Włodzimierz Szaranowicz: Jestem spełniony. Teraz będę smakować życie

- Niczego nie chcę udowadniać. Tego, czego nie zrobiłem, już nie zrobię. I może dobrze. Pora na innych - przekonuje Włodzimierz Szaranowicz. Komentator i dziennikarz sportowy 21 marca ogłosił zakończenie kariery.

Dawid Góra
Dawid Góra
Włodzimierz Szaranowicz Newspix / FOT.TEDI / Na zdjęciu: Włodzimierz Szaranowicz

Z Telewizją Polska był związany od 1977 roku. Przeszedł do historii polskiego dziennikarstwa. Fantastyczne komentarze, m.in. z zawodów lekkoatletycznych i skoków narciarskich, są wspominane przez kibiców do dzisiaj. Adam Małysz nazwał Szaranowicza mistrzem od emocji. O swojej chorobie, o której wspomniał w rozmowie z Jerzym Chromikiem z TVP, nie chce opowiadać.

Dawid Góra: "Panie Włodzimierzu, stworzył pan z Adamem piękny spektakl, jestem cholernie dumny, że było mi dane to przeżyć. Życzę zdrowia.". To tylko jeden z licznych komentarzy pod informacją o zakończeniu przez pana kariery.

Włodzimierz Szaranowicz: Długo trwało to wzajemne przyzwyczajanie się do siebie. Zdobycie pierwszego złotego medalu przez Polaka komentowałem w 1978 roku. Henryk Średnicki zwyciężył na mistrzostwach świata w boksie w Belgradzie. Pierwszy złoty medal olimpijski komentowałem natomiast w 1980. Na moskiewskich Łużnikach w jeździectwie wywalczył go Jan Kowalczyk. Piękna przygoda. Na pierwszy złoty medal olimpijski komentatorzy czekają często długie lata, a ja mogłem skomentować taki sukces już po trzech. Potem było kolarstwo, lekkoatletyka i wiele innych dyscyplin. Komentowałem wszystkie wielkie wiktorie Korzeniowskiego i wszystkie medale Małysza, poza jednym. Trzeba mieć dużo szczęścia w życiu, żeby stworzyć taki rodzaj familii sportowej. Dziennikarz przekazuje stan emocji. Adam, kiedy gratulował mi pracy w dziennikarstwie powiedział, że byłem mistrzem od emocji. Ja natomiast uważam, że to oni byli mistrzami, ja tylko starałem się być blisko nich i nie zepsuć tego, co oni osiągnęli swoimi startami.

Miał pan fenomenalnych mentorów.

Oczywiście, wynieśliśmy ze znakomitej nauki Tuszyńskiego i Tomaszewskiego, że im lepszy jest przeciwnik, tym większa waga wiktorii. Bez umiłowania sportu i bez ludzi, którzy wyznaczali granice naszej wyobraźni sportowej, jak choćby Usain Bolt, nie byłby możliwy odbiór sukcesów polskich sportowców. Adam Małysz na tle innych wielkich gwiazd stał się postacią społeczną i ważną nie tylko sportowo, ale też kulturowo. Myślę, że kreowanie takich postaw jest najistotniejsze w naszej pracy dziennikarskiej.

ZOBACZ WIDEO Lewandowski o mentalnym podejściu reprezentacji Polski. "Musimy zagrać dwa równe mecze"
Na początku wymienił pan kilka dyscyplin sportowych. Komentował pan ich znacznie więcej, ale mam wrażenie, że zawsze czuł swego rodzaju dystans do piłki nożnej.

Kiedyś komentowałem mecz rewanżowy Widzewa z Juventusem. To było niewiarygodne wydarzenie i uświadomiło mi, jak wielką i niszczącą moc na piłka nożna. Błędy albo posądzenie o błędy wielu komentatorów i sprawozdawców potem silnie ciąży na psychice. Można się tym mocno sparzyć. Wtedy zresztą mieliśmy też problemy techniczne - pomylono kable telewizyjne z radiowymi. Kosztowało nas to sporo nerwów. Stwierdziłem, że wolę kreować emocje w dyscyplinach, gdzie napięcie jest mniejsze. Nie znaczy to oczywiście, że nie kocham piłki, prowadziłem przecież większość studiów telewizyjnych podczas mistrzostw świata i Europy.

Odchodzi pan jako ikona polskiego dziennikarstwa. Jego żywa legenda.

Nie czuję się ani ikoną, ani legendą. Miałem wielkie szczęście, że trafiło mi się uprawianie zawodu, który pozwolił mi poznać fantastycznych ludzi z całego świata, żyć ciekawie i bogato przez długi czas. To kwestia przyzwyczajenia widza do swojego głosu i sposobu relacjonowania zawodów. Byłem wychowany na Bohdanie Tomaszewskim, Bogdanie Tuszyńskim i Janie Ciszewskim. Wydaje mi się jednak, że świat się zmienił. W tej chwili nie ma monopolu na sport i praca przez ponad 40 lat w jednej instytucji już nie będzie możliwa.

Włodzimierz Szaranowicz skomentował wybory sportowca roku. "Popularność dyscypliny na pierwszym miejscu" >>

"Jurek Owsiak wrócił, jak poprosiliśmy. Mam nadzieję, że pan Włodzimierz też wróci. Dużo zdrowia i łapać za mikrofon!". To kolejny z komentarzy pod informacją o zakończeniu przez pana kariery dziennikarskiej. Powrót wchodzi w grę?

Wchodzi, jeśli możliwe są cuda medyczne. To byłoby zresztą moim skrywanym marzeniem. Ale odczuwam też naturalne zmęczenie materiału. Zmienia się epoka i sposób relacjonowania. Robi się to szybciej, bardziej skrótowo. Ale dziękuję za te słowa. Teraz oddaję pole moim następcom.

Jest ktoś, kogo z czystym sercem wskazuje pan, jako swojego następcę?

Mam paru młodych kolegów w TVP, zresztą nie tylko tutaj. Na rynku telewizyjnym pojawiło się sporo ciekawych głosów i postaci. Jeśli chodzi o Telewizję Polską, przez osiem lat byłem tam szefem. Gdybym powiedział, że nie ma moich następców, to by znaczyło, że źle wykonywałem swoje obowiązki. Ukształtowanym komentatorem jest już Przemek Babiarz. Reszta jeszcze może chwilę poczekać na to, aby być na pierwszej linii. Ale mamy mocny zespół. Na rynku jest też Mateusz Borek czy Marek Rudziński. Jest wielu dziennikarzy, którzy mogą robić wielkie rzeczy. Nikt nie zauważy różnicy między ich a moją pracą. Już dziś potrafią zapanować nad swoim warsztatem i w przyszłości dadzą kibicom wiele uciechy.

A jednak różnica między nimi i panem zawsze będzie znacząca.

Pamiętam, jak Tuszyński mówił nam młodym i spragnionym sławy kandydatom na komentatorów, że jeśli wydaje nam się, że którykolwiek z nas będzie Tomaszewskim, to lepiej szybko zakończyć swoją działalność z mikrofonem. Po jakimś czasie pojawi się ktoś, kto zbuduje własną narrację i nową komunikację z widzem. Życie nie uznaje pustki. Tomaszewski był jedyny i niepowtarzalny, Ciszewski był fantastycznym magiem telewizji. Potem do telewizji przyszedł Darek Szpakowski. To tylko kwestia czasu, aż zastąpi nas ktoś młodszy. Widz zaczyna z nami swoją przygodę, potem jest sceptyczny do następców, bo żywo pamięta ich poprzedników. To naturalne.

Świetna wiadomość dla fanów Włodzimierza Szaranowicza. Powstanie książka o komentatorze sportowym >>

Czym zajmie się pan teraz?

Na pewno, co jakiś czas, będę wypowiadać się w kwestiach sportu. Ten płomień we mnie nie zgaśnie. To jest miłość, którą do sportu miałem od dziecka. Wierzyłem w jego wartość i moc edukacyjną. To walory, które nawet bez upiększeń są niezwykle istotne i trwałe. Teraz na pewno napiszę książkę. 19 igrzysk i kilkadziesiąt mistrzostw świata i Europy w różnych dyscyplinach to mnóstwo anegdot, które dobrze przenieść na karty książki. Ponadto będę żyć rodzinnie, bo w tym mam ogromne, wieloletnie zaniedbania. Trzeba poświęcić czas dzieciom, żonie, wnuczkom. Najnormalniej w życiu, jak każdy starszy pan, będę chodzić i smakować życie. Jestem spełniony zawodowo. Niczego nie chcę udowadniać. Tego, czego nie zrobiłem, już nie zrobię. I może dobrze. Pora na innych.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×