoczkiem z Kanady, którego obecnie kojarzą fani skoków, to MacKenzie Boyd-Clowes. W swojej karierze miał przebłyski. Pięć lat temu w Taupliz uplasował się na wysokim dziewiątym miejscu. Teraz dziewiątka określa tylko liczbę punktów, jaką wyrwał rywalom w aktualnym sezonie. Ma 27 lat, przed nim jeszcze sporo czasu, ale trudno go nazwać perspektywicznym zawodnikiem.
- Poziom skoków w Kanadzie i ich organizacja stoją na skrajnie niskim poziomie. Nie mamy praktycznie niczego. Ostatni klub, jaki mieliśmy, w którym trenowały dzieciaki, został zestrzelony z mapy skoków narciarskich. Nie mamy młodych skoczków i możliwe, że nigdy ich już nie będzie - roztacza grobową wizję Matthew Soukup.
21-letni kanadyjski skoczek nigdy nie punktował w PŚ. Startuje głównie w Pucharze Kontynentalnym. Przyznaje, że przyszłość skoków w jego kraju wygląda fatalnie. Wciąż ma nadzieję, że władze kraju zauważą problemy skoczków i zaczną ich poważnie dotować. - Obecnie ten sport w Kanadzie umiera - twierdzi Soukup.
Skoczek niedługo chce być co najmniej w takiej formie, jak jego kolega z drużyny Boyd-Clowes. Celem Soukupa są punkty w PŚ. Sądzi, że stać go na to, aby w ciągu kilku lat zacząć osiągać przyzwoite lokaty. To prawdziwy pasjonat. Popularność skoków w Kanadzie jest bowiem niezwykle niska.
- Kanadyjczycy nic o skokach nie wiedzą. Jedynymi Kanadyjczykami, którzy znają np. Adama Małysza, są ci polskiego pochodzenia - mówi 21-latek.
Skaczą na 10-metrówce
Od lat jedynym kojarzonym na arenie międzynarodowej skoczkiem z Bułgarii jest Władimir Zografski. Miał świetne początki. Na mistrzostwach świata juniorów w 2011 r. wywalczył złoto. Medal z takiego samego kruszcu wyrwał przeciwnikom też na Uniwersjadzie w 2015. Konfrontacja z seniorami z innych krajów nie wypadła jednak tak obiecująco. W tym sezonie, ze 130 punktami w dorobku, zajmuje 32. miejsce w PŚ.
- Poziom skoków w Bułgarii jest niski. To możliwe, że sytuacja się poprawi, ale budowa skoczni kosztuje. To kosztowne przedsięwzięcie. Przyszłość w dużej mierze zależy od moich skoków. Jeśli będą lepsze to kto wie... - zastanawia się Zografski.
W Bułgarii dzieciaki trenują na skoczni... 10-metrowej. - Oczywiście, jest ona tak mała, że trudno powiedzieć cokolwiek o przyszłości młodych zawodników. Jeśli nie będę łapać kontuzji, to jest spora szansa, że moje rezultaty mogą się znacznie poprawić. Wtedy będą szanse na rozwój skoków w moim kraju - z nutą optymizmu podsumowuje Bułgar.
Od lat na skoczniach całego świata prezentują się też np. Estończycy. Jednak wciąż bez większych sukcesów. - Nie mamy wielu skoczków w Estonii. Jedno to sprawa pieniędzy, a drugie infrastruktury. W Estonii mamy tylko jedną normalną skocznię, w Otepaa. Mam jednak nadzieję, że sytuacja szybko się zmieni. Myślę, że to jest możliwe - podkreśla Artti Aigro.
19-latek zaczął trenować skoki bardzo wcześnie, bo w wieku czterech lat. Namówił go do tego ojciec, który także skakał na nartach. - Skoki w Estonii nie są popularne, ale cześć moich rodaków ogląda je w telewizji. Moim marzeniem jest zdobywanie medali olimpijskich, ale to naprawdę tylko marzenie - zaznacza Aigro.
Dlaczego tylko marzenie? Artti odpowiada błyskawicznie. - Jestem z Estonii...
Mimo wszystko młody Estończyk jest dobrej myśli. Twierdzi, że trenerzy robią wszystko, aby zabierać dzieciaki na skocznię i trenować od jak najwcześniejszych lat.
Promyk ze wschodu
Misją Waltera Hofera, dyrektora PŚ jest rozpropagowanie skoków narciarskich w nowych krajach. Zaczął od Wschodu. Na początku grudnia zawody PŚ odbyły się w rosyjskim Niżnym Tagile. W Czajkowskim, czyli też w Rosji, zostaną zorganizowane konkursy PK w drugiej połowie marca. Są próby skakania w Erzurum, ale Turcy sami odwołali tam zawody PK, które były zaplanowane na grudzień ubiegłego roku. Tłumaczono to problemami organizacyjnymi. Chciano, aby Erzurum debiutowało w PŚ, ale, jak na razie, prognozy są kiepskie. Konkursy PŚ udało się już jednak przeprowadzić np. w kazachskich Ałmatach.
Wolontariuszka z Polski opowiada o organizacji czempionatu: Stworzono wyjątkowe wydarzenie >>
Poważnie o skokach zaczęto rozmawiać w Chinach. Zawodnicy z tego kraju mają znacząco podnieść swój poziom do igrzysk w 2022, które odbędą się w Pekinie. Zatrudniono nawet Mikę Kojonkoskiego, który ma szkolić nie tylko zawodników, ale również trenerów.
Podobno coraz więcej o skokach myślą też w Rumunii. - Nasz poziom jest teraz niski, ale staramy się zdobywać punkty choćby w PK. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, niebawem będziemy w stanie punktować też w PŚ. To możliwe, aby w ciągu pięciu lat zajmować wysokie miejsca - tłumaczy Hunor Farkas.
17-latek marzy o kwalifikacji na igrzyska olimpijskie i skokach w PŚ. Jak podkreśla, wszystko jest możliwe. - To jasne, że marzę nawet o medalach olimpijskich. Rząd i związek pomagają, abym lepiej skakał. Nie widzę żadnych problemów w Rumunii, mam wszystko, czego potrzebuję - twierdzi z przekonaniem Farkas.
Teraz Zachód? Teraz Polska!
Hofer tłumaczy, że po misji wschodniej, chce rozpocząć popularyzację skoków na Zachodzie. Ma na myśli m.in. Stany Zjednoczone. Możemy więc spodziewać się, że niebawem powrócą tam zawody PŚ.
Wyniki Amerykanów jednak nie przekonują. Jedyny zawodnik z USA sklasyfikowany w PŚ, czyli Kevin Bickner, zajmuje 49. miejsce z 18 punktami na koncie. Jednak trudno o nowych i lepszych zawodników, jeśli konkursy wysokiej rangi w USA nadal będą wspominać tylko najstarsi kibice skoków. Plany Hofera da się więc zrozumieć.
Nie da się wyobrazić sobie skoków narciarskich bez tych, którzy dzisiaj żyją nimi przez całą zimę. Czyli Polaków. To w Zakopanem i Wiśle jest najwspanialsza atmosfera podczas cyklu PŚ. Podkreślają to zresztą sami zawodnicy. Tymczasem nasza reprezentacja mocno się starzeje, a następców, poza nielicznymi przypadkami, nie widać.
Za Kamilem Stochem, Dawidem Kubackim i Piotrem Żyłą jest olbrzymia wyrwa, na której zasypanie będzie trzeba czekać lata. Wielu trenerów podkreśla, że dzieciaki nie garną się do skakania. Małyszomania spowodowała nagły wzrost zainteresowania tym sportem, ale Stochomanii nie stwierdzono.
I oby się prędko okazało, że czarne wizje najbliższych kilku lat nie spełnią się, bo skoki bez Polaków wiele stracą. Jeśli wierzyć zapewnieniom Hofera i popularność dyscypliny w nowych krajach faktycznie wzrośnie, i tak trzeba będzie długo na to czekać. A do tego czasu musimy ciągnąć skoki za sobą z siłą konia pociągowego. Oczywiście z pomocą Austriaków, Niemców, Norwegów czy Słoweńców.
Trudno być optymistą w sprawie skoków. Ale kibic, jak to kibic, zawsze będzie wierzyć.
Dawid Góra z Seefeld
A tak na poważnie to te punkty za styl / dawniej odejmowano punkty za pozycję V/ wiatr z lewej lub ciut z prawej , no i obow Czytaj całość