Podczas drugiej serii konkursu w Rasnovie doszło do nietypowej sytuacji. Opady śniegu zaskoczyły organizatorów, którzy zbyt późno zaczęli oczyszczać tory najazdowe. To doprowadziło do tego, że zawodnicy osiągali bardzo słabe rezultaty. Swoją dezaprobatę okazał Roman Koudelka, który po swoim skoku wykonał wymowny gest (czytaj więcej TUTAJ).
Po chwili ogłoszono przerwę, a następnie anulowanie wyników drugiej serii. To oznaczało, że piątka zawodników będzie musiała powtórzyć swoje skoki. W tym gronie znalazł się Aleksander Zniszczoł.
- Niecodzienna sytuacja i bardzo męcząca. Była bardzo szybka decyzja. Na początku mieliśmy jechać jako ostatni zawodnicy, a tu się okazało, że przed czołową dziesiątką. Wszystko działo się biegiem - powiedział polski skoczek w rozmowie z TVP Sport.
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Piekielnie trudne zadanie Dawida Kubackiego. "Stefan Kraft się obroni!"
Podopieczny trenera Michala Doleżala mógł być niezadowolony. W momencie przerwania serii znajdował się bowiem na prowadzeniu. Ostatecznie zajął w konkursie 24. miejsce, co można uznać za przyzwoity wynik.
- Pomyślałem sobie "no co za dziady" - skomentował moment przerwania konkursu. - Skok naprawdę bardzo fajny, odległość też satysfakcjonująca - dodał.
Szansę na poprawienie swojego dorobku Aleksander Zniszczoł będzie miał już w sobotę. O godz. 11:00 rozpoczną się kwalifikacje. Jeżeli Polak przez nie przebrnie, wystąpi w konkursie zaplanowanym na godz. 12:45.
Czytaj także:
- Wojciech Skupień pracuje na budowie, a Tomisław Tajner wypożycza narty. Drugie życie skoczków
- Puchar Świata Rasnov 2020. "Powtórek aż się nie chce oglądać"