69. Turniej Czterech Skoczni. Kilka sekund dramatu na skoczni w Bischofshofen. Mija już sześć lat

PAP / DPA/Daniel Karmann / Nicholas Fairall tuż po upadku w Bischofshofen
PAP / DPA/Daniel Karmann / Nicholas Fairall tuż po upadku w Bischofshofen

Wylądował, głowa poleciała mu do przodu. Nie utrzymał równowagi i runął na zeskok. Leżał bezwładnie. Szybko otoczyli go lekarze. Na skocznię jako zawodnik już nigdy nie wrócił. Mija sześć lat od upadku Amerykanina Nicholasa Fairalla w Bischofshofen.

Pierwszy sygnał ostrzegawczy otrzymał na treningu. Upadł w pierwszej serii próbnej. Wstał jednak o własnych siłach. Drugi trening odpuścił, by jak najwięcej sił zachować na kwalifikacje.

Gdy siedział na belce startowej nie widać było po nim zdenerwowania. Odepchnął się, przyjął sylwetkę najazdową i ruszył. Jak zwykle na rozbiegu w Bischofshofen jechał i jechał. Wreszcie wybił się. W powietrzu leciał spokojnie, nic nie zapowiadało dramatu, który wydarzył się chwilę później.

Nicholas Fairall wylądował przed 125. metrem i nagle głowa poleciała mu do przodu. Nie utrzymał równowagi. Jeszcze przy dużej prędkości uderzył ciałem o zeskok. Bezwładnie leżał. Podbiegli do niego medycy, a na trybunach skoczni zrobiła się cisza. Wszyscy w napięciu czekali na jakiekolwiek informacje.

ZOBACZ WIDEO: Skoki. Ogromna siła psychiczna Polaków. "Obawiałem się, że wydarzenia z początku TCS ich zdeprymują"

Amerykanin trafił na nosze i do karetki. Szybko przewieziono go do szpitala. Kwalifikacje trwały dalej, ale wyniki zeszły na dalszy plan. Wszyscy byli myślami przy skoczku z USA. Niestety ze szpitala nie dotarły dobre wieści: złamane żebro, przebite płuco i co najgorsze uszkodzony kręgosłup.

Jeszcze w Austrii Fairall przeszedł operację. Sprawdził się jednak najgorszy scenariusz. Uraz kręgosłupa okazał się na tyle poważny, że do dzisiaj Amerykanin porusza się na wózku inwalidzkim. Jego kariera skoczka narciarskiego brutalnie zakończyła się w Bischofshofen, ale miłość do sportu nie zgasła.

Rok po dramatycznych przeżyciach Fairall wrócił do Bischofshofen na finałowy konkurs kolejnej edycji Turnieju Czterech Skoczni. Startować już nie mógł. Na konferencji prasowej opowiedział jednak o swoich przeżyciach, o długiej i trudniej rehabilitacji i o nowej pasji sportowej. Został przy nartach, ale już nie na śniegu, a na wodzie.

- Pół roku po wypadku po raz pierwszy założyłem narty wodne. Jazda za rozpędzoną motorówką, uczucie prędkości, przecinanie wody było niesamowite. Życie ma tendencję do rzucania nam kłód pod nogi. Narciarstwo wodne sprawia mi przyjemność, powoduje, że się uśmiecham i widzę uśmiech na twarzach innych ludzi - tłumaczył.

W 2016 roku zadebiutował w pierwszych zawodach na nartach wodnych. Trzy lata później reprezentował już USA na mistrzostwach świata w tej dyscyplinie.

Tuż po upadku Amerykanina w Bischofshofen piękny gest zrobił Wojciech Fortuna. Mistrz olimpijski z Sapporo, który wiele lat swojego życia spędził w Stanach Zjednoczonych, oddał swój złoty medal na licytację. Postawił tylko jeden warunek - chciał, żeby wylicytowany medal trafił do Muzeum Sportu i Sztuki w Warszawie.

Medal kupiła odzieżowa firma 4F za 50 tys. dolarów. Wojciech Fortuna zdecydował, że połowę kwoty (25 tys. dolarów) przekaże na rehabilitację Fairalla, a drugie 25 tys. dolarów na rehabilitację łyżwiarki Natalii Czerwonki. Medal, zgodnie z życzeniem mistrza, trafił do muzeum.

W środę w Bischofshofen, na tej samej skoczni gdzie sześć lat temu dramat przeżył Fairall, odbędzie się finał 69. Turnieju Czterech Skoczni. Jako lider zawodów do konkursu przystąpi Kamil Stoch, który o 15,2 punktu wyprzedza rodaka Dawida Kubackiego i o 20,6 punktu Halvora Egnera Graneruda. Początek zawodów o 16:45.

Czytaj także:
Premia przed finałem. Tyle otrzymał Kamil Stoch za wygranie kwalifikacji
Pierwsza próba sił dla Kamila Stocha! Co za skok Polaka! Sensacyjna porażka Słoweńca

Komentarze (2)
avatar
jahu61
6.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Godna postawa Fortuny, sportowiec o wielkich wartościach. Przykład dla wielu...