Alarm w polskich skokach narciarskich. W Zakopanem padły propozycje rozwiązania problemów

Getty Images / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Jakub Wolny
Getty Images / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Jakub Wolny

Tu i teraz jest pięknie. Dawid Kubacki imponuje. Kamil Stoch znów skacze jak mistrz. Obaj nie mają jednak 20 lat. Teoretycznie następcy są. W praktyce za kilka lat polskie skoki czeka słabszy okres. Są rozwiązania, żeby nie potrwał zbyt długo.

"Drżenie o awans do trzydziestki. Podium w drużynówkach niespełnionym marzeniem. Brak lidera. Coraz mniejsze zainteresowanie kibiców i sponsorów" - nie chcemy takiego obrazka w polskich skokach. Jest on jednak realny, gdy kariery skończą Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła.

Teoretycznie następcy są. Talenty można wymienić szybko: Klemens Murańka, Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek, Tomasz Pilch. Brutalną rzeczywistość pokazała jednak drużynówka w Zakopanem. Gdy trzech skoczków z kadry A ma kryzys, nie ma kto ich zastąpić. Kończy się wystawieniem do zawodów skoczka pogrążonego w kryzysie (Jakub Wolny) i brakiem miejsca na podium.

Czytaj także: pół miliona coraz bliżej. Dawid Kubacki liderem rankingu finansowego

Gdyby tak w zawodach nie wystartowali jeszcze Kubacki albo Stoch, to nie byłoby nas nawet w szóstce. Mijają lata, a Murańka czy Zniszczoł ciągle nie są w stanie wejść do czołówki Pucharu Świata. Wąsek czy Pilch pokazali przebłyski talentu i na razie to tyle.

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Adam Małysz przedstawił rozwiązanie problemu polskich skoków. "Mamy młodzież, ale ona znika"

Z zazdrością patrzymy na Niemców, Austriaków, Norwegów. Tam młody skoczek otrzymuje szansę w Pucharze Świata i szybko ją wykorzystuje. W pierwszym roku regularnie wchodzi do trzydziestki. W drugim puka do dziesiątki. W kolejnym wygrywa już konkursy. U nas tak to nie funkcjonuje. Trzeba czekać kilka lat. Kubacki, Żyła czy Maciej Kot sukcesy w PŚ odnosili dopiero po 25. roku życia.

Wielu polskich skoczków znacznie wcześniej kończyło kariery, bo nie mieli za co wyżywić rodziny. W skokach zarabiają dobrze tylko startujący w Pucharze Świata. I to też nie wszyscy. Pieniądze otrzymuje najlepsza trzydziestka każdego konkursu. Triumfator 39 tysięcy złotych, 20. skoczek 4300 złotych, a 30. zawodnik 390 złotych.

Nie ma cię w najlepszej trzydziestce, nie zarabiasz. A przecież potrzebujesz pieniędzy, bo masz swoje życie, często już rodzinę. Jeden sezon, ze wsparciem rodziców albo znajomych, przetrwasz. Jeśli kolejny będzie słaby, zaczynasz szukać pracy. Poświęcasz coraz mniej czasu na treningi, spirala się nakręca i w końcu mówisz "pas". I tak przedwcześnie kariery zakończyli Krzysztof Biegun, Bartłomiej Kłusek, Przemysław Kantyka czy Bartosz Czyż.

Co zrobić, aby młodzi zawodnicy, gdy im nie idzie, tak szybko nie rezygnowali ze skoków? - Ze wsparciem polskiego rządu można byłoby stworzyć taki system, jaki funkcjonuje w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii - powiedział po drużynówce w Zakopanem Adam Małysz.

- Tam zawodnicy są w klubach wojskowych, policyjnych, celnych. Przechodzą wiosną szkolenia, tak jak wszyscy, którzy przystępują do służby. Później są oddelegowani do sportu. Po sezonie wracają na szkolenia, do pracy. Mają za to pieniądze, a po zakończeniu sportowej kariery pracę. To byłoby świetne rozwiązanie - dodał dyrektor sportowy PZN.

- To nie są tylko czynniki finansowe. Młodych zawodników trzeba też objąć szerszym szkoleniem, dostępem do sprzętu. Klubów na to nie stać. Trzeba stworzyć im takie warunki, żeby mogli rywalizować o te miejsca w kadrze. Nikt pieniędzy lekką ręką nie chce jednak dać. Nie może tego wziąć na siebie jedna instytucja. Powinny zaangażować się Polski Związek Narciarski, Ministerstwo Sportu, Polski Komitet Olimpijski. Można byłoby stworzyć taką fundację, która zadbałaby o sprzęt dla klubów - powiedział w rozmowie z Dawidem Górą Rafał Kot, prezes klubu AZS Zakopane.

Rozwiązania zatem są. Teraz, z pomocą państwa, trzeba zacząć je realizować. I to jak najszybciej. Nie ma na co czekać. Od wielu lat zachwycamy się polskimi skokami. I nadal możemy to robić, bo Kubacki i Stoch skaczą fantastycznie. Trzeba jednak myśleć o przyszłości, o tym, co będzie po nich.

Czytaj także: Kamil Stoch coraz bliżej kolejnej legendy

Rok czy dwa słabsze nie będą jeszcze wielkim problemem. Zmiana pokoleniowa w każdym sporcie jest czymś naturalnym. Ważne, żeby przerwa w sukcesach nie potrwała jednak dłużej. Materiał ludzki jest, bo "Nigdy nie było tak dobrze, jeśli chodzi o liczbę trenujących dzieci. Zawody dla najmłodszych Lotos Cup musieliśmy nawet podzielić na Lotos Kids, bo dzieci jest aż tak dużo" - stwierdził w Zakopanem Apoloniusz Tajner.

Czekamy zatem na realizację pomysłów Adama Małysza oraz Rafała Kota. Żeby wiele zdolnej polskiej młodzieży nie odeszło ze skoków po dwóch słabszych latach. A wtedy sukcesy znów przyjdą i skoki dalej będą jednym z polskich sportów narodowych.

Komentarze (12)
avatar
Daria Grzyb
28.01.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Jaki alarm? Tajner dwa dni temu mówił że tak dobrze to dawno już nie było........ 
avatar
yes
28.01.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
"Lotos Cup musieliśmy nawet podzielić na Lotos Kids, bo dzieci jest aż tak dużo" - stwierdził w Zakopanem Apoloniusz Tajner' - może kiedyś poskacze inny Tajner? Może Leopold będzie zawodnikiem? 
avatar
Franek Dolas
28.01.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Mieliśmy Małysza …… Czytaj całość
avatar
Godfather-Darth Vader
28.01.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
A gdzie jest Dyzma - Tajner????????????????? Wnuka przewija???????????????? 
avatar
pareidolia
28.01.2020
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Problem zostałby rozwiązany warunek : Tajner i Małysz muszą odejść. Tajner od lat wisi na plecach skoczków i nie robi nić z zapleczem. Małysz przyczynił się do odejścia S .Horngachera. Za dużo Czytaj całość